Nalot policji skarbowej na Sejm
W Sejmie mógł działać układ korupcyjny, twierdzi "Super Express". Potwierdzają to pracownicy parlamentu, którzy odsłaniają kulisy skandalu. W Kancelarii Sejmu trwa nalot skarbówki: sprawdzanie finansów i przesłuchiwanie pracowników.
Nadzwyczajna kontrola zaczęła się w miniony czwartek. Czego w Sejmie szuka policja skarbowa? Z ustaleń gazety wynika, że jest na tropie poważnych nieprawidłowości.
Sprawę ujawniła Emilia Woźnica, która w Sejmie pracowała jako inspektor nadzoru i referent. Miała dostęp do faktur. Zajmowała się także ewidencjonowaniem zakupów. To ona odkryła, że rzekomo zakupiony sprzęt nigdy do Sejmu nie trafił. Sześć faktur opiewa na kwotę ponad 173 tys. zł.
Głównym "dostawcą" była firma "G." Dariusza Sz. "Super Express" postanowił sprawdzić, co to za firma. Okazało się, że pod widniejącym na fakturach warszawskim adresem zamiast dobrze prosperującej firmy zaopatrującej Sejm jest dom jednorodzinny a w nim... przedszkole.
Na czym polegać miał przekręt? - Mam podejrzenia, że kancelaria dogadywała się z firmą, która wystawiała lewe faktury. Nie mam dowodów, że ktoś brał za to pieniądze, ale pewnie nikt charytatywnie tego nie robił - tłumaczy Woźnica. Nieoficjalnie wiadomo, że to właśnie fakturami zajmuje się w tej chwili policja skarbowa.