Dlaczego WIRON ma zastąpić WIBOR i kiedy to nastąpi?
Od 2 grudnia wskaźnik WIRON może być używany w transakcjach jako benchmark - wskazuje GPW Benchmark. Dlaczego w ogóle doszło do tego, że kredytobiorcy mają zaciągać zobowiązania na zupełnie nową stopę?
- Od 2 grudnia (...) to może być już stosowane przez instytucje finansowe i fundusze jako benchmark - powiedziała Izabela Olszewska, wiceprezes Giełdy Papierów Wartościowych w Warszawie podczas niedawnego Kongresu Bankowości Detalicznej.
Dlaczego zupełnie nowy, raczkujący wskaźnik WIRON ma zastąpić WIBOR, czyli stopę będącą podstawą oprocentowania lwiej części umów kredytowych zawartych w Polsce na hipoteki, pożyczki gotówkowe, oprocentowanie obligacji, kredyty dla przedsiębiorstw, leasing itp.? Zanim na to odpowiemy, zatrzymajmy się na chwilę, żeby przyjrzeć się, co dolega stawce WIBOR, którą - choć stara nie jest, bo w przyszłym roku stuknie jej zaledwie trzydziestka - w kwietniu tego roku na śmierć skaza jął sam premier Mateusz Morawiecki. I obiecał przy tym, że kredytobiorcy skorzystają.
Pochylmy się nad WIBOR i zbadajmy, co tę stopę najbardziej boli. Na pierwszy rzut oka jest zdrowa i certyfikat zdrowia wydali jej europejscy regulatorzy kilka lat temu orzekając, iż spełnia kryteria unijnego prawa, czyli rozporządzenia BMR. Czemu więc premier skazał ją na śmierć, jakby była toksyczna? Niedawno Komisja Nadzoru Finansowego w komunikacie powiedziała wyraźnie: "WIBOR jest OK". Po co więc się czepiać? Komu wierzyć?
Trochę historii jest tu konieczne. W pradawnych czasach, które ledwo pamiętają najstarsi bankierzy, gdzieś w latach 60. zeszłego stulecia na największym rynku pieniężnym świata, w Londynie, banki pożyczały sobie nawzajem coraz więcej pieniędzy. System finansowy się wtedy rozrastał i globalizował. W bogatych krajach ludzie odkładali góry depozytów i banki detaliczne nie za bardzo wiedziały co z tym groszem zrobić. A równocześnie powstawały globalne instytucje hurtowe i inwestycyjne, które tylko czyhały, żeby pożyczyć pieniądze np. na inwestycje w krajach rozwijających się i mieć z tego potężne stopy zwrotu.
Londyńscy bankierzy wymyślili więc stopę LIBOR, która miała oznajmiać, ile naprawdę kosztuje pieniądz w określonym czasie. Ile trzeba zapłacić za pożyczony pieniądz z jednego dnia na następny, a ile - jeśli pożyczamy na rok. Bank bankowi pożycza 20 mln dolarów na trzy miesiące a stopa LIBOR 3M pokazuje jakie ma zapłacić odsetki. Bo to, co stopa wskazała brało się z rzeczywistych transakcji - banki składały sobie oferty i ujawniały po ile sobie nawzajem płacą. LIBOR nazwano "stopą wolną od ryzyka", bo wiadomo, że bank bankowi zawsze odda. Oczywiście - do czasu.
Wszystko zmieniły dwa wydarzenia - manipulacje stopą LIBOR oraz wielki globalny kryzys finansowy. Manipulacje podważyły wiarygodność całego systemu finansowego, ale kiedy wybuchł kryzys banki na dodatek przestały sobie pożyczać pieniądze bez zabezpieczeń. Potem okazało się, że muszą pożyczać je od banku centralnego i tak już zostało do dziś. Brytyjski nadzór już kilka lat temu doszedł do wniosku, że skoro i banki sobie nie pożyczają, transakcje miedzy nimi są sporadyczne, nie ma sensu stosować stopy LIBOR, bo to fikcja.
Brytyjskim nadzorcom łatwo było skończyć z LIBOR, ale na całym świecie rozpowszechniły się w międzyczasie jej młodsze siostry, czyli -IBOR-y, bo były niezwykle użyteczne. Na warszawskim rynku międzybankowym zaczęto ogłaszać stopę WIBOR w 1993 roku. Ale po wielkim kryzysie wszędzie na świecie powstał ten sam problem - skoro nie ma transakcji, to skąd właściwie wiemy, jaka jest stopa? Jeśli banki nie pożyczają sobie pieniędzy, to skąd mamy wiedzieć, ile kosztuje pieniądz? A tym czasem na wszystkich -IBOR-ach zawieszone są tryliony dolarów, euro, franków i funtów kredytów, obligacji, a w końcu instrumentów pochodnych. W Polsce na WIBOR-ze - grubo ponad bilion złotych samych kredytów a z innymi instrumentami - ponad 7 bln zł.
Mądrzy ludzie w Unii doszli do wniosku, że trzeba coś z tym zrobić. Parlament Europejski w 2016 roku uchwalił rozporządzenie BMR. Jest ono owocem kompromisu pomiędzy wskazaniem kierunku koniecznych zmian a koniecznością tolerowania sytuacji, z której ostrożnie trzeba się wyczołgać, żeby nie doszło do wielkiej katastrofy. Bo gdyby zakazać stosowania -IBOR-ów z dnia na dzień - system finansowy po prostu by się rozpadł.
Szczęśliwie banki centralne - w USA, strefie euro, Wielkiej Brytanii i Szwajcarii - zakasały rękawy i - w przeciwieństwie do naszego rodzimego - poczuły się do odpowiedzialności za rozwiązanie największego problemu, z jakim zderzył się światowy system finansowy. Wszędzie tam "wyprodukowano" nowe stopy, wolne od ryzyka, oparte na pożyczkach zabezpieczonych. W Polsce - wobec wieloletniej bezczynności regulatorów - poszliśmy inną drogą. Powołana specjalnie spółka zależna warszawskiej giełdy GPW Benchmark zaczęła się zajmować reanimacją WIBOR w 2018 roku.
Nie można wieszać na niej psów - GPW Benchmark dokonała wielkiej sztuki. Z jednej strony wymyśliła matematyczne formuły pozwalające z transakcji na jeden dzień (overnight, ON, do takich dochodzi na rynku międzybankowym, choć jest ich niewiele) policzyć wartość stopy WIBOR na 3 lub 6 sześć miesięcy. Z drugiej - zbudowała z tego konstrukcję, która nie była sprzeczna z unijnym prawem. Efekt? Spółka uzyskała status administratora wskaźników referencyjnych, a reanimowana WIBOR uznana została za zgodną z BMR. Bo BMR dopuszcza kilka wyjątków. Sztuka polegała na tym, żeby te wyjątki powyjmować, a potem ulepić z nich regułę dla funkcjonowania WIBOR.
Biznes INTERIA.PL na Twitterze. Dołącz do nas i czytaj informacje gospodarcze
Problem polega jednak na tym, że świat już odjechał. Stopa LIBOR w USA, Szwajcarii, Wielkiej Brytanii po kilku latach pracy została zastąpiona innymi. Niewykluczone, że dojdzie do nowelizacji BMR, która zamknie pewne wykorzystywane dotąd furtki. Co wtedy stałoby się z WIBOR?
Największą dolegliwością stopy WIBOR polega na tym, iż nie odzwierciedla rzeczywistego rynku, choć jest poprawną - z matematycznego i prawnego punktu widzenia - estymacją wartości pieniądza. Ale BMR mówi - wskaźniki referencyjne powinny wynikać z transakcji, a nie z estymacji. Sposób wyliczania WIBOR poprzez "kaskadę danych" nie jest być może aż tak trudny do zrozumienia jak zasada nieoznaczoności Heisenberga, ale jest dość wymagający. Mamy więc drugą dolegliwość - jak to wytłumaczyć zwykłemu konsumentowi, który przychodzi do banku po kredyt na 30 lat? A prawo unijne mówi - konsumenta trzeba szanować. Trzeba mu wszystko wytłumaczyć jasno i przejrzyście.
WIBOR cierpi na jeszcze jedno schorzenie. Prawo unijne nakłada na banki obowiązek poinformowania konsumentów o tzw. klauzuli awaryjnej, czyli co się stanie z oprocentowaniem kredytu, kiedy wskaźnik będący podstawą umowy zaprzestanie być - z tych czy innych względów - ogłaszany. Banki zwlekały długo ze spełnieniem tego obowiązku, ale w końcu zaczęły aneksy rozsyłać. Czytaliśmy kilka takich aneksów. Ich treść jest daleka od jasności i przejrzystości o lata świetlne.
Skoro nie chcemy nie najstarszej, ale nieco schorowanej WIBOR, będziemy mieli WIRON. W czym będzie lepszy od WIBOR? I dla kogo? Czy warto wziąć kredyt na WIRON-ie, a może nawet hipotekę na 30 lat? Ile na tym można skorzystać? O co pytać w banku, jeśli już ktoś się tam zabłąka, a pracownik powie: to kredycik z WIBOR-em czy z WIRON-em? Na te pytania odpowiemy w kolejnym artykule.
Jacek Ramotowski
Zobacz również: