TK: Kontroler może zbyt wiele wobec pasażera
Uprawnienia kontrolerów przewoźników, którzy mogą wydawać dowolne polecenia kontrolowanym pasażerom, również niegapowiczom, są zbyt szerokie - orzekł Trybunał Konstytucyjny, uchylając dopuszczający to przepis Prawa przewozowego.
Prokurator Generalny zaskarżył przepis Prawa przewozowego, w myśl którego każdy (a więc nie tylko gapowicz) jest zagrożony karą grzywny (od 20 zł do 5 tys. zł), jeśli nie zastosuje się do wydanego mu przez kontrolera polecenia pozostania w określonym miejscu. - Nadużywanie uprawnień przez kontrolerów jest problemem - mówił w Trybunale reprezentujący wnioskodawcę prok. Wojciech Sadrakuła.
Pytany o powód zainteresowania się sprawą przez prokuraturę, przytoczył przypadek pewnej kobiety, okradzionej w komunikacji miejskiej, od której kontroler zażądał biletu. Choć kobieta tłumaczyła, że właśnie utraciła torebkę z portfelem, dokumentami i biletem, została potraktowana jak gapowiczka, a gdy wysiedli z pojazdu kontroler zabronił jej nawet usiąść na ławce, nakazując stanie w określonym miejscu.
- Te przepisy naruszają konstytucyjny nakaz zachowania proporcjonalności w ograniczeniach praw i wolności obywatelskich, w tym konstytucyjnie gwarantowanej nietykalności i wolności osobistej - mówił Sadrakuła, podtrzymując wniosek PG. Jak dodał, zaskarżony przepis jest głównie dla wygody kontrolerów, a nie dla zwalczania szalbierstwa, jak określa się wykroczenia jazdy na gapę lub np. wejścia w ten sposób na biletowaną imprezę.
Sadrakuła wskazał, że w ostatnimi czasie zaostrzono Prawo przewozowe, a przed nowelizacją dopiero trzecia jazda bez biletu w roku kalendarzowym stawała się wykroczeniem szalbierstwa - obecnie już pierwszy taki przypadek to takie wykroczenie.
Prokurator przyznał, że przewoźnik ma prawo kontrolować, czy podróżni mają ważny bilet, jak również zapobiec ucieczce pasażera bez biletu - jego prawa nie mogą być jednak zbyt szerokie. "Nie może być tak, aby każda osoba mogła być pozbawiona wolności, niezależnie od tego, czy ma bilet, czy nie i czy chce, czy też odmawia wylegitymowania się". Dodał, że byłoby zrozumiałe, gdyby parlament, nowelizując ustawę, chciał właśnie zapobiec takim sytuacjom jak ucieczka. - Ale trzeba było to napisać w ustawie, bo tak jak napisano - jest za szeroko - mówił.
Autora skargi wsparł przed TK Sejm. Występujący w jego imieniu poseł Ryszard Kalisz także wniósł o uznanie, że zaskarżony przepis jest niezgodny z konstytucją. - Ten przepis to przejaw prywatyzacji użycia przymusu. Wielu Polaków spotyka się z kontrolą na lotniskach i większość jest przekonana, że to państwo ich kontroluje, ale przecież to prywatna firma, która może żądać, by podróżny zdjął buty. Jeden z klasyków aktualnego rządu powiedział, że państwo musi mieć monopol do użycia przemocy. W tej sprawie przychodzi mi ubolewać, że takiej prywatyzacji dokonał Sejm ustawą - mówił Kalisz.
TK orzekł, że przepis w sposób nieproporcjonalny narusza konstytucyjne wolności, a uchylony mocą tego wyroku przepis nadmiernie wkraczał w przysługujące każdemu obywatelowi wolność osobistą i nietykalność, wynikające z godności człowieka, a sankcja grzywny za niepodporządkowanie się poleceniu kontrolera - nawet bezzasadnemu - jest nieproporcjonalna.
- Pozycja jednej strony została nadmiernie wzmocniona. Na podstawie tego przepisu można ująć i ukarać w zasadzie każdego podróżnego, a nie tylko tego, kto nie ma biletu, ani nie chce się wylegitymować, a przecież mamy do czynienia z sytuacją, gdy strony stosunku prawnego są równe, bo przewoźnik i obywatel stoją na równej płaszczyźnie. To nie to samo co sytuacja, gdyby miało chodzić o relacje państwo-obywatel - mówiła w ustnym uzasadnieniu wyroku sędzia sprawozdawca, prof. Teresa Liszcz.
Trybunał przyznał, że porządek publiczny wymaga, by można było skutecznie dokonywać kontroli biletów i nawet po wyeliminowaniu zaskarżonego przepisu kontrolerzy nie utracą możliwości ścigania gapowiczów.
- Ale badając przepis pozwalający kontrolerowi wydawać polecenia każdemu, na pierwszy plan wysunął się interes majątkowy przewoźnika. Powstaje pytanie, czy ustawodawca nie przesadził i przed tak fundamentalnym dobrem jakim jest wolność, nie postawił interesu majątkowego - mówiła Liszcz.