"Gubałówka. Dwa grzańce, rachunek grozy" - mówi na krótkim nagraniu użytkownik TikToka prezentując swój zakup i rachunek, na którym widnieje kwota 110 zł. Jeden kubeczek z rozgrzewającym trunkiem kosztował go aż 55 zł.
Czytaj także: Ulubiony bar turystów w Zakopanem się zamyka. "Najlepsze jedzenie"
Kupił dwa grzańce na Gubałówce. Wpisem wywołał burzę
Post turysty doczekał się blisko tysiąca komentarzy. Część osób nie wierzy, że internauta tyle zapłacił, inni uważają, że nie ma prawa być oburzony, bo widział ceny. Niektórzy zwracają uwagę na to, że jest to cena za dużego grzańce. Pojawiły się też głosy, że w zagranicznych kurortach narciarskich jest taniej. Poniżej przytaczamy wybrane wpisy:
"Rachunek grozy, a kto ci kazał tam kupić?",
"Można było wziąć za 22 zł, a ten za 55 jest pewnie 0,5 l",
"Jeśli 500 ml, tak jak piszą w komentarzach to w sumie wcale niedrogo",
"W jakim celu zamówiłeś? Widziałeś cenę, to się zgodziłeś na coś takiego",
"Byłam tydzień temu i takich cen nie widziałam. Nie wiem gdzieś ty kupił grzaniec za 55 zł. Na Krupówkach zapłaciłam 25 zł za grzaniec 400 ml...",
"Grzaniec w tej knajpie kosztuje 25 zł, więc nie wiem skąd on ma taką cenę na paragonie",
"W Szwajcarii jest taniej",
"Czepiają się faceta. Czy ta cena jest współmierna do tego produktu? To jest podstawowe pytanie [...]".
Nawet na jarmarku w Krakowie grzańce były tańsze
W odpowiedzi na jeden z komentarzy autor wpisu tłumaczył, że zamawiając grzańce, nie spodziewał się, że będą aż tak drogie. "Nie sądziłem, że można aż tak odlecieć z cenami" - napisał, twierdząc przy tym, że ceny były nagryzmolone na tablicy i mało widoczne.
Zgodnie z tym, co znalazło się na paragonie opublikowanym przez użytkownika TikToka, grzaniec z Gubałówki kosztuje więcej niż ten, który sprzedano na jarmarkach. Dla przykładu za grzane wino w Warszawie trzeba było zapłacić od 20 do 30 zł. Nawet w Krakowie było taniej. Tam 400 ml czerwonego, korzennego trunku kosztowało 40 zł. Z kolei na jarmarku w Berlinie za mały grzaniec liczono 5 euro, czyli około 21 zł.
