BGŻ nie stawiał oporu
Panie Michale! Bank w potrzebie! A Pan nie wstajesz? Za szablę nie chwytasz?! Nie. Bo i po co? W historii Banku Gospodarki Żywnościowej rozdział "Przygody Pana Michała" został zamknięty
Nim jednak rozpoczną się rozważania, czy Michał Machlejd był dobrym prezesem BGŻ, czy też jego obecność w banku podziałała na instytucję źle, trzeba sobie uświadomić jedno - względy merytoryczne odwołania Michała Machlejda są jedynie usprawiedliwieniem z dawna spodziewanej czystki natury politycznej. Wszak za chwilę minie rok, odkąd ekipa SLD-PSL-UP przejęła rządy w kraju, a tu taki afront - w BGŻ nadal nie ma "naszego" człowieka.
To powinno uciąć spekulacje na temat jakości rządów odchodzącego prezesa banku. Nie od niego zależało, w którą stronę miał podążyć BGŻ i jaką rolę pełnić w polskim systemie bankowym. Nie od niego zależała strategia instytucji. Tak samo, jak nie będzie zależała od nowego prezesa. Wszystko jest w rękach właściciela - Skarbu Państwa, który - co nieraz sam pokazał - właścicielem dobrym nie jest.
Skarb ma plan wobec banków, w których jeszcze rządzi. Plan ambitny, którego realizacja znacznie uporządkowałaby podział kompetencji państwowych instytucji finansowych. Problem w tym, że nikt nie może dać gwarancji jego powodzenia. Zresztą najnowsze zamierzenia resortu skarbu są jedynie nowymi zamierzeniami, ponieważ każda kolejna ekipa rządząca ma własną wizję, co zrobić z bankami. I tak wizja goni wizję, ekipa ekipę, prezes zastępuje prezesa. Niby wszystko się jakoś kręci, banki państwowe niby wykazują przyzwoite zyski, niby spełniają funkcje wynikające bardziej z tradycji niż z potrzeby chwili, a ludzie, którzy nimi zarządzają, są niby świadomi tymczasowości stanowiska. Zbyt wiele jednak tego "niby", ale tak chyba musi być w każdej instytucji pozbawionej silnego, zdecydowanego, konsekwentnego i aktywnego właściciela.BGŻ nie jest wyjątkiem, chociaż jest tym kawałkiem bankowego tortu, o który należy szczególnie zadbać.
Wymiana prezesa dużego banku nie jest nieszczęściem. O los Michała Machlejda również nie należy się martwić - kto raz wejdzie do bankowej rzeki, tego jej nurt tak łatwo nie puści.
A na razie, panie Michale, szabelkę schować, położyć się plackiem, odpocząć. Najlepsze wyjście.