Rząd dyskryminuje studentów szkół prywatnych

Nawet najlepsze szkoły prywatne nie otrzymują dofinansowania do studiów dziennych. Eksperci twierdzą, że należy wprowadzić bon edukacyjny gwarantujący, że pieniądze trafią do najlepszych uczelni. Studenci powinni mieć możliwość wyboru bezpłatnych studiów zarówno w szkołach publicznych, jak i prywatnych.

Tylko szkoły publiczne otrzymują dofinansowanie do studiów stacjonarnych. Od dwóch lat resort nauki nie wydał rozporządzenia uprawniającego prywatne uczelnie do ubiegania się o dofinansowanie zajęć dydaktycznych. Nie mogą więc one konkurować z publicznymi o najlepszych maturzystów.
- Wydanie rozporządzenia byłoby pierwszym krokiem do zreformowania systemu finansowania szkół wyższych, a docelowo publiczne pieniądze powinny iść za studentem niezależnie od tego, w jakiej uczelni studiuje - uważa profesor Jerzy Woźnicki, prezes Fundacji Rektorów Polskich.

Dzięki temu na rynku pozostałyby najlepsze uczelnie, a budżet przestałby dotować państwowe szkoły niedbające o jakość.

Publiczne preferowane

Obecnie maturzyści mają do wyboru bezpłatne studia dzienne na uczelniach publicznych i płatne na uczelniach prywatnych. W efekcie najzdolniejsi trafiają do uczelni państwowych. Profesor Andrzej Koźmiński, rektor Wyższej Szkoły Przedsiębiorczości i Zarządzania im. L. Koźmińskiego w Warszawie, wyjaśnia, że szkoły prywatne mogłyby konkurować o najlepszych studentów, gdyby otrzymywały dotację z budżetu. Wtedy studenci nie podejmowaliby decyzji o wyborze uczelni na podstawie wysokości czesnego, ale jakości studiów. Na rynku pozostałyby najlepsze uczelnie publiczne i prywatne, a budżet przestałby dotować szkoły publiczne niedbające o jakość.

Podobnie uważa profesor Jerzy Woźnicki. Jego zdaniem rząd musi przede wszystkim wprowadzić w życie przepisy ustawy z 25 lipca 2005 r. Prawo o szkolnictwie wyższym (Dz.U. nr 164, poz. 1365 z późn. zm.). Zgodnie z nią najlepsze szkoły prywatne mogą starać się m.in. o dotację z budżetu państwa na pokrycie części opłat wnoszonych przez studentów. Od dwóch lat jednak minister nauki nie może wydać rozporządzenia określającego warunki ubiegania się o dofinansowanie.

- W efekcie dotacji nie otrzymała jeszcze ani jedna szkoła prywatna - mówi profesor Andrzej Koźmiński.

Dodaje, że obecnie prawdziwa konkurencja pomiędzy szkołami prywatnymi a publicznymi jest tylko na studiach zaocznych i podyplomowych. Z jego obserwacji wynika, że coraz więcej osób wybiera płatne studia niestacjonarne oraz podyplomowe na dobrych uczelniach prywatnych.

Walka o jakość

Rektorzy szkół prywatnych dodają, że ostatnio rząd hamuje rozwój ich uczelni. Wspomniana ustawa zobowiązała je m.in. do wypłacania nauczycielom dodatków stażowych.

- W ten sposób zagospodarowano nasze prywatne pieniądze, bez naszej zgody - podkreśla Krzysztof Pawłowski, były rektor Wyższej Szkoły Biznesu z Nowego Sącza.

We wrześniu minister nauki wydał rozporządzenie zabraniające szkołom prywatnym prowadzenia studiów przez internet. Resort nauki tłumaczy, że w ten sposób dba o jakość szkół wyższych. Jednak, zdaniem ekspertów, jakość poprawiłaby zdrowa konkurencja.

- Teraz rząd dofinansowuje wszystkie uczelnie państwowe, nawet te złe, ale uniemożliwia rozwój najlepszym prywatnym - mówi Krzysztof Pawłowski.

Profesor Jerzy Woźnicki dodaje, że jakość w szkolnictwie wyższym najskuteczniej poprawiłoby właśnie uruchomienie dotacji dla najlepszych szkół prywatnych.

Bon edukacyjny

Profesor Marek Rocki, senator, były rektor Szkoły Głównej Handlowej, uważa, że następnym krokiem powinno być wprowadzenie bonu edukacyjnego. Student mógłby wybrać bezpłatne studia stacjonarne zarówno na uczelni publicznej, jak i prywatnej, za które zapłaciłby bonem finansowanym z budżetu.

Takie rozwiązanie popiera również profesor Andrzej Koźmiński. Dodaje jednak, że wysokość bonu powinna być uzależniona od kosztów studiów. Bon zmusiłby również szkoły publiczne do oszczędnego gospodarowania publicznymi pieniędzmi. W ubiegłym roku koszt jednostkowy studiów na kierunku ekonomicznym w uczelniach prywatnych był o 2,6 tys. zł niższy niż w publicznych. Wówczas można byłoby zastanowić się nad współfinansowaniem studiów dziennych przez studentów.

- Dzięki temu poprawiłaby się jakość nauczania, a decyzje o podjęciu studiów byłyby bardziej racjonalne - podkreśla profesor Marek Rocki.

Tłumaczy, że teraz często podjęcie studiów wynika z chęci przedłużenia sobie młodości na koszt podatników lub rodziców, a nie z chęci podwyższenia swych przyszłych dochodów.

Z ostatniego raportu OECD wynika, że oferta dydaktyczna polskich uczelni kształtowana jest ze względu na możliwości kadrowe, a nie potrzeby rynku pracy. Oznacza to, że obecnie budżet płaci za kształcenie rzeszy bezrobotnych, a kandydat na bezpłatne studia nie zastanawia się, czy jako absolwent znajdzie pracę.

Dla kogo darmowe studia

Obecnie bezpłatnie uczy się 804 tys. osób na dziennych studiach w uczelniach publicznych. W przekonaniu większości studentów niestacjonarnych, to z ich kieszeni finansowana jest nauka na studiach dziennych. Eksperci Banku Światowego podkreślają, że studenci szkół prywatnych pośrednio także dotują tych, którzy uczą się bezpłatnie w publicznych szkołach. Uczelnie bowiem muszą płacić podatki, z których finansowane są szkoły publiczne.

Jolanta Góra

Reklama
Gazeta Prawna
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »