Przed nami jeszcze sporo wyzwań
Rozmowa z Mirosławem Potulskim prezesem zarządu Banku BPS, członkiem zarządu ZBP.
Kryzys dał się we znaki bankom spółdzielczym?
- Może nie tyle dał się we znaki, co raczej odczuliśmy go. I nic dziwnego, jesteśmy przecież elementem rynku finansowego, więc tak samo jak inni doświadczamy pojawiających się na nim zawirowań. Mam jednak wrażenie, że kryzys dotknął nas w nieco mniejszym stopniu niż banki komercyjne.
Dlaczego pan tak sądzi?
- Mieliśmy łatwiej, bo dysponowaliśmy kilkoma atutami. Przede wszystkim w momencie wybuchu kryzysu mieliśmy bardzo dobrą strukturę aktywów do pasywów, co przekładało się na nadwyżkę płynnościową w wysokości ponad 10 mld zł. Równie ważne było to, i wciąż zresztą jest, że nasze banki spółdzielcze mają bardzo dobrą, bo wynoszącą ok. 3 proc. jakość portfela kredytowego. Kolejną naszą przewagą jest niewątpliwie bliskość relacji z klientami. My naprawdę wiemy o nich niemal wszystko, bo znamy się z nimi nie tylko od strony biznesowej. Sprawą o fundamentalnym znaczeniu jest brak związków właścicielskich i biznesowych z zagranicznymi rynkami finansowymi. Bankowość spółdzielcza oparta jest na polskim zatomizowanym kapitale, a właściwie na wkładach członków, którzy są właścicielami banku, a jednocześnie jego klientami. Zasadnicza różnica między nami a bankami komercyjnymi polega na tym, że bankowość spółdzielcza to też kapitalizm, tylko z ludzką twarzą. Oprócz biznesu banki spółdzielcze są często największymi filantropami na terenach, na których działają.
Wszystko to pomogło nam całkiem dobrze poradzić sobie z trudnościami, choć nie wiem, czy już dziś można o tym wszystkim mówić w czasie przeszłym.
Taka wypowiedź sugerowałaby, że kryzys mamy za sobą. Nie boi się pan ogłaszać dobrej nowiny zbyt wcześnie?
- Sytuacja jest ciekawa. Wszystko wskazuje na to, że banki komercyjne najgorsze mają już za sobą. Potworzyły bardzo wysokie rezerwy celowe na należności, poprawiły istotnie wyposażenie kapitałowe, wdrażają nowe techniki zarządzania relacjami z klientami. Tylko patrzeć, jak ostro ruszą do przodu ...
Wydaje mi się, że zaraz usłyszę: "...ale za to banki spółdzielcze..."
- Ale za to banki spółdzielcze będą musiały się przygotować na rzeczywiście trudne chwile. Do nas problemy mogą dotrzeć z pewnym opóźnieniem?
Skąd to opóźnienie?
- Banki komercyjne musiały szybko reagować na toksyczne aktywa, które miały w swoich portfelach. Stworzyły zatem duże rezerwy na instrumenty strukturyzowane i pochodne. My takiego portfela nie mieliśmy. Tymczasem to, co się stało w bankach komercyjnych, wpływa na pogorszenie standingu klientów banków spółdzielczych. Nie jesteśmy samotną wyspą, lecz elementem większej całości - rynku finansowego. Nie można zatem wykluczyć, że klienci którzy tracą pracę, czy firmy z problemami płynnościowymi, mający kłopoty w bankach komercyjnych nie trafią także i do banków spółdzielczych.
Kiedy zaczną się te trudne czasy? Wiosną przyszłego roku czy później?
- Nie widzę póki co przyszłości zbyt różowo, ale nie mam zamiaru nikogo straszyć czy siać kasandrycznych wizji, bo kryzys zaczyna się w głowie. Przecież to właśnie zachowania konsumentów ograniczających konsumpcję doskonale go utrwalają. Radziłbym nie ulegać defetystycznym scenariuszom. Tym bardziej że nikt nie ma stuprocentowo pewnych informacji. Proszę zwrócić uwagę na to, że wypowiedzi analityków są wręcz schizofreniczne. Jedni twierdzą, że kryzys już się skończył i gospodarka zacznie przyśpieszać, inni - że dopiero wchodzi w fazę głębokiej recesji. Jesteśmy, jako kraj, uzależnieni od otoczenia międzynarodowego. Pomyślne sygnały z Niemiec napawają optymizmem.
To na jakiej podstawie przewiduje pan problemy?
- Zaczynają pojawiać się pewne niepokojące symptomy związane z funkcjonowaniem banków spółdzielczych. Choć wciąż jeszcze mamy dobrą jakość portfela kredytowego, to z dostępnych danych wynika, że zaczyna się ona, wprawdzie nieznacznie, ale pogarszać. A trzeba pamiętać, że bankowość spółdzielcza stosuje polskie, a nie międzynarodowe standardy rachunkowości, tak jak w przypadku banków komercyjnych. Mamy sygnały, że części klientów nie stać na terminowe spłacanie kredytów. To może być właśnie druga fala kryzysu.
Zanotowaliśmy również spadek depozytów w całym sektorze bankowości spółdzielczej, a 230 banków odnotowało niższą dynamikę zobowiązań w relacji rok do roku. Stało się tak, bo byliśmy uczestnikami wojny depozytowej wywołanej przez banki komercyjne zarówno ze względu na konieczność utrzymania nowych nadzorczych norm płynności (od 30 czerwca 2008 r.), jak również w związku z załamaniem się rynku międzybankowego i kompletnym rozjechaniem kursów walutowych. Z pewnością walki o depozyty nie przegraliśmy, utrzymujemy w dalszym ciągu dużą nadwyżkę płynnościową, ale kosztowała nas ona sporo sił, co widać w postaci słabego wyniku odsetkowego. Jeśli dodamy do tego fatalną opłacalność rolniczych kredytów preferencyjnych, których oprocentowanie determinuje anachroniczny wskaźnik stopy redyskonta, otrzymamy w konsekwencji spadek wyniku na działalności bankowej w naszym sektorze.
A jaki jest?
- Niższy o sześć procent w porównaniu do tego z roku ubiegłego.
Wszystko to, o czym mówiłem, może przesądzić o tym, że sytuacja sektora bankowości spółdzielczej, jeśli chodzi o jego efektywność, może być gorsza niż dotychczas.
To dlatego prowadzicie agresywną kampanię marketingową i działalność sponsorską? Nie boi się pan, że na tym polu możecie przegrać z bankami komercyjnymi?
- A dlaczegóż to mielibyśmy przegrać? Myślę, że już udowodniliśmy, że potrafimy skutecznie budować wizerunek Grupy BPS - lidera polskiej bankowości spółdzielczej. Od 7 grudnia rozpoczniemy bardzo intensywną kampanię reklamową promującą nasz kredyt "Bezpieczna, tania, szybka gotówka". Główne role w spocie reklamowym powierzyliśmy siatkarkom mistrza Polski Muszynianki Muszyna, których od tego sezonu jesteśmy tytularnym sponsorem.
To, co mnie martwi, to przeświadczenie, że nie w pełni wykorzystujemy swoje szanse i potencjał, który mamy. W czasach kryzysowych trzeba działać szybko, operacyjnie. Był taki moment, kiedy klienci banków komercyjnych przestali z różnych powodów z nimi współpracować, albo banki rezygnowały ze współpracy z nimi. My w tym czasie posiadaliśmy nadwyżki depozytowe sięgające w całym sektorze 11 miliardów złotych. Mogliśmy je uruchomić, ale nie zrobiliśmy tego.
Kto zawinił?
- To nie do końca nasza wina, a raczej nasza słabość kapitałowa. Mieliśmy chęci, ale zabrakło wystarczającego potencjału, który umożliwiłby nam uczynienie z posiadanego kapitału swoistej dźwigni do zdynamizowania akcji kredytowej. Na pewno jednak można było zrobić więcej.
Co trzeba było zrobić inaczej?
- W dalszym ciągu nie potrafimy się porozumieć co do tego, żeby w stosunku do klienta prezentować się jako grupa biznesowa, która działa pod jednym brandem i ma wspólne produkty. Ciągle dominuje wśród naszych prezesów przekonanie, że wspólne działanie to utrata samodzielności, którą sobie cenią ponad wszystko. A to przecież nie o to chodzi! Tak działając, nie wykorzystujemy efektu skali i synergii, którą daje potencjał 4200 placówek, olbrzymiej sieci bankomatów, 30 tysięcy zatrudnionych pracowników i sześciu miliardów kapitału!
Tyle że nowy pomysł na banki spółdzielcze wcale nie musi wyjść im na dobre. Banki komercyjne, udzielając kredytów, musiały stworzyć cały system scoringowy. Po to działa choćby BIK. A w bankach spółdzielczych było o tyle prościej, że wszyscy dobrze się znali. I wszyscy wiedzieli, że Kowalski jest uczciwy, a Kuśpitowski nie. To dawało wam przewagę nad innymi. Teraz, gdy wejdziecie na duży rynek, np. Warszawę, to może się okazać, że nikt nikogo już nie będzie znał.
- Nie zgadzam się z tak postawioną tezą. Na rynku warszawskim jesteśmy już mocnym graczem. Kryzys paradoksalnie bardzo nam pomógł. Wielu pośredników, takich jak Expander, Open Finance czy innych, dotychczas współpracujących z bankami komercyjnymi, przeniosło swych klientów do nas. Ich dotychczasowi partnerzy, w przeciwieństwie do nas, mieli kłopoty płynnościowe i nie byli w stanie sfinansować ich potrzeb. Dzięki temu mamy teraz takich klientów, o jakich nigdy nawet nie marzyliśmy. Oni nas znaleźli i przyszli do nas. Częściowo to także efekt działania naszej spółki - Domu Maklerskiego BPS, który siłą rzeczy pracuje z dużymi podmiotami, firmami giełdowymi. To daje nam kolejne możliwości rozwoju.
To chyba dobrze. Jednak nie widzę optymizmu na pana twarzy.
- Trochę się martwię, bo banki spółdzielcze wciąż w moim przekonaniu za słabo wykorzystują swój potencjał i tracimy udział w rynku. Za dużo czasu tracimy na przekonywanie się do rzeczy oczywistych. Tworzymy zespoły, które niczego konstruktywnego nie wnoszą. Jako Grupa BPS chcemy zdynamizować akcję kredytową, wykorzystując nowe narzędzie nazywane potocznie "odwróconym konsorcjum". Bank spółdzielczy posiadający nasze pełnomocnictwa i limit w wysokości do 25 proc. sumy bilansowej może udzielać kredytu każdemu klientowi. My tylko weryfikujemy procedury stosowane w bankach, w czym upatrujemy szansę na ich ujednolicenie. Wspólnie możemy dzisiaj skredytować każdego klienta, bo maksymalna kwota kredytu to 120 mln zł. Chodzi o to, żeby BS-y pozyskały dobrego klienta, którego wspólnie obsłużymy.
Na lokalnym rynku wyrósł wam konkurent - SKOK-i. To poważana konkurencja?
- Jeśli instytucja finansowa ma klientów, to znaczy, że jest potrzebna. Ważne, żeby podmioty konkurujące na rynku były jednakowo traktowane.
A czy jest bezpieczna?
- Ja chyba nie jestem najlepszym adresatem tego pytania, ale jako uczestnik rynku swoje zdanie na ten temat mam. Myślę, że z tym bezpieczeństwem bywa różnie. Ostatnia nowelizacja przepisów, przyjęta przez Sejm, przynajmniej w części porządkuje sprawę bezpieczeństwa funkcjonowania kas. Niedługo będą musiały osiągnąć współczynnik wypłacalności na poziomie 5 proc. To trochę mniej niż my, ale zawsze jest to pewien próg kapitału, jaki kasy muszą posiadać. Zlikwidowano wreszcie zwolnienia podatkowe. Dodatkowo SKOK-i zostaną za chwilę objęte nadzorem KNF, a to zapewne przyczyni się do poprawienia bezpieczeństwa ich funkcjonowania, a z drugiej strony zagwarantuje także lepsze warunki klientom. Oni do dziś nie do końca rozumieją warunki, na jakich współpracują z nimi SKOK-i - mają choćby poczucie, że ich depozyty złożone w kasach są bezpieczne. A tymczasem nie są one objęte gwarancjami Bankowego Funduszu Gwarancyjnego. Kasy mają co prawda swój system gwarancyjny, ale nie wiadomo, czy i jak sprawdziłby się on w sytuacji kryzysowej.
Znowelizowano także ustawę o bankach spółdzielczych. Zmiany idą po ich myśli, ale mogą nie wejść w życie. Dlaczego?
- W ostatnim czasie sporo się zmieniło. Przepis dyskredytujący banki spółdzielcze - niedający im możliwości emisji bankowych papierów wartościowych - został zniesiony poprzez nowy zapis ustawowy. To dla nas duża szansa, a jednocześnie duże wyzwanie. Na ile ten zapis zostanie wykorzystany, zależy od regulatora, który musi poszukać rozwiązania dającego możliwość domknięcia emisji obligacji banków spółdzielczych i znalezienia inwestora, który chciałby te papiery kupić. Mogłyby być nimi banki zrzeszające, ale trzeba je wzmocnić kapitałowo. Z drugiej strony potrzebna jest współpraca z KNF w celu wypracowania modelu zaliczania tych obligacji, jako długów podporządkowanych, do funduszy własnych banków. Czy tak się stanie, zobaczymy.
Rozmawiał Przemysław Barbrich, Jan Osiecki