BIG InfoMonitor: Dłużnicy alimentacyjni są nam winni ponad 8 mld zł
Przepisy nakładające na gminy obowiązek wpisywania dłużników alimentacyjnych do Biur Informacji Gospodarczej obnażyły ogrom problemu, jakim jest uchylanie się Polaków od łożenia na swoje dzieci. Z osób, które nie wspierają finansowo swoich potomków po rozpadzie rodziny, i za które świadczenia wypłaca państwo, już dziś można byłoby stworzyć miasto liczniejsze od Gdyni. Niemal 260 tys. rodziców jest winne budżetowi państwa, czyli nam wszystkim, ponad 8 mld zł - wynika z danych BIG InfoMonitor.
Na koniec stycznia tego roku w BIG InfoMonitor widniało 259,5 tys. dłużników alimentacyjnych. Wpisani zostali oni przez ponad 2 100 gmin z 2 478 działających w Polsce. Oznacza to, że część gmin wciąż nie przekazywało do rejestru dłużników danych o osobach, za które alimenty wypłaca państwo z Funduszu Alimentacyjnego.
Z każdym tygodniem przybywa jednak jednostek samorządowych, które dostosowują się do przepisów obowiązujących od lipca zeszłego roku, dlatego - choć ponad 8 mld zł zadłużenia i blisko 260 tys. dłużników już teraz robi piorunujące wrażenie, to i tak nie oddaje jeszcze całego rozmiaru problemu.
- Można powiedzieć, że nowelizacja kodeksu karnego nakazująca samorządom wpisywać dłużników alimentacyjnych do wszystkich BIG-ów w kraju spełniła już znaczącą rolę. Po pierwsze, utrudnia niesolidnym rodzicom zaciąganie kredytów, zakupy z odroczoną płatnością, a nawet prowadzenie działalności gospodarczej. Po drugie, pozwoliła zebrać informacje w jednym miejscu i pokazać je publicznie, co uświadomiło społeczeństwu, jak trudna w Polsce jest egzekucja alimentów. Liczę, że będzie to bodziec do podjęcia kolejnych działań w celu poprawy ściągalności długów alimentacyjnych - mówi Sławomir Grzelczak, prezes BIG InfoMonitor.
Zdaniem Iwony Janeczek, współzałożycielki Stowarzyszenia Poprawy Spraw Alimentacyjnych "Dla Naszych Dzieci", zaostrzenie ściągalności alimentów pozwoliłoby poszukującemu pieniędzy budżetowi państwa zyskać miliardy złotych i to bez wprowadzania nowych podatków. - Niezapłacone na rzecz Funduszu Alimentacyjnego długi dłużników alimentacyjnych to przecież pieniądze państwa, leżące w jego zasięgu. Nawet jeśli nie uda się odebrać całości, to i tak w grę wchodzą ogromne sumy - zwraca uwagę Iwona Janeczek, przekonując jednocześnie, że uszczelnienie ściągalności alimentów nie tylko wzmocniłoby kasę państwa, ale również dałoby szansę na podniesienie poziomu maksymalnego dochodu na osobę ubiegającym się o świadczenia z Funduszu Alimentacyjnego. - Obecnie, aby starać się o alimenty ze strony państwa w sytuacji, gdy nie płaci rodzic, dochody na osobę w gospodarstwie domowym nie mogą przekraczać 725 zł. W momencie, gdy zainteresowanych pomocą Funduszu byłoby mniej, próg dochodowy mógłby być wyższy. Ale główną konsekwencją zwiększenia ściągalności byłoby płacenie przez rodziców na swoje dzieci. I o to chodzi nam najbardziej - mówi przedstawicielka stowarzyszenia. Organizacja "Dla Naszych Dzieci", aby zwrócić uwagę na skalę problemu, zachęca opiekunów niealimentowanych dzieci, jak i same dzieci, do pisania maili do posłów na ten temat.
Z szacunków, m.in. stowarzyszenia "Dla Naszych Dzieci", wynika, że alimentów w Polsce nie otrzymuje około miliona dzieci. Jednak ze względu na ograniczenia dochodowe Fundusz Alimentacyjny pomaga rocznie około 330 tys. dzieci, wypłacając za 243 tys. rodziców świadczenia o łącznej wartości około 1,5 mld zł - można przeczytać w raporcie Ministerstwa Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej za 2014 rok.
Przeciętna kwotą, jaką rodzic wpisany przez samorząd do BIG InfoMonitor jest winny państwu, a tym samym dziecku lub dzieciom, przekracza 30,9 tys. zł. Biorąc pod uwagę, że Fundusz Alimentacyjny średnio wypłaca na dziecko co miesiąc 374 zł (dane za 2014 r.), są to pieniądze za prawie 7 lat. Ilu dzieciom i przez jaki okres nie płacił alimentacyjny rekordzista, trudno nawet sobie wyobrazić, bo winny jest ponad pół miliona złotych. 41-latek z Krakowa ma do zwrotu 570,3 tys. zł. Za taką kwotę można w tym mieście kupić dwupokojowe mieszkanie w odremontowanej kamienicy na Starym Mieście lub ponad 100 m.kw. w mniej atrakcyjnej lokalizacji.
- Tak wysoka zaległość dla większości osób jest już właściwie poza zasięgiem spłaty i powoduje przejście dłużnika do szarej strefy. O ile tarapaty finansowe wywołane innego rodzaju zaległościami mogą, dzięki ogłoszeniu upadłości konsumenckiej, być przynajmniej częściowo umorzone, to zgodnie z prawem długi alimentacyjne umorzeniu nie podlegają. Dlatego bardziej restrykcyjne rozwiązania w odzyskiwaniu alimentów służyłyby nie tylko dziecku i odciążeniu państwa zmuszonego finansować Fundusz Alimentacyjny - ok. 1,5 mld zł rocznie, ale również ograniczyłyby rozwój, szkodliwej dla gospodarki, szarej strefy. Nie spychałoby dłużników alimentacyjnych na margines społeczny i do gospodarczego podziemia. Osoby te po pewnym czasie mogą żałować swoich poczynań, ale ze względu na ogrom długu trudno im już wyjść na prostą - mówi Sławomir Grzelczak, prezes BIG InfoMonitor.
Z danych przekazywanych przez samorządy do BIG InfoMonitor wynika, że najwięcej swoim dzieciom winni są mieszkańcy łódzkiego. Kwota długów z niezapłaconych alimentów, które musiało wziąć na swoje barki państwo, narosła tu już do 1 miliarda złotych.
W Łódzkiem rekordowa jest też liczba dłużników alimentacyjnych przypadająca na 1000 dorosłych mieszkańców - sięga niemal 12 osób na 1000. Gorzej niż przeciętnie sytuacja wygląda również w województwach warmińsko-mazurskim i zachodniopomorskim, gdzie na 1000 dorosłych przypada ok. 11 dłużników alimentacyjnych. Znacząco na minus wyróżnia się też woj. pomorskie, gdzie wśród 1000 dorosłych mieszkańców jest prawie 10 osób z długiem alimentacyjnym wpisanym do rejestru dłużników. Przeciętnie w kraju 8,2 osoby na 1000 ma dług alimentacyjny, co oznacza, że statystycznie jeden na 121 dorosłych Polaków, to rodzic, który nie chce utrzymywać swojego dziecka i z tego powodu wpisany jest do BIG.
Niepłacenie alimentów to głównie domena mężczyzn. Wśród 259,5 tys. dłużników alimentacyjnych zgłoszonych do BIG InfoMonitor, kobiety - 11,9 tys. - stanowią niecałe 5 proc. Niższa niż w przypadku mężczyzn jest też kwota ich zaległości alimentacyjnych - przeciętnie to 22,3 tys. zł, wobec 30,9 tys. zł ogółem.