Zakaz reklamy sprawił, że pacjenci często przepłacają
Nowe prawo dotyczące aptek jest niekorzystne, zarówno dla samych placówek, jak i dla klientów - oceniają eksperci. - Przepisy są niesprawiedliwe i wielu podmiotom uniemożliwiają przetrwanie - uważa Paulina Kieszkowska-Knapik z Kancelarii Baker & McKenzie. Wprowadzenie zakazu reklam aptek uniemożliwia im konkurowanie o klienta, a tym samym klient nie ma szans, by wybrać najkorzystniejszą dla siebie ofertę.
- Pacjent nie może porównać oferty aptek w żaden sposób. I nie chodzi o sferę refundowaną, gdzie zawsze był zakaz komunikatów do pacjenta, tylko w pozostałej sferze: kosmetyków, pieluch, witamin, leków bez recepty, leków nierefundowanych, gdzie jednak oferta ma znaczenie dla pacjenta - uważa Paulina Kieszkowska-Knapik z Kancelarii Baker & McKenzie w rozmowie z Newserią.
To już na starcie obniża szansę aptek w konkurowaniu z normalnymi sklepami, które oferują takie produkty jak kosmetyki, wyroby medyczne i środki higieny, a w których nie obowiązuje zakaz reklamy.
- Zważywszy, że dopuszczalna jest reklama kosmetyków, dopuszczalna jest reklama produktów leczniczych bez recepty, zupełnie nielogiczny jest zakaz reklamy placówki, która sprzedaje te produkty, bo zgodnie że rzymska zasada - jeśli wolno więcej (reklamować same leki), to wolno mniej (reklamować miejsce sprzedaży) - mówi prawniczka Agencji Informacyjnej Newseria.
Całkowity zakaz reklamy aptek i ich działalności został wprowadzony 1 stycznia 2012 roku w ustawie Prawo Farmaceutyczne. Jak podkreśla Paulina Kieszkowska-Knapik, tego zapisu nie było w pierwotnej wersji ustawy przedstawionej przez rząd. Został dodany podczas prac sejmowych. Zdaniem prawniczki z kancelarii Baker & McKenzie zakaz został "wylobbowany" przez samorząd aptekarski. Tym bardziej niezrozumiałe jest jego wprowadzenie, że rząd za cel postawił sobie zwalczanie tendencji nadregulacyjnych. Dodatkowo - w opinii prawniczki - efekty zakazu nie zostały przemyślane.
Sytuację dodatkowo utrudnia fakt, że wskutek zmian sposobu naliczania marży na lekach refundowanych, apteki utraciły część swoich zysków. Zdaniem Kieszkowskiej-Knapik, te zapisy niesprawiedliwie dyskryminują apteki i dla wielu placówek mogą okazać się niemożliwe do pokonania.
- W naszym systemie apteka jest przedsiębiorstwem, prywatnym podmiotem, który pomaga państwu wykonać swoje funkcje, bo apteka kredytuje państwo, dostaje od NFZ zwrot z refundacji wiele tygodni po tym, jak wydała pacjentowi lek za darmo czy za 3,20 zł. Czyli ktoś ze swoich pieniędzy kredytuje ten system, z drugiej strony zabiera mu się powietrze z tej sfery, w której państwo nie ma żadnych inwestycji - wyjaśnia prawniczka.
Negatywne skutki, zarówno dla aptek, jak i dla klientów, mają również restrykcje w sprawie prowadzenia programów lojalnościowych dla klientów.
- Ratio legis tych zapisów jest takie, by pacjenta odciąć od apteki, żeby nie było żadnej ciągłej relacji i to jest zupełne nieporozumienie - uważa Paulina Kieszkowska-Knapik. - Jeżeli drożeją leki refundowane, tym bardziej pacjent chciałby wiedzieć, gdzie może te inne świadczenia dostać od kogoś, kto potrafi mu poradzić, jeśli jest alergikiem, jeśli ma różne, kombinowane terapie, które leki się wykluczają. Idea związania pacjenta z apteką, gdzie był system, który pozwalał się opiekować tym pacjentem, została wyrugowana z systemu prawnego. Sprzecznie z interesem pacjentów.
Jak podkreśla ekspertka, badania opinii publicznej wskazują, że połowa pacjentów korzystała z ułatwień wynikających z tego, że można było kupić pewne rzeczy taniej w wybranych aptekach.
Zdaniem prawników, obowiązujące przepisy naruszają prawa konsumenckie klientów.
- Dlatego UOKiK był absolutnym przeciwnikiem tego zapisu. Uważam, że to jest naruszenie prawa konsumenta do informacji i potencjalnie naruszenie prawa konsumenta do opieki farmaceutycznej - mówi Paulina Kieszkowska-Knapik.
Zakazy wprowadzone w Prawie Farmaceutycznym - według prawników - są trudne do wyegzekwowania, bo nielogiczne. W ten sposób prawo się dewaluuje, ponieważ ludzie go nie rozumieją.
- Dziecko zostało wylane z kąpielą - ocenia Paulina Kieszkowska-Knapik. - Wracamy do konstrukcji: "nie wiąż się pacjencie ze swoją apteką, ona ma o tobie nic nie wiedzieć, ma być dla ciebie niemiła, ma cię nie zapraszać, nie akceptować kart". To jest droga donikąd. Na tej zasadzie w przyszłości będzie przepis, że ładna farmaceutka jest zakazana, ponieważ może kogoś przyciągnąć do kontuaru w danej aptece.
Za naruszenie zakazu reklamy aptekom grozi kara finansowa w wysokości do 50 tys. zł. Wymierzyć ją może wojewódzki inspektor farmaceutyczny. Inspekcje w całym kraju zajmują się kilkuset zgłoszeniami o prowadzonej reklamie apteki i jej działalności. Jak podkreśla prawniczka, wszystko to w czasie, kiedy inspekcja powinna się zajmować prawdziwymi problemami np. brakiem dostępu do leków masowo wywożonych z Polski czy brakiem warunków prawnych do opieki farmaceutycznej. Ostatnio dopiero sąd musiał przekonywać inspekcję farmaceutyczną, że mierzenie ciśnienia pacjentom jest pożyteczne i nie powinno być ścigane.
Biznes INTERIA.PL na Facebooku. Dołącz do nas i czytaj informacje gospodarcze
- To absurdalna sytuacja - ocenia Paulina Kieszkowska-Knapik.
Opr. KM