Rzecznik Finansowy występuje w obronie frankowiczów
Rzecznik Finansowy po raz pierwszy przedstawił swoje stanowisko w odniesieniu do pytań prejudycjalnych skierowanych przez polski sąd do Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej. Sprawa dotyczy fundamentalnej, m.in. dla rozstrzygania sporów "frankowych", kwestii: definicji konsumenta i zakresu przyznawanej mu ochrony. Rzecznik po raz pierwszy przedstawił swoje stanowisko w odniesieniu do pytań prejudycjalnych skierowanych przez sąd do Trybunału Sprawiedliwości UE.
Rzecznik Finansowy przystąpił do sprawy klienta jednego z banków, w której warszawski Sąd Rejonowy skierował pytania prejudycjalne do TSUE (C-198/20). Chodzi o spór dotyczący kredytu "frankowego". Wsparcia bankowi udzielił wcześniej Związek Banków Polskich postulując - między innymi - żeby w tej sprawie Trybunał odmówił udzielenia ochrony konsumentowi, który na etapie zawierania umowy nie zapoznał się dostatecznie z jej treścią.
Zdaniem bankowców, klient, który świadomie zrezygnował z możliwości zapoznania się z umową i zrozumienia wszystkich jej zapisów, nie powinien mieć statusu konsumenta w rozumieniu dyrektywy Rady 93/13 z dnia 5 kwietnia 1993 r. w sprawie nieuczciwych warunków w umowach konsumenckich. W ten sposób zostałby pozbawiony prawnej ochrony przysługującej konsumentom.
- Postanowiłem przychylić się do wniosku klienta o przystąpienie do sprawy. Pokazuje ona jak ważne jest zrównoważenie sił w sporze między klientem a bankiem, wspieranym przez organizację branżową. Dodatkowo stanowisko TSUE wyrażone w tej sprawie będzie istotne dla pozostałych "frankowiczów" będących w sporze z bankami, jak również dla wszystkich klientów rynku finansowo-kapitałowego. Określenie statusu konsumenta jest sprawą fundamentalną - mówi dr hab. Mariusz Jerzy Golecki, prof. UŁ, Rzecznik Finansowy.
Pytania, w sprawie których zajmuje stanowisko Rzecznik Finansowy, dotyczą zakresu ochrony konsumenckiej wynikającej z dyrektywy 93/13. Sąd odsyłający powziął m.in. wątpliwość czy ta ochrona przysługuje każdemu konsumentowi, czy też tylko właściwie poinformowanemu, dostatecznie uważnemu i rozsądnemu przeciętnemu konsumentowi.
W swoim stanowisku Rzecznik Finansowy przypomniał, że fundamentem dyrektywy 93/13, jest założenie dotyczące słabszej pozycji konsumenta wobec przedsiębiorcy, zarówno pod względem możliwości negocjacyjnych, jak i ze względu na stopień poinformowania. Podkreślił, że tej przepisy dyrektywy mają chronić konsumentów przed działaniami przedsiębiorców nadużywających swej pozycji rynkowej poprzez narzucenie konsumentom nieuczciwych postanowień umownych.
- Z orzecznictwa Trybunału wynika, że pojęcie "konsument" w rozumieniu art. 2 lit. b) dyrektywy 93/13 ma charakter obiektywny. Jest niezależne od konkretnego zasobu wiedzy, jaki może mieć dana osoba, czy też od posiadanych przez nią w rzeczywistości informacji. Przepisy nie wprowadzają żadnego dodatkowego kryterium dla ustalenia statusu konsumenta.
W konsekwencji, nie można osoby fizycznej pozbawić statusu konsumenta w odniesieniu do umowy, która dotyczy działań niezwiązanych z jej działalnością gospodarczą lub zawodową, z uwagi na jej wiedzę, zaangażowanie, wykształcenie lub zawód - wyjaśnia Rzecznik Finansowy. - Ta kwestia ma znaczenie systemowe i jest bardzo ważna dla milionów Polaków - dodaje Mariusz Golecki.
Rzecznik Finansowy przypominał również, że ochrona konsumentów obejmuje zarówno etap nawiązywania relacji kontraktowej, jak i wykonywania zobowiązań przez obydwie strony umowy.
- To szczególnie istotne w przypadku "frankowiczów", którzy spłacili należność wobec banku. Wykluczenie możliwości skorzystania przez konsumenta z tej ochrony w przypadku pełnego wykonania umowy jest niezgodne z systemem ochrony ustanowionym przez dyrektywę 93/13 - podkreśla dr Ewa Skibińska z Biura Rzecznika Finansowego.
W ocenie Rzecznika Finansowego w analizowanych pytaniach prejudycjalnych naruszono istotę konstrukcji prawnej nieuczciwych postanowień umownych w rozumieniu art. 3 ust. 1 dyrektywy 93/13.
- Umowy kredytu są zawierane poprzez stosowanie wzorców umownych, które są przygotowane przez bank i co do zasady nie podlegają żadnym zmianom oraz modyfikacjom proponowanym przez konsumenta. Tym samym stosowana przez banki reguła "take it or leave it" pozbawiała konsumentów jakiegokolwiek wpływu na zmianę treści umowy kredytu lub załączników stanowiących jej integralną część - zauważa Ewa Skibińska.
Rzecznik Finansowy w swoim stanowisku podkreśla, że to na banku, jako profesjonalnym uczestniku rynku, ciąży obowiązek poinformowania konsumenta odnośnie postanowień umowy kredytu indeksowanego w walucie obcej. W szczególności konsument powinien, na podstawie informacji przedstawionych przez bank, być w stanie ocenić skutki, jakie może mieć dla spłaty rat wzrost kursu waluty obcej.
- W praktyce oznacza to, że kredytodawca powinien wyraźnie poinformować konsumenta, że podpisując umowę kredytu w walucie obcej, ponosi on pewne ryzyko kursowe, które może okazać się dla niego trudne do udźwignięcia w przypadku wzrostu kursu tej waluty w stosunku do waluty, w której otrzymuje wynagrodzenie - mówi Ewa Skibińska.
Chociaż nie można oczekiwać od banku, aby przewidział konkretną wysokość kursu danej waluty w czasie obowiązywania wieloletniej umowy kredytu, to nie zwalnia go to z obowiązku uświadomienia klientowi ryzyka wahań kursów oraz faktu, że obciążony jest nim wyłącznie kredytobiorca.
W podsumowaniu Rzecznik Finansowy prezentuje stanowisko, że art. 2 lit. b), art. 3 ust. 1 i 2, art. 4 dyrektywy 93/13 oraz jej motywy 11, 16 i 20 należy interpretować tak, że ochrona konsumencka przyznana przez tę dyrektywę przysługuje każdemu konsumentowi będącemu osobą fizyczną, która w umowach objętych zakresem tej dyrektywy działa w celach niezwiązanych ze swoją działalnością gospodarczą i zawodową.
Jak podała wtorkowa "Rzeczpospolita" - "rosnąca liczba spraw sądowych, lawinowo już przegrywanych przez banki (na razie głównie w pierwszej instancji), oznacza spore koszty dla sektora finansowego. Ten gordyjski węzeł próbuje rozplątać KNF, która domaga się od banków, aby zaczęły oferować ugody frankowiczom. Mają polegać na potraktowaniu tych hipotek tak, jakby od początku były kredytami w złotych" - pisze "Rz".
"Czy to korzystna dla klientów propozycja?" - zastanawia się gazeta i podkreśla, że "diabeł tkwi w szczegółach". "Przede wszystkim ważne jest to, kiedy kredyt został zaciągnięty: im niższy był wtedy kurs CHF/PLN, tym większą korzyść może odnieść klient" - szacuje dziennik.
Według "Rzeczpospolitej" potencjalnie największe korzyści mogą odnieść frankowicze podpisujący umowy w 2008 r., gdy za franka płacono tylko 2 zł (dziś jest to 4,22 zł). Jak czytamy, dzięki ugodzie klient zyskałby 44 tys. zł "nadpłaconych" rat, ale przede wszystkim skokowo zmalałaby kwota pozostająca do spłaty - razem z odsetkami i uwzględniając różnicę nadpłaconych rat, łączna korzyść frankowicza przy ugodzie wyniosłaby około 215 tys. zł, dodatkowo zmalałaby rata miesięczna.
Zdaniem "Rz" mniejsze są korzyści w razie kredytu zaciągniętego w połowie 2006 r. przy kursie CHF/PLN 2,52. W takim przypadku - jak twierdzi dziennik - łączne korzyści po ugodzie wyniosłyby około 50 tys. zł.