Spieszyć się ze śmiercią?
Proponujemy proste rozwiązanie: niech państwo trzyma się z daleka od prywatnych pieniędzy zgromadzonych w OFE.
Do czasów reformy emerytalnej było tak: składki na ubezpieczenie społeczne, odciągane z indywidualnej pensji, płynęły anonimowo do wspólnego kotła, którym zarządzał ZUS. Jeżeli wpłacający nie dożył wieku emerytalnego, jego kapitał przepadał. Reforma obiecywała pewne ucywilizowanie tego procesu/procederu: co prawda nadal zakładała, że spadkobiercy pechowego uczestnika "łańcuszka św. Antoniego" nigdy nie zobaczą środków, które przez okres aktywności zawodowej gromadził on - już na indywidualnym rachunku w ZUS, ocalą natomiast tę część składki, która trafiała do OFE.
Nie ma co ukrywać, że właśnie zapowiedzi dziedziczenia kapitału zgromadzonego w OFE przekonały miliony Polaków do uczestnictwa w II filarze. Na pewno wszystkich tych, którzy mieli dość niejasnych reguł starego systemu. Dziś, im bliżej do uchwalenia ustawy o zasadach wypłaty świadczeń z otwartych funduszy emerytalnych, tym bardziej obietnica dziedziczenia okazuje się chwytem propagandowym. Takim samym jak spoty reklamowe z bogatymi emerytami spędzającymi wakacje na Hawajach. Bo jak nadal nie widać polskich staruszków wypoczywających pod palmami, tak i nie będzie - wszystko na to wskazuje - bezwarunkowego dziedziczenia pieniędzy z OFE.
Dzisiaj już nie ma też co ukrywać, że celem reformy emerytalnej było obniżenie wysokości przyszłych świadczeń. Reforma miała zatem przynieść pozytywny skutek dla finansów publicznych, negatywny - dla płacących składki.
W numerze marcowym "Manager Magazin" nazwaliśmy tę rzecz po imieniu - oszustwem emerytalnym. Ale Ministerstwo Pracy szykuje nam oszustwa ciąg dalszy. W założeniach do ustawy o wypłatach środków z OFE mowa jest o przepadku kapitału w wypadku śmierci ubezpieczonego: wystarczy, że przed śmiercią emeryt odbierze tylko jedną wypłatę z II filara. Spadkobiercy odziedziczą kapitał tylko wtedy, gdy płacący składki nie dożyje emerytury. Czy mamy więc się spieszyć ze śmiercią?
Niewybaczalnym błędem twórców reformy emerytalnej było nie przygotowanie ustawy regulującej wypłaty świadczeń z II filara. Ale skoro już tak się stało, że uczestnicy OFE kupili od państwa kota w worku, to państwo musi zrobić wszystko, aby nie zawieść ich oczekiwań. Proponujemy proste wyjście z sytuacji: niech państwo trzyma się z daleka od prywatnych pieniędzy zgromadzonych na kontach OFE. Sposób wypłaty świadczenia powinien być przedmiotem umowy pomiędzy uczestnikiem OFE a prywatnym zakładem emerytalnym powołanym do zarządzania kapitałem po przejściu uczestnika na emeryturę. Tylko uczestnik - jako właściciel pieniędzy - może zdecydować, czy chce odebrać je jednorazowo, rozłożyć płatności na przykład na 10 lat czy zapewnić sobie dożywotnie świadczenia. W każdym wypadku musi mieć prawo wskazania sukcesora. Rolą zakładu będzie oszacowanie ryzyka.
Każde inne rozwiązanie to pogwałcenie prawa własności. Partie, które z tego prawa czynią swój fundament, już powinny szykować wnioski do Trybunału Konstytucyjnego.
Dorota Goliszewska