Obligacje z "dywidendą" kuszą kupujących
Emitowanie obligacji i inwestowanie w tego typu papiery kojarzy się jednoznacznie z wypłatą odsetek, stanowiących odpowiednio koszt z punktu widzenia emitenta i wynagrodzenie za udzielenie pożyczki, z punktu widzenia nabywcy obligacji.
Ale przepisy zarówno obecnie obowiązującej ustawy, jak i regulacje zawarte w jej nowym kształcie, które mają wejść w życie w lipcu 2015 r., przewidują możliwość wypłacenia posiadaczom obligacji części zysku, wypracowanego przez ich emitenta.
Obligacje partycypacyjne, bo o nich mowa, zakładają możliwość udziału inwestorów w zyskach spółki emitującej tego typu papiery. Z tego punktu widzenia, upodabniałoby je to pod pewnymi względami do akcji, które z natury rzeczy dają prawo udziału w zysku, czyli dywidendy. Przepisy prawa w żaden sposób nie ograniczają możliwości zastosowania takiego rozwiązania w przypadku obligacji.
Zapisy dotychczas obowiązującej ustawy o obligacjach wymieniają wprost taki rodzaj obligacji, stwierdzając jednoznacznie, że "emitent może emitować obligacje, które przyznają obligatariuszom prawo do udziału w zysku emitenta" i określają je mianem obligacji partycypacyjnych. Choć nie zmienia to istoty obligacji jako papieru dłużnego, stwarza jednocześnie możliwość udziału, czyli partycypacji w zysku, stanowiącego jedną z najbardziej istotnych cech akcji, czyli papieru udziałowego.
Taka możliwość, istniejąca jak się okazuje już od dawna, wydaje się stwarzać emitentom i inwestorom bardzo ciekawe i duże możliwości. Pozwalają one połączyć cechy charakterystyczne obu typów papierów, czyli wypłaty odsetek w przypadku obligacji i dywidendy w przypadku akcji, a jednocześnie uniknąć emitentowi obligacji obowiązku podzielenia się władzą nad spółką, jak jest to z akcjonariuszami. Taka konstrukcja wydaje się więc bardzo atrakcyjna dla obu stron, czyli emitentów i inwestorów i jednocześnie daje bardzo wiele możliwości wykorzystania i elastycznego stosowania obu form, a więc odsetek i udziału w zysku.
Tymczasem w praktyce jest to rozwiązanie stosowane bardzo rzadko. Przykładów próżno szukać wśród emitentów obecnych na rynku Catalyst, nie ma na ten temat informacji we "wszystkowiedzącym" Internecie - choć z drugiej strony, trudno sobie wyobrazić, by różnorodny przecież świat biznesowych relacji zupełnie nie wykorzystywał tego typu możliwości.
Jedną z zasadniczych zalet obligacji partycypacyjnych jest możliwość ustalenia przez emitenta stosunkowo niskiego oprocentowania obligacji, minimalizującego koszty pozyskania kapitału, w zamian za zaoferowanie inwestorowi określonego udziału w zyskach wypracowanych bądź przez spółkę jako całość, bądź ograniczenie udziału do zysków wypracowanych przez konkretne, wyodrębnione przedsięwzięcie, realizowane w ramach jej działalności. Można przypuszczać, że nie brakowałoby ani emitentów, ani inwestorów, gotowych zastosować taki model współpracy.
Brak ograniczeń ustawowych w kształtowaniu tego typu relacji powinien tym bardziej zachęcać do wykorzystania tego typu możliwości.
Sprawdź: PROGRAM PIT 2014
Przepisy ustawy o obligacjach wymagają jedynie, by szczegółowe warunki i zasady udziału w zysku emitenta umieszczone były w warunkach emisji obligacji, a w przypadku spółek podlegających obowiązkowi wpisu do Krajowego Rejestru Sądowego, wzmianka na temat prawa obligatariuszy do udziału w zysku została wpisana do tego rejestru. Innym ograniczeniem, niezbyt uciążliwym i nietrudnym do realizacji, jest wyłączenie możliwości rozporządzania przez emitenta zyskiem przeznaczonym dla posiadaczy obligacji. Te wymogi w żaden sposób nie wydają się być hamulcem praktycznego korzystania z obligacji partycypacyjnych. O ile wprowadzenie ich do notowań na rynku Catalyst mogłoby wiązać się z pewnymi problemami, to ich szerokie stosowanie z pominięciem tego rynku nie powinno nastręczać żadnych kłopotów.
Piotr Dziura
Członek Zarządu GERDA BROKER