Polacy jeżdżą na gapę! Ponad 140 mln zł długów
Najwięcej "gapowiczów" w Rejestrze Dłużników BIG InfoMonitor pochodzi z Mazowsza. Na koniec stycznia ich liczba wyniosła prawie 20 tys., a łączny dług przekroczył 34,5 mln zł
Pomagajmy Ukrainie - Ty też możesz pomóc
Zaległości z powodu nieopłaconych kar za jazdę bez biletu środkami transportu miejskiego sięgają blisko 141 mln zł; ma je prawie 100 tys. Polaków, z czego 78 proc. stanowią mężczyźni - wynika z danych Rejestru Dłużników BIG InfoMonitor.
Najwięcej "gapowiczów" w Rejestrze Dłużników BIG InfoMonitor pochodzi z Mazowsza. Na koniec stycznia ich liczba wyniosła prawie 20 tys., a łączny dług przekroczył 34,5 mln zł. Następny w kolejności jest Śląsk (17 690 dłużników i ponad 20,9 mln zaległości) oraz woj. łódzkie (odpowiednio: 13 295 osób i blisko 12,7 mln zł długu). Z kolei najniższe zaległości mają mieszkańcy Podkarpacia (2,2 mln zł) i Podlasia (2,8 mln zł). Jednocześnie Podlasie ma najwyższą średnią zaległość na osobę - 1947 zł, co wskazywałoby, że ci, którzy jeżdżą bez biletu robią to często.
Jak wynika z danych zgromadzonych w Rejestrze Dłużników BIG InfoMonitor, w styczniu tego roku liczba dłużników-gapowiczów przekroczyła 99 tys., razem mają do spłaty prawie 141 mln zł zaległości. W porównaniu z zeszłym rokiem ubyło prawie 44,5 tys. osób korzystających z komunikacji bez ważnego biletu, a zaległości zmniejszyły się o niemal 53 mln zł.
- Pandemia, zdalna praca, zdalna nauka, mniej okazji do wydatków, a także związane z COVID-19 obawy finansowe spowodowały, że transport pasażerski był rzadziej wykorzystywany, ale też wiele osób, które miały różnego rodzaju zaległości wykorzystały czas koronawirusa, by uporządkować swoją sytuację finansową i wypisały się z rejestru dłużników spłacając długi - wyjaśnił ekspert BIG InfoMonitor Łukasz Rączkowski.
Zwrócił uwagę, że od czasu rozpoczęcia pandemii do końca stycznia br. liczba dłużników w BIG InfoMonitor zmalała o 112 tys. do 2,13 mln osób, a suma zaległości o ponad 3,5 mld zł do 39,15 mld zł.
BIZNES INTERIA na Facebooku i jesteś na bieżąco z najnowszymi wydarzeniami
Zdaniem ekspertów, w trudnych finansowo czasach dłużników może przybywać, bo jak deklarują Polacy, gdy pojawiają się problemy z pieniędzmi i zaczyna brakować na życie, pierwszą myślą jest, by odłożyć na później uregulowanie abonamentu telewizji kablowej, następnie rachunku za telefon oraz internet, a na trzecim miejscu ewentualnych opłat związanych z zakupami biletów na przejazdy. - Taki pomysł ma 23 proc. ankietowanych. A to pokazuje, że jazda bez biletu w świadomości osób korzystających z usług transportu pasażerskiego jest jednym ze sposobów na oszczędzanie pieniędzy - zauważył Rączkowski.
Jazda bez biletu, a potem nieregulowanie opłat karnych to głównie praktyka 35-44 latków - niemal 32 tys. z 99 tys. dłużników-jeżdżących na gapę. Wśród osób niepłacących kar za jazdę bez biletu - 78 proc. to mężczyźni.
Według ekspertów, oszczędności mogą się okazać wątpliwe. Na przykład w Krakowie podstawowa opłata dodatkowa za przejazd bez ważnego biletu wynosi 240 zł, gdy w grę wchodzi przejazd ulgowy opłata karna to 160 zł. Jeśli gapowicz nie zapłaci kary przez 30 dni od wyznaczonego terminu, przewoźnik może wpisać go do prowadzonego do rejestru dłużników. Warunek to zaległość min. 200 zł i wysyłka wezwania do zapłaty z informacją o planowanym wpisie na listę dłużników BIG.
Przybywa miast, w których transport miejski decyduje się zgłaszać do rejestru dłużników osoby jeżdżące bez biletu i niepłacące wypisanych z tego powodu kar.
- W imieniu ZTM Warszawa, w grudniu BIG InfoMonitor wysłał wezwania do zapłaty do 25 tys. stołecznych gapowiczów. Dzięki zainwestowanym w listy 61 tys. zł w dwa miesiące udało się odzyskać ponad 600 tys. zł jeszcze przed upublicznieniem spraw w bazie dłużników - mówi Rączkowski. Dodał, że cierpliwość do gapowiczów stracił też ZTP Kraków, który czeka na 41 mln zł nieuregulowanych kar i od marca wpisuje osoby niekasujące biletów do rejestru dłużników.
Rączkowski zwrócił uwagę, że zapowiedź dopisania informacji o długu do rejestru powoduje, że niektórzy spłacają zobowiązanie tuż po otrzymaniu wezwania. - Nie chcą być wpisani, bo taka dostępna niemal publicznie informacja zmniejsza wiarygodność płatnika i może odebrać mu szansę na kredyty, pożyczki czy zakupy - wyjaśnił.
***