Resort finansów zatrzaśnie furtkę. Ustawa antylichwiarska zacznie działać
Ustawa antylichwiarska przestanie być wkrótce martwym prawem. W Ministerstwie Finansów opracowywanych jest kilka projektów ustaw, które mogą zmniejszyć szanse na pozaodsetkowe zarobki branży bankowej i pozabankowej.
Była sobie spółka o nazwie Amber Gold, o której wszyscy słyszeli. Śledztwo w jej sprawie zostało niedawno przedłużone do 30 kwietnia 2015 r. Firma miała inwestować w złoto i inne kruszce. Działała od 2009 r., a klientów kusiła wysokim oprocentowaniem inwestycji - od 6 do nawet 16,5 proc. w skali roku - które znacznie przewyższało oprocentowanie lokat bankowych. W 2012 r. firma ogłosiła likwidację, tysiącom swoich klientów nie wypłaciła powierzonych jej pieniędzy i odsetek od nich.
Dziś wiemy, że była to zwykła piramida finansowa. Wiemy też, że aby w przyszłości nie dochodziło do podobnych wykroczeń, uchwalono dość pospiesznie tzw. ustawę antylichwiarską. Jej główny wkład do polskiego prawa głosił, że maksymalna wysokość odsetek wynikających z czynności prawnej nie może w stosunku rocznym przekraczać czterokrotności wysokości stopy kredytu lombardowego Narodowego Banku Polskiego (odsetki maksymalne). Oprócz tego wiemy, że rzeczony przepis mocno utrudnił życie bankom i instytucjom pozabankowym.
Ale od czego są umysły szkolone w najlepszych światowych uczelniach (a także w tych kilku nadwiślańskich)? Szybko okazało się, że zarówno banki, jak i firmy pożyczkowe, potrafią sobie poradzić także w takiej sytuacji. I tak np. Provident znacznie obniżył oprocentowanie swoich kredytów, ale przy okazji podniósł kilka różnych opłat - w tym choćby opłatę za możliwość bezpośredniej spłaty rat przedstawicielowi przychodzącemu w tym celu do domu klienta. Oczywiście - jest to płacenie za coś, co wcześniej było darmowe.
Firmy pożyczkowe wcale nie są w podobnych praktykach odosobnione. Podobnie działają również banki. Można się zastanawiać, czy chodzi o nieuczciwe naciąganie klientów na koszty, czy też o zwykłe wykorzystywanie luk w prawie. Ważne jednak, że tak się dzieje.
Jeden z banków reklamuje na ten przykład pożyczkę "5 proc. dla każdego". W jej ramach oferuje nawet 150 tys. zł bez zabezpieczenia oraz gwarantuje rzeczone 5 proc. nawet w momencie, gdy przenosimy swą pożyczkę z innego banku. Diabeł oczywiście tkwi w szczegółach. Spójrzmy na podany na bankowej stronie "przykład reprezentatywny". Przy całkowitej kwocie pożyczki (bez kredytowanych kosztów) w wysokości 16 615 zł i 55 ratach, oprocentowanie nominalne rzeczywiście wyniesie tylko 5 proc., ale już opłata przygotowawcza aż 5 538,33 zł (sic!). To ponad dwukrotnie więcej niż łączna kwota pobranych odsetek. Nic więc dziwnego, że całkowity koszt stanowi prawie 50 proc. łącznej kwoty pożyczki. Bank niejako z obowiązku dodaje, że ostateczne warunki kredytowania zależą od wiarygodności kredytowej klienta. A co z wiarygodnością banku?
Porównywalna oferta w innym banku? Przy podobnych warunkach (wielkość kwoty i długość okresu spłaty) całkowity koszt to również ponad 40 proc. łącznej kwoty. Tu jednak rata miesięczna wynosi 430 zł i jest o 20 zł niższa niż w przykładzie poprzednim. Jeszcze niżej zapłacimy miesięcznie w kolejnym banku - tylko 380 zł. Przeglądając pobieżnie oferty innych banków zauważymy, że RRSO kredytów gotówkowych właściwie w każdej sytuacji przekracza 22 proc.
Trudno się dziwić, że banki - zwłaszcza funkcjonując w warunkach bardzo niskich stóp odsetkowych - poszukują przychodów poza tymi odsetkami. Zdaniem Andrzeja Budasza, dyrektora Departamentu Produktów i Usług Bankowości Detalicznej Banku BGŻ, podobne podejście znacznej części sektora bankowego jest całkowicie zrozumiałe.
- Jak stwierdził Newton, każda akcja powoduje reakcję. Tak jest i w przypadku ustawy antylichwiarskiej - zauważa. Jednak, jego zdaniem, większość podmiotów prowadzących działalność w rygorze ustawy zachowuje się w sposób zgodny z oczekiwaniami ustawodawcy. - Są i tacy, którzy próbują wykorzystywać zapisy ustawy niekoniecznie zgodnie z jej przeznaczeniem - dodaje przedstawiciel Banku BGŻ. W jego opinii to presja na realizację wyniku sprawia, że instytucje finansowe poszukują nowych, pozaodsetkowych źródeł przychodu. - Wierzę w to, że będą one zgodne z wymaganiami ustawy. Przekonanie to nie wynika tylko z obserwowanej rosnącej aktywności instytucji kontrolnych, które to nakładają kary na nieuczciwych przedsiębiorców, ale przede wszystkim z coraz większej przejrzystości prowadzonego biznesu i tzw. corporate governance - podkreśla Andrzej Budasz.
Chodzi więc o to, aby banki zobowiązały się do zachowań zgodnych nie tylko z literą prawa, ale też przede wszystkim z jego duchem. W dłuższej perspektywie na pewno na rynku zostaną tylko te podmioty, które swoich klientów traktują uczciwie.
Może się zdarzyć, że ową uczciwość trzeba będzie nieco wspomóc odpowiednimi przepisami prawa. Ewa Grabarczyk, dyrektor Departamentu Finansowania Klientów Indywidualnych w PKO Banku Polskim przypomina, że podobne działania już mają miejsce.
- W chwili obecnej w Ministerstwie Finansów toczą się prace nad zmianą kilku ustaw, w tym Kodeksu cywilnego oraz ustawy o zmianie ustawy o nadzorze nad rynkiem finansowym, ustawy - Prawo bankowe oraz niektórych innych ustaw, które bezpośrednio odnoszą się do kosztów kredytu, ale tym razem już nie tylko w kontekście maksymalnej stopy oprocentowania, ale również kosztów pozaodsetkowych rozumianych jako wszelkiego rodzaju opłaty i prowizje - mówi Ewa Grabarczyk. Przedstawiciele resortu finansów przyznają, że wspomniany projekt wprowadzający maksymalny limit pozaodsetkowych kosztów kredytu konsumenckiego był przedmiotem uzgodnień międzyresortowych i konsultacji publicznych. Obecnie trwają końcowe prace w zakresie przygotowania stanowiska ministra finansów do uwag zgłoszonych w trakcie uzgodnień projektu. Problem w tym, że nie znamy jeszcze ostatecznej wersji zmian do wszystkich ustaw. - Wydaje się, że mogą one w znacznym stopniu ograniczyć sprzedaż kredytów, których koszt przekracza ponad połowę wartości udzielonego kredytu - mówi przedstawicielka PKO BP.
Podobne problemy nie są wcale domeną wyłącznie rynku polskiego. Dyskusje na ten temat od dawna toczą się w Unii Europejskiej. W ogniu debaty jest jak zwykle kredyt konsumencki, ale także małe pożyczki udzielane na krótkie okresy, w tym przez pozabankowe instytucje pożyczkowe. Z jednej strony są to rozwiązania potrzebne, na które istnieje popyt rynkowy, gdyż pomagają one podtrzymać krótkookresową płynność małych firm czy gospodarstw domowych. Z drugiej strony, ponieważ jednak są to pożyczki drogie i nierzadko będące przyczyną nadmiernego zadłużenia, część krajów stosuje w tej mierze mieszane rozwiązania - rygory odpowiedzialnego kredytowania uzupełnione dość wątpliwymi ekonomicznie i mało skutecznymi ograniczeniami oprocentowania lub całkowitego kosztu kredytu.
Swoją rolę odgrywa jednak konkurencja, gdyż w wielu krajach UE doszło wręcz do stagnacji popytu na kredyt konsumencki i pożyczki gotówkowe. Poprawiła się także istotnie sytuacja w zakresie nadmiernego zadłużenia. Klienci coraz częściej sięgają do tańszych alternatyw: przekroczenia stanu konta czy skorzystania z usługi własnego banku domowego, który prowadzi rachunek danego klienta, w formie kredytu pomostowego, zaspokajającego nagłą, pilną potrzebę. Warto jeszcze jedną rzecz rozważyć. Relatywnie wysokie koszty oferowanych usług (RRSO) wynikają z wysokich kosztów udzielania niskokwotowych i krótkoterminowych pożyczek, z podejmowania wyższego ryzyka oraz z wyższych kosztów pozyskania kapitału. W takim świetle oskarżanie firm pożyczkowych o lichwę pozostaje dyskusyjne.
Krzysztof Maciejewski