Dłużnicy zaczynają drżeć ze strachu
Rok 2010 to rewolucja na polskim rynku usług windykacyjnych. Dłużnicy zaczynają drżeć ze strachu, bo po latach względnego spokoju windykatorzy otrzymali skuteczne narzędzia i nie wahają się ich użyć.
Dotychczas było tak: nierzetelny klient lub firma przestawała płacić swoje zobowiązania kredytowe, druga strona upominała się o swoje należności, niestety często bezskutecznie. Ponaglenia, monity i wezwania do ostatecznej zapłaty pozostawały bez odpowiedzi, a czas płynął.
Nierzetelnego kontrahenta można było podać do sądu, ale to wiązało się ze znacznymi kosztami, angażowaniem prawnika, przewlekłością całego postępowania i niepewnym efektem końcowym. Część dłużników w tym momencie spłacała swoje zadłużenie, pozostali nadal unikali zobowiązań.
Komornik w wielu przypadkach okazywał się niezbędnym narzędziem egzekucji, jednak i on nie zawsze był w stanie odzyskać dochodzonego roszczenia. Gdy wierzyciel doszedł już do tego etapu działań windykacyjnych i nie uzyskał zakładanego efektu, często po prostu się poddawał.
Od tego roku proces egzekucji może być jednak szybszy, tańszy i przede wszystkim skuteczniejszy. W styczniu 2010 r. został uruchomiony e-Sąd, czyli Wydział Cywilny Sądu Rejonowego w Lublinie, który przeprowadza "Elektroniczne Postępowanie Upominawcze". Dzięki temu wierzyciele w krótkim czasie mogą uzyskać tytuł wykonawczy, na podstawie którego dochodzą swojego roszczenia. Dzieje się to przez internet, co pozwala zaoszczędzić czas (postępowanie trwa do 2 tygodni), papier (nie ma potrzeby przekazywania dokumentów w formie papierowej) i czas pracy (pozwy generowane są automatycznie i masowo).
Po kilku miesiącach działalności e-Sądu okazuje się, że stał się on przede wszystkim narzędziem firm windykacyjnych, które wykorzystują zalety nowego rozwiązania w polskim sądownictwie. Od 4 stycznia 2010 r. (tj. dnia uruchomienia elektronicznej Temidy) wpłynęło do niego ponad 180 tys. pozwów, a w 142 tys. spraw wydano już nakazów zapłaty. Dziennie nawet 1600-1800 pozwów otrzymuje takie nakazy.
Polska jest czwartym krajem w Europie - po Niemczech, Wielkiej Brytanii i Czechach - który wprowadził tego rodzaju elektroniczny system.
Najwięcej pozwów złożyły firmy windykacyjne. Ich przedmiotem są przede wszystkim niezapłacone faktury za usługi telekomunikacyjne. Łączna suma kwot, których domagają firmy windykacyjne, to ponad 100 mln zł. - Średnia kwota sporu to ponad 1,7 tys. zł - podał rzecznik Sądu Okręgowego w Lublinie Artur Ozimek.
14 czerwca 2010 roku weszła w życie nowa Ustawa o udostępnianiu informacji gospodarczych i wymianie danych gospodarczych. Od tego dnia do biur informacji gospodarczych swoich dłużników mogą zgłaszać nie tylko przedsiębiorcy, ale także samorządy terytorialne, szpitale, fundacje i stowarzyszenia, a nawet osoby prywatne.
Na tzw. czarne listy dłużników mogą trafić podmioty które zalegają z płatnością od co najmniej 60 dni, a wysokość długu przekracza 200 złotych w przypadku konsumentów i 500 złotych w przypadku przedsiębiorców.
Wierzyciel informuje, że w przypadku braku uregulowania zadłużenia dane nierzetelnego kontrahenta zostaną przekazane do jednego z biur informacji gospodarczej. Dłużnik ma 30 dni na spłacenie zobowiązania, gdy to nie następuje, wpis do BIG-u staje się faktem. Dostęp do takiego rejestru ma wiele podmiotów, w tym przede wszystkim banki, operatorzy telekomunikacyjni, dostawcy internetu, telewizje kablowe, itd. W efekcie nieświadomy konsekwencji konsument może zostać na dobre pozbawiony dostępu do wielu usług, a już na pewno nie otrzyma pożyczki bankowej.
Oczywiście może dokonać płatności zaległego zobowiązania i odzyskać wiarygodność, należy jednak pamiętać, że w rejestrach BIG pozostanie historia. Najlepiej więc nie trafić w ogóle na tzw. czarną listę dłużników.
Z badań TNS OBOP wynika, że 13 proc. dorosłych Polaków (ok. 4 mln obywateli) ma dłużników. W większości (2,6 mln) są to nieoddane pożyczki udzielone rodzinie lub znajomym.
Największym wygranym, po wprowadzeniu w życie wspomnianej ustawy, są wierzyciele wtórni (przede wszystkim firmy windykacyjne). Dotychczas nie mieli oni prawa przekazywać danych gospodarczych do BIG-ów. Szacuje się, że wkrótce przekażą nawet 3 miliony informacji o nierzetelnych kontrahentach.
Czas pokaże, czy nowe narzędzia w rękach indykatorów okażą się skuteczne, a wartość odzyskiwanych wierzytelności wzrośnie. Wydaje się jednak, że samo zainteresowanie mediów tą tematyką było już wystarczającym bodźcem dla niektórych dłużników, aby nareszcie uregulować zaległe zobowiązania.
Jakub Szpiegowski