Wojciech Szeląg: Ten upiorny liberalizm
W mediach trwa proces uporczywego "przyprawiania gęby" - a raczej odrażającej mordy - gospodarczym liberałom. W coraz bardziej karkołomny sposób robi to Mój Ulubiony Felietonista, ale - trzeba mu to oddać - ma naśladowców, którzy nie ustępują mu w gorliwości. Skoro zanosi się na to że wkrótce polskie matki będą straszyć liberałami niegrzeczne dzieci - a może w niektórych domach już to robią? - ktoś powinien próbować położyć tamę temu szaleństwu. Ktoś? A dlaczego nie ja?
Zgoda, że wizja zarabiania nie jest jedynym powodem ludzkiej aktywności w gospodarce, trudno jednak samą wolą "zrobienia czegoś" czy "zostawienia po sobie śladu" posmarować przysłowiową kromkę chleba, nie mówiąc już o zaspokojeniu bardziej wyrafinowanych potrzeb. Gdyby tak było na jakąkolwiek aktywność pozwalaliby sobie tylko ci, którzy mają pieniądze - tylko skąd by je wzięli?
Jednym z mitów uparcie kreowanych przez przeciwników liberalizmu - czyli przeciwników wolności - jest rzekoma niechęć liberałów do płacenia podatków. Rzekoma, bo liberał, owszem, wzdraga się przed płaceniem podatków, ale tych nadmiernych i niesprawiedliwych. Wynika to ze zwykłego zdrowego rozsądku, bo nie każdy podatek ma sens i łatwo to udowodnić. Wyobraźmy sobie że państwo wprowadza stawkę podatku dochodowego na poziomie 100 proc., czyli zabiera każdemu z nas wszystko co zarobił. Jak odpowiedziałaby na to gospodarka?
Oczywiście zmniejszeniem aktywności zawodowej i ucieczką w szarą strefę. Czy byłoby to sprzeczne z prawem? Tak. Czy byłoby to zgodne ze zdrowym rozsądkiem? Jak najbardziej. Ale krzyk: "nie chcą płacić!" i tak by się podniósł. Powiecie że to wymyślony przykład? Przypomnę że całkiem niedawno partia Razem proponowała dla najbogatszych stawkę 75 proc.!
Liberał wie, że podatki płacić trzeba, bo w naszych obecnych realiach nikt rozsądny nie zamierza tworzyć prywatnej administracji, sądownictwa, armii czy policji - to domena państwa. Owszem, istnieją prywatne szkolnictwo czy opieka zdrowotna, ale jako uzupełnienie podstawowego systemu. Powstały, ponieważ publiczne szkoły czy państwowa ochrona zdrowia nie realizują na odpowiednim poziomie celów, do których zostały powołane.
Dlatego zupełnie nie dziwią mnie reakcje na ten punkt Polskiego Ładu, który zakłada zebranie od większości z nas dodatkowych pieniędzy na publiczną ochronę zdrowia - najbardziej wymowna wydaje się tu metafora dolewania kolejnych litrów wody do dziurawego wiadra.
Skąd - nie tylko liberał - ma wziąć w sobie determinację by wpłacać pieniądze na konto NFZ, gdy w zamian na całkiem prosty zabieg medyczny miałby czekać lata? Skąd by finansować szkołę, z której jego dzieci wynoszą tak wiele Wiedzy Absolutnie Zbytecznej doprawionej ostatnio ideologicznym sosem? Skąd by łożyć na sądownictwo w którym - po wszystkich zmianach w ostatnich latach - na wyrok w naszej sprawie przychodzi nam czekać nierzadko dekady.
Czy naprawdę tak trudno pojąć że nie chcemy płacić za towar czy usługę z których jakości nie jesteśmy zadowoleni? Czy inaczej każdy z nas działa na co dzień? Tyle że złego hydraulika możemy po prostu pogonić, a rozpadające się po jednym użyciu buty - oddać do sklepu. Odmówić finansowania marnej jakości usług ze strony państwa - niestety, nie możemy.
A skoro tak - tym większa odpowiedzialność leży po stronie tych, którzy za tę jakość odpowiadają i szukanie liberalnego kozła ofiarnego nic tu nie zmieni. "Potrzebujemy podatków progresywnych po to, żebyśmy mieli porządnej jakości usługi publiczne" - uważa Adrian Zandberg. Dokładnie odwrotnie - potrzebujemy porządnej jakości usług publicznych by ludzie podatki nie tylko musieli płacić, ale także chcieli. Nie tylko liberałowie.
Wojciech Szeląg