Z kilofem i śrubą po przywileje. Emerytalny rozbój

Głęboko nieetyczne jest, by kobiety i mężczyźni, którzy mają pracować do 67. roku życia, składali się na uprzywilejowane emerytury dla zaledwie czterdziestokilkuletnich górników - napisał w dzisiejszym newsletterze businesstoday.pl Krzysztof Adam Kowalczyk, redaktor "Bloomberg Businessweek Polska". I podpowiedział dwa wyjścia.

"Szykujemy Czarne Miasteczko w Stolycy. Zbieramy kilofy + sruby..." - takie groźby (pisownia oryginalna) posypały się na forum portalu górniczego pod przedrukiem informacji "Gazety Prawnej", że rząd po cichu pracuje nad projektem ustawy mającej pozbawić górników ekspresowych emerytur. Osobiście wątpię, by politycy Platformy Obywatelskiej zaryzykowali teraz otwarcie drugiego frontu walki z przywilejami, skoro na jednym froncie - przedłużenia wieku emerytalnego do lat 67 - natarcie idzie im raczej nieskoro.

Ale jeśli naprawdę zaświtała im myśl naprawienia błędów Sejmu z lipca 2005 r., to trzymam kciuki za powodzenie projektu.

Reklama

Przypomnijmy: owego gorącego - dosłownie i w przenośni - lata sposobiący się do kampanii wyborczej posłowie ugięli się pod szantażem 5,5 tys. demonstrujących na Wiejskiej górników. I utrzymali przywilej przejścia na emeryturę po 25 latach pracy pod ziemią - bez względu na wiek. Skutek: dwie trzecie górników kończy pracę przed pięćdziesiątką, a świadczenia dla liczącej już ponad 200 tys. armii takich emerytów, inkasujących średnio po ponad 3,3 tys. zł, kosztują nas przeszło 8 mld zł rocznie. Czyli dwa razy tyle, ile kosztowałyby, gdyby tę branżę obejmowały standardowe zasady dotyczące osób pracujących w szkodliwych warunkach.

W sytuacji gdy rząd usiłuje przekonać kobiety i mężczyzn do pracy do 67. roku życia, głęboko nieetyczne jest, by składali się oni - wraz z resztą podatników - na utrzymanie przywileju dla czterdziestokilkuletnich emerytów górniczych. Wyjścia są dwa. Pierwsze: objąć górników zwykłym systemem emerytalnym. Co oznacza, że po kilkunastu, dwudziestu kilku latach fedrowania na przodku powinni otrzymać od pracodawcy przeszkolenie i inną, lżejszą pracę.

Albo - wyjście numer dwa - niech spółki węglowe górnikom przywilej ekspresowych emerytur wykupią. Bilet na ekspres jest wszak droższy niż na osobowy. Podniesione w ten sposób składki ZUS mogą sobie wliczyć w koszty. Wtedy przekonamy się, ile naprawdę kosztuje "czarne złoto" i czy rzeczywiście jest konkurencyjne wobec innych źródeł energii. Może się wówczas okazać, że górnicy sami z przywileju zrezygnują. A kilofy i śruby zostaną na Śląsku.

Biznes INTERIA.PL jest już na Facebooku. Dołącz do nas i bądź na bieżąco z informacjami gospodarczymi

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »