Z rynku pożyczkowego zostaną zgliszcza? "Przeżyją nieliczni"
Po nowelizacji ustawy "antylichwiarskiej" z rynku pożyczkowego zostaną zgliszcza - alarmuje weekendowe wydanie "Pulsu Biznesu". W ocenie dziennika proces legislacyjny był prowadzony nietransparentnie i bez konsultacji z rynkiem.
Jak pisze gazeta, rząd "po pół roku chowania projektu pod korcem przez resort sprawiedliwości" ujawnił wreszcie kształt nowej ustawy "antylichwiarskiej". Dodaje, że założenia nowej regulacji były udostępniane do tej pory w formie szczątkowych przekazów przez wiceministra sprawiedliwości Marcina Warchoła. W ostatecznej wersji, którą opublikował rząd, są również rozwiązania, o których wcześniej w ogóle nie było mowy.
W ocenie jednego z prezesów firm pożyczkowych, cytowanego anonimowo przez "PB", regulacja "ma moc bomby atomowej". "Przeżyją nieliczni, ale i tak zostaną mocno napromieniowani. Przepisy po kolei uderzą w firmy prowadzące działalność w różnych modelach biznesowych" - ocenił.
Jak podaje "PB", zgodnie z rządowym projektem koszty pozaodsetkowe pożyczki mają być liczone zgodnie ze wzorem 10 proc. plus 10 proc., przy czym - co nigdy nie zostało jasno powiedziane - łącznie nie mogą przekroczyć 25 proc. pożyczonej kwoty. "Regulacja obcina przychody całej branży o połowę. Najwięcej stracą firmy udzielające pożyczek krótkoterminowych" - wskazuje dziennik.
Inny przepis - według "PB" - dotknie pożyczkodawców bez solidnego zaplecza finansowego. "Wprowadza on zakaz finansowania się na rynku z obligacji detalicznych oraz crowdfundingu. Firmy niemające bogatej spółki matki albo dobrych relacji z bankami (o które jest trudno, bo branżę pożyczkową obciąża... ryzyko regulacyjne) znajdą się w poważnych tarapatach" - czytamy.
Dziennik uważa, że kłopoty będą miały też małe firmy pożyczkowe, działające w formie spółki z o.o. "Zgodnie z projektem pieniądze może pożyczać spółka akcyjna o kapitale minimum 1 mln zł. Obecnie próg kapitałowy wynosi 200 tys. zł" - zauważono.
Z podanych przez gazetę informacji wynika, że ustawa "antylichwiarska" ma być przyjęta w trybie pilnym, czyli jeszcze w tym roku, a przewidywane vacatio legis to zaledwie 30 dni. "Nie wiadomo ani skąd taki pośpiech, ani dlaczego tak duży jest zakres zastosowanych ograniczeń" - podkreśla "PB".
BIZNES INTERIA na Facebooku i jesteś na bieżąco z najnowszymi wydarzeniami