"Gorączka złota" na rynku sztuki

Ceny za obrazy i rzeźby na aukcjach w Londynie i Nowym Jorku biją rekordy. Także w Niemczech domy aukcyjne przeżywają prawdziwy boom.

Prawie 142 miliony dolarów za "Tryptyk" Francisa Bacona, 105 milionów za grafikę Andy Warhola, 58 milionów za "Pudla z balonów" Jeffa Koonsa - dla superbogatych kolekcjonerów sztuki ceny nie odgrywają roli.

- Te niesamowite ceny są fascynujące, ale też i przerażające - przyznaje Markus Eisenbeis z kolońskiego domu aukcyjnego van Ham. - Idące w setki milionów dolarów sumy są dla przeciętnego śmiertelnika nie do pojęcia - dodaje. Dlatego marszandzi zwracają uwagę, że istnieje też "normalny" rynek handlu dziełami sztuki. - Te ogromny kwoty są mylące, bo istnieje zupełnie normalna grupa klientów płacących normalne ceny - przekonuje Gerline Teutschbein, która od trzydziestu lat prowadzi galerię sztuki we Frankfurcie nad Menem.

Reklama

Sezonowy interes

Handel w domach aukcyjnych w Niemczech nie przebiega tak spektakularnie jak w Nowym Jorku, Londynie czy Hongkongu. Pomimo tego niemieccy handlarze dziełami sztuki obracają milionami euro. Między Odrą a Renem działa wiele domów aukcyjnych. Największe z nich to Lempertz i van Ham w Kolonii, Naggel w Stuttgarcie, Villa Grisebach w Berlinie oraz Ketterer w Monachium.

Jednak handel w domach aukcyjnych ma charakter sezonowy. Aukcje odbywają się wiosną i na jesienią. - To rutynowy interes. Są na przemian fazy stresu i spokoju - wyjaśnia Karl-Sax Feddersen z domu aukcyjnego Lempertz w Kolonii. W miesiącach przed aukcją zbierane są dzieła i przedmioty. Dostarczają je kolekcjonerzy, spadkobiercy, rzadziej muzea. Prowadzone są rozmowy z ekspertami. Na koniec ustala się przedział cenowy. Dzieła wystawia się z reguły na kilka dni przed aukcją. Potencjalni klienci muszą mieć bowiem okazję do zapoznania się z nimi. Żaden katalog ani zdjęcie w internecie nie zastąpią bezpośredniego obcowania ze sztuką.

Czy to się sprzeda?

- Przed aukcją panuje napięcie - opowiada Feddersen. - To rodzaj żniw, gdzie kluczowe jest pytanie - czy to się sprzeda? Jeśli dane dzieło sztuki trafia pod młotek od ceny odliczana jest prowizja dla domu aukcyjnego. Przedmioty, które nie zostały sprzedane albo wędrują z powrotem do właścicieli, albo czekają na kolejną aukcję, gdzie próbuje się je jeszcze raz sprzedać po niższej cenie.

Czytaj raport specjalny "W poszukiwaniu zaginionych dzieł sztuki i innych skarbów kultury wywiezionych z Polski"

To, że dzieła pochodzące z określonych epok w historii sztuki osiągają zawrotne ceny, bierze się z ich niedoboru na rynku. I tak niemal wszystkie dzieła impresjonistów wiszą w muzeach albo znajdują się w rękach prywatnych kolekcjonerów. Jeśli pomimo to na aukcji pojawi się jakiś Monet czy van Gogh, klienci dosłownie "rzucają się" na nie, przebijając się w ofertach cenowych. Podobnie jest z dziełami ekspresjonistów czy modernistów.

Dom aukcyjny Lempertz sprzedał właśnie z powodzeniem "Martwą naturę" Lyonela Feiningera z 1912 roku. Obraz został nabyty za milion euro. Z kolei dom aukcyjny Villa Grisebach w Berlinie może pochwalić się sprzedanym obrazem Karla Schmidta-Rotluffa za 2,7 mln euro. - Jesteśmy w stanie konkurować na arenie międzynarodowej. Jednak to, że nie osiągamy takich ogromnych cen związane jest z tym, że właściciele najcenniejszych dzieł oferują je bezpośrednio w Londynie czy Nowym Jorku - wyjaśnia Irene Ketterer z domu aukcyjnego w Monachium.

Nie wszystko sprzedaje się dobrze ...

Jednak to, co sprawdza się w przypadku impresjonistów, ekspresjonistów, modernistów czy sztuki współczesnej, niekoniecznie dotyczy innych epok w historii sztuki. - Są też epoki, w przypadku których ceny dzieł sztuki spadają - tłumaczy Markus Eisenbeis. Tak jest w przypadku malarstwa XVI-XIX wieku.

Generalnie jednak boom na dzieła sztuki ma związek z wielką podażą pieniądza. Niskie oprocentowanie papierów wartościowych sprawia, że zamożni ludzie szukają alternatywnych możliwości lokaty kapitału. - Klienci kupują dzieła sztuki nie dlatego, że są wyrafinowanymi kolekcjonerami, tylko dlatego, że szukają czegoś, za pomocą czego mogą potwierdzić swój status - wyjaśnia Karl-Sax Feddersen. Jednak na niemieckim rynku sztuki rosyjscy oligarchowie, nuworysze z Chin czy amerykańscy albo brytyjscy menadżerowie funduszy hedżingowych, którzy chcą imponować swoimi nabytkami, nie odgrywają większej roli. - Od pięciu milionów dolarów wzwyż Niemcy pasują - potwierdza Gallus Pesendorfer z domu aukcyjnego Sotheby's w Kolonii. W tym przypadku Niemcy praktykują skromność.

Jochen Kürten / Bartosz Dudek, red. odp. Małgorzata Matzke, Redakcja Polska Deutsche Welle

Deutsche Welle
Dowiedz się więcej na temat: gorączka złota | inwestycje | sztuka
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »