Na horyzoncie nie widać zysków z lokat
Inflacja ma co prawda w przyszłym roku trochę zwolnić, ale posiadacze lokat wciąż nie mają co liczyć na realne zyski z depozytów. Po uwzględnieniu inflacji standardem będzie strata na poziomie 2-4 proc. rocznie i to co najmniej do 2023 roku.
Biznes INTERIA.PL na Twitterze. Dołącz do nas i czytaj informacje gospodarcze
Ktoś, kto na początku 2016 roku założył przeciętną roczną lokatę, a potem odnawiał swój depozyt na kolejne roczne okresy przez pięć lat, stracił 4,3 proc. kapitału - wynika z szacunków HRE Investments opartych o dane GUS i NBP.
Wybór momentu startowego nie jest tu przypadkowy. Już bowiem od przełomu lat 2015/16 osoby, które zakładały roczne depozyty, musiały się liczyć z tym, że inflacja coraz szybciej pochłaniała siłę nabywczą kapitału. Działo się to szybciej niż banki dopisywały odsetki do oszczędności. Swoje "trzy grosze" dorzuca też fiskus, który żąda podatku od wszelkich odsetek naliczanych przez banki. Efektem jest wspomniane 4,3 proc. realnej straty przez pięć lat oszczędzania.
Jeśli więc ktoś w 2016 roku miał 10 tys. zł i postanowił zdeponować je w banku, to po pięciu latach - pomimo doliczenia do tego kapitału prawie 700 zł odsetek - i tak w sklepie za wszystkie te pieniądze może dziś kupić tyle rzeczy, co w 2016 roku za około 9570 zł. To znaczy, że nasz hipotetyczny oszczędzający za swoje pieniądze wraz z odsetkami może kupić dziś mniej niż za kapitał, który miał w kieszeni w 2016 roku.
Na tym jednak nie koniec złych wieści. Ostatnie miesiące przyniosły bowiem z jednej strony spadek oprocentowania depozytów, a z drugiej wyższą inflację. Chodzi po prostu o to, że szybciej niż przed rokiem rosną ceny w sklepach, punktach usługowych czy na stacjach benzynowych. Szczególnie mocno odczuć mogą to ci z nas, którzy rok temu zakładali lokaty w banku. Już wtedy oprocentowanie było symboliczne, co przy ponad 4-proc. inflacji oznacza, że kończące się teraz roczne lokaty dają średnio ponad 4 proc. realnej straty. Tak źle nie było od lat. Niestety lipcowa projekcja inflacji przygotowana przez analityków NBP sugeruje, że równie źle ma być jeszcze co najmniej przez kilka miesięcy. Aż tak długo dobra i usługi mają drożeć z dynamiką podobną do dzisiejszej. Dopiero w drugim kwartale 2022 roku inflacja ma przestać przekraczać 4 proc., a wrócić w okolice 3 proc. Czas pokaże czy faktycznie tak będzie, bo ekonomiści nie są w tej kwestii zgodni.
Z drugiej strony w gronie graczy rynkowych musi przeważać optymizm co do perspektyw rozwoju gospodarki, bo obstawiają oni mające nadejść podwyżki stóp procentowych. Te, choć stopniowe i powolne, mają spowodować, że oprocentowanie lokat może delikatnie wzrosnąć. Nie ma tu jednak mowy o jakiejś rewolucji. Tak jak dziś przeciętne oprocentowanie rocznego depozytu wynosi około 0,1 proc. - 0,2 proc., to za rok może to być około 0,5-0,7 proc. Efekt tego taki, że osoby, które roczne lokaty zakładać będą w roku bieżącym i przyszłym mogą mieć nadzieję, że ich oszczędności będą konsumowane przez inflację wolniej niż dziś, ale i tak powinni spodziewać się realnych strat na poziomie od 2,5 do 3 proc. w skali roku.
Dzisiejsze prognozy dają podstawy do tego, aby oszacować, że jeśli ktoś na początku bieżącego roku założył roczną lokatę, którą w przyszłym roku odnowi, to za dwa lata - na początku 2023 roku - będzie realnie stratny aż 6,5 proc. Oczywiście mówimy tu o wyniku po uwzględnieniu opodatkowania lokat i przewidywanej inflacji.
Bartosz Turek, główny analityk HRE Investments