Czym jest dziś w rzeczywistości"szara strefa"?

Zacznę o pewnej relacji: szef jednej z firm z nieukrywanym poruszeniem opowiedział mi, że na "śniadaniu biznesowym", organizowanym przez jedną ze spółek z tzw. wielkiej czwórki, padły stwierdzenia, iż "trzeba odliczać dni do końca obecnych rządów" i inne tego rodzaju polityczne deklaracje. Jako że Polska to mały kraj i wszyscy się lepiej czy gorzej znają, udało się dość szybko potwierdzić prawdziwość tej relacji.

Dlaczego zagraniczny (oczywiście "zachodni") biznes podatkowy nie ukrywa swoich politycznych niechęci do władz wybranych w demokratycznych wyborach? Powodów jest prawdopodobnie wiele. Pierwszym z nich jest nostalgia za utraconą pozycją, bo za "liberalnych rządów" związki tego biznesu z władzą weszły w swoje historyczne apogeum - rząd zamawiał i płacił za ekspertyzy i raporty a nawet wydał kilkadziesiąt milionów złotych dla jednej z tych firm za pomysły, jak ... informatyzować urzędy skarbowe.

Ciekawe skąd zagraniczne lemingi wiedzą, jak ma funkcjonować np. izba skarbowa, którą być może widziały przez szybę samochodu? Sądząc po wielkości wypłaconej kwoty przez Ministerstwo Finansów, należy postawić tezę, że skoro zagraniczny biznes podatkowy zna się na wszystkim, to zapewne również na urzędniczej informatyce w organach administracji rządowej. Złote czasy tego biznesu miały jednak znacznie bardziej spektakularny charakter: związki z władzą dotyczące również kształtu przepisów prawa: przykłady są powszechnie znane, przecież dobrze wiemy, kto wymyślił "odwrotne obciążenie", czyli brak opodatkowania całych branż, w dodatku wmawiając, że służy to... eliminacji oszustw podatkowych? Prawda, że to majstersztyk w historii nonsensów podatkowych? Teraz wychodzą na jaw również kwoty, które wypłacały spółki Skarbu Państwa za "doradztwo": ciekawe, czy owe usługi miały w rzeczywistości aż taką wartość?

Reklama

Tak, przyszły złe rządy dla zagranicznego biznesu podatkowego. Musi więc odliczać czas do nowych wyborów. Co prawda czasami politycy nowych władz dają sprzeczne sygnały: jeden z wicepremierów publicznie z namaszczeniem - posługując się nazwą jednej z tych firm - cytuje zresztą zupełnie "księżycowe" kwoty jakiejś "luki podatkowej" zapominając, że uprawia, być może nieświadomie, całkowicie niestosowną kryptoreklamę. No dobrze, młodość i brak wiedzy ma swoje prawa. W jednej z dwóch ważnych kancelarii naszego państwa zorganizowano nawet spotkanie z przedstawicielami tego biznesu konsultując ... projekt jednej z ważnych ustaw. Już to nie mieści się w głowie, ale najnowszy raport napisany przez lidera tych firm przekroczył wszelkie wyobrażenia - wstępy do tego dokumentu piszą ministrowie i wiceministrowie, a dokument - sygnowany logo tej firmy - posługuje się wizerunkiem tych osób, które występują w jednym szeregu z szefami biznesu podatkowego. Czy coś takiego jest w ogóle możliwe? Tak daleko nie posunęli się nawet liberałowie i zdjęcia byłej pani premier trudno jest szukać w raportach biznesu podatkowego, które powstawały w czasach liberalnych rządów.

Może to też dowód na dziecięcą chorobę naiwności. Może. Być może jednak pesymizm co do przyszłości tego biznesu nie jest w pełni zasadny. Czy jego związki z władzą zostaną przywrócone i będzie tak jak dawniej? Może nie powinni tracić nadziei. Opozycja i jej zwolennicy walczą o to, aby wróciły poprzednie czasy. Można nawet podejrzewać, że nie tak źle, bo ktoś storpedował przyjęcie przez rząd ustaw podatkowych, które były w niebieskiej teczce pani premier Beaty Szydło. Przecież wiadomo, że likwidowały one wiele przepisów, które, będąc autorstwa zagranicznego biznesu podatkowego, były bardzo "korzystne dla podatników" - wiadomo nawet jakie noszą nazwy .

Aby uzdrowić system podatkowy, szerzej - nasze państwo, trzeba jednorazowo i bez reszty przeciąć wszelkie związki władzy z tym biznesem. Tak twierdzą wszyscy, którym zależy na naprawie tego systemu, a przede wszystkim na likwidacji luki podatkowej liczonej w skali Unii na setki miliardów euro. Mamy przed sobą dwie rogi: albo iść tropem Panama Papers, albo w odwrotnym kierunku. Na tej ostatniej drodze raczej nie spotkamy się z tym biznesem, bo to on chce odwrócić naszą uwagę od rzeczywistych przyczyn obecnych patologii. Czy "szarą strefą" jest kobiecina z koszykiem jajek i pomidorami, która nie ma kasy fiskalnej? Czy ona zagraża dochodom budżetowym? Skąd: najgroźniejszą szarą strefą jest zagraniczny biznes podatkowy, który załatwia "optymalizację podatkową", tworząc pozory legalizmu w takich Panamach czy innych Luksemburgach. Tam są setki miliardów (biliony?) euro, które rządzą dzisiejszym światem. Bo "zachodnie pieniądze dają władzę" - a nie odwrotnie. Prawda? Wniosek jest tylko jeden, wszystko więc w Polsce musi wrócić na właściwe zachodnie tory - jak najszybciej "odliczać czas" do najbliższych wyborów.

Witold Modzelewski, profesor Uniwersytetu Warszawskiego, Instytut Studiów Podatkowych

Sprawdź: PROGRAM PIT 2015

Instytut Studiów Podatkowych
Dowiedz się więcej na temat: czym jest
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »