Felieton: Prawo restrukturyzacyjne - sukces czy porażka?
Długo oczekiwana ustawa Prawo restrukturyzacyjne okazała się kompletną porażką. Z założenia miała to być rewolucja w postępowaniach upadłościowych, które w obecnym otoczeniu prawnym niemal w każdym przypadku kończą się likwidacją działalności danego podmiotu.
W Art. 3 ustawy poznajemy cele, jakie postawił przed sobą ustawodawca tworząc ten akt prawny: "Celem postępowania restrukturyzacyjnego jest uniknięcie ogłoszenia upadłości dłużnika przez umożliwienie mu restrukturyzacji w drodze zawarcia układu z wierzycielami (...)".
Cel szczytny, ale same chęci nie wystarczą, a twórcom ustawy nie udało się w sposób istotny poprawić prawa w zakresie postępowań upadłościowych.
Wśród autorów ustawy nie brakło wybitnych specjalistów. Wśród nich znajdziemy m.in. najwybitniejszych w Polsce sędziów upadłościowych. Tylko upadłość, to nie to samo, co restrukturyzacja. Jeśli faktycznie chcemy stworzyć skuteczne narzędzia prawne do pomocy przedsiębiorcom, zagrożonym upadłością, musimy przynajmniej trochę wczuć się w rolę. Zarządzanie firmą, której osiągane przychody są w sposób istotny niższe od kosztów, przypomina trochę klimat prowadzenia biznesu na polu bitwy. Na dodatek przedsiębiorca znajduje się pod stałym ostrzałem. Kto do niego strzela? Niemal wszyscy, z którymi dana firma prowadzi jakieś działania biznesowe. W tym banki (jeśli zalegamy ze spłatą kredytu), kontrahenci (upominający się o zapłatę wystawionych faktur) oraz windykatorzy. Najczęstszą korespondencją, którą otrzymuje przedsiębiorca pocztą, są wezwania do zapłaty. Co gorsze: mogą też w każdej chwili pojawić się komornicy, którzy dość szybko dokonują zajęcia wszystkich kont bankowych firmy.
Już z pobieżnej analizy opisanej wyżej sytuacji, widać jak powinna wyglądać restrukturyzacja, aby dawała szanse na skuteczną pomoc dla przedsiębiorcy. Powinno być to działanie proste, szybkie i tanie.
W przeciwnym razie próba pomocy okaże się porażką, bez względu na intencje tych, którzy z taką pomocą przychodzą.
Jak zatem powinna wyglądać pomoc firmie, która jest zagrożona upadłością? Słusznym założeniem twórców ustawy było powołanie do życia całkiem nowego zawodu, jakim ma być doradca restrukturyzacyjny. Tenże doradca ma być łącznikiem pomiędzy przedsiębiorcą, wierzycielami, a sądem. To do jego zadań będzie należała nie tylko błyskawiczna analiza sytuacji danego podmiotu, ale także stworzenie, w ciągu 30 dniu planu restrukturyzacyjnego, który trafi do sądu, celem rozpoczęcia działań prawnych, zmierzających do ratowania danej firmy.
Rozwiązanie samo w sobie jest genialne. Pozostaje pytanie: skąd nagle (ustawa wchodzi w życie od 1 stycznia 2016 roku) wziąć tak wyjątkowych specjalistów? Sposób doboru tychże osób do elitarnego grona "doradców restrukturyzacyjnych" to chyba największa porażka ustawy. Otóż od 1 stycznia przyszłego roku licencja syndyka zamienia staje się automatycznie licencją doradcy restrukturyzacyjnego. Trudno o większy absurd, w szczególności, że dziś praca syndyków sprowadza się przede wszystkim do skutecznej i szybkiej likwidacji majątku dłużnika.
Za "pseudo-pomoc" doradcy ma płacić - i to wcale niemało - zleceniodawca. Ustawodawca założył, że praca doradcy restrukturyzacyjnego nad doprowadzeniem do zawarcia układu z wierzycielami ma trwać 12 miesięcy. A skąd w tym czasie wziąć środki na regulowanie bieżących płatności związanych z prowadzeniem działalności biznesowej, skoro już na starcie brakuje środków w kasie przedsiębiorcy i to niemal na wszystko?
Łatwo jest krytykować, szczególnie w sytuacji, kiedy stworzony został bubel prawny tak ciężkiego kalibru. Jednak nie tylko krytyka tej ustawy jest moim celem. Niewątpliwym plusem jest fakt, że ktoś w końcu pomyślał o tym, że przedsiębiorcom należy się systemowa pomoc, gdy znajdą się oni w trudnej sytuacji finansowej. W obecnym otoczeniu prawnym takie firmy padają jak muchy. Wynika to jasno ze statystyk. A z pewnością wiele podmiotów dało by się bez problemu uratować, potrzebne są do tego jednak odpowiednie narzędzia.
Mocnym punktem ustawy jest też pomysł na opiekę nad sprawą doradcy restrukturyzacyjnego, oczywiście - pod warunkiem koniecznym - że jest to osoba posiadająca odpowiednie kwalifikacje. Do zadań doradcy należałaby analiza sytuacji danej firmy, w tym ocena, czy ratować ten podmiot. Na niektóre branże i usługi nie ma czasem miejsca na rynku. W takiej sytuacji, aby nie zwiększać strat konieczne jest szybkie przeprowadzone postępowanie likwidacyjne. Jeśli jednak doradca stwierdzi, że firma posiada odpowiedni potencjał i warto się pochylić nad jej restrukturyzacją, musimy szybko odpowiedzieć na pytanie: Co Cię boli i dlaczego? Być może zarząd podmiotu nieumiejętnie prowadzi biznes, być może firma poniosła ciężką stratę na jednym z kontraktów i nagle w kasie zabrakło środków? Na każdy stwierdzony problem potrzebne jest inne lekarstwo.
Moim zdaniem, bardzo częstym przypadkiem, kiedy dana firma wpada w ciężkie problemy finansowe, jest nieetyczne działanie podmiotu dominującego. Mam tu na myśli taki podmiot, z którym przedsiębiorca związany jest określoną umową, i na której realizację (lub zmiany) wpływ ma tylko druga strona. Takimi dominującymi podmiotami są np. banki, właściciele galerii handlowych, czy sieciowe hipermarkety. Dominującym podmiotem jest także generalny wykonawca: wobec swoich podwykonawców.
Kiedy pojawia się problem na linii przedsiębiorca - dominujący podmiot i ten drugi ani myśli, aby tę kwestię rozwiązać na drodze polubownej, strona słabsza nie ma żadnej obrony. Także w sytuacji, kiedy nieugięta postawa dominującego podmiotu godzi w interesy obydwu stron i jest niezgodna z zasadami współżycia społecznego. Mam na myśli częste sytuacje, które znam ze swojej praktyki, tj. odmowa banku na restrukturyzację kredytu, a następnie szybkie wszczęcie postępowania egzekucyjnego. Przy tego typu problemach danego przedsiębiorcy, kompletnie nie sprawdza się obecna droga sądowa (choćby ze względu na terminy rozpraw oraz wysokie koszty postępowania).
Receptą na tego typu sytuację byłby niewątpliwie arbitraż sądowy, który w trybie bardzo przyspieszonym rozstrzygałby spory wynikłe pomiędzy przedsiębiorcą, a podmiotem dominującym. W prostych sprawach tego typu spory można rozpoznać w ciągu kilku dni.
I to jest moje rozwiązanie - proste, szybkie i tanie. Ustawa Prawo restrukturyzacyjne, w obecnym brzmieniu, to akt prawny liczący blisko 120 stron. Prace nad ustawą trwały 3 lata.
Tę heroiczną pracę król Stanisław August Poniatowski skomentowałby pewnie tak: "szkoda czasu i atłasu". Zamiast obiecanej pomocy przedsiębiorcom, czeka ich rzeź. Z pewnością tak się zakończy każda próba ratowania firmy, jeśli sprawę oddamy w ręce pseudo-doradcy, który nie posiada żadnej wiedzy w temacie restrukturyzacji.
Przy przedstawionym przeze mnie rozwiązaniu, założenia, która mogłyby uchronić tysiące polskich firm przed bankructwem, można by pewnie spisać, na nie więcej niż 2-3 stronach. Po raz kolejny jednak chcieliśmy dobrze, wyszło jak zawsze.
Krzysztof Oppenheim
Nieruchomości Boża Krówka