Dłużnik nie ma pieniędzy, więc nie ma problemu
Zaległa wierzytelność - termin, który spędza sen z powiek zarówno wierzycielom, jak i dłużnikom. I choć teoretycznie jego przekroczenie powinno być prawdziwym problemem przede wszystkim dla osoby zalegającej ze spłatą, to w warunkach polskich stanowi kamień u szyi również dla wierzyciela. Szczególnie, gdy jest nim przedsiębiorca.
Jest to po części wynik nieżyciowych, aby nie użyć wręcz słowa "szkodliwych", przepisów. Z jednej strony utrudniają one skuteczne dochodzenie należności, a z drugiej w żaden sposób nie chronią poszkodowanych wierzycieli przed roszczeniami narastającymi na skutek tego, że ci nie mogą ściągnąć zaległych wierzytelności, przez co tracą płynność finansową. Prawda jest też taka, że zręczny prawnik potrafi przedłużać termin spłaty i w efekcie zniweczyć celowość dochodzenia roszczenia przez wierzyciela. Powstałe w ten sposób błędne koło z impetem rozjeżdża kolejne podmioty.
Pierwszą i absolutnie najważniejszą rzeczą jest, aby nie pozwolić dłużnikowi nawet na chwilę odnieść wrażenia, że wierzyciel zamierza odpuścić. Nie chodzi tu w żaden sposób o próbę zastraszenia lub wywierania nadmiernej presji, ale o okazanie troski o własny interes i determinacji w egzekwowaniu tego, co stanowi o jego jakości i rentowności. Wiadomo, że jeśli dłużnik zalega z płatnościami większej liczbie wierzycieli, w pierwszej kolejności będzie starał się zaspokoić roszczenia tych, którzy będą potrafili ustawić się na początku kolejki.
Niebagatelne znaczenie ma również czas, który nigdy nie działa na korzyść wierzyciela. Przypominanie o należności jest dobrą metodą sprawdzenia intencji strony przeciwnej. Jednak przy braku oczekiwanej reakcji prędzej lub później trzeba będzie przejść od słów do czynów. Najlepszym rozwiązaniem jest sformalizowanie procesu dochodzenia wierzytelności poprzez wysłanie przedsądowego wezwania do uregulowania należności. Spełnia ono dwie funkcje: po pierwsze przypomina o roszczeniu i pokazuje, że zamierzamy go dochodzić, a po drugie właściwe wysłanie go zapewnia nam wypełnienie wymogu proceduralnego w postaci wykazania prób pozasądowego rozwiązania sporu. W przypadku odmowy bądź braku reakcji dłużnika należy podjąć działania zmierzające do jak najszybszego skierowania sprawy przed sąd.
Wierzyciel może również zlecić odzyskanie wierzytelności firmie windykacyjnej, licząc, że sam fakt zaangażowania takiej instytucji zmieni postępowanie dłużnika, lub bazując na jej doświadczeniu i profesjonalizmie. Należy jednak pamiętać, że firma windykacyjna zarabia jedynie w sytuacji, gdy uda się jej odzyskać przynajmniej część zobowiązania. Ma to oczywiście swoje dobre strony, ponieważ nie naraża wierzyciela na dodatkowe koszty. Niemniej oznacza zwykle znaczne procentowe pomniejszenie odzyskanej wierzytelności o prowizję firmy windykacyjnej. Implikuje też nie zawsze pełne zaangażowane i pomijanie działań, które narażą firmę windykacyjną na koszty, a nie gwarantują efektu.
Warto również rozważyć zlecenie odszukania ukrytego majątku wywiadowni gospodarczej lub agencji detektywistycznej. Niewątpliwą zaletą takiego rozwiązania jest bardziej indywidualne podejście do zlecenia i szerszy zakres działania. Ani profesjonalne wywiadownie, ani dobre agencje detektywistyczne nie ograniczą się bowiem jedynie do sprawdzenia w rejestrach i bazach danych. Stałym elementem ich działań będzie m.in. wywiad środowiskowy i wizja lokalna, a nierzadko również obserwacja, która umożliwi faktyczną weryfikację miejsca zamieszkania i stanu posiadania dłużnika. Koszty zlecenia odnalezienia długu ww. instytucjom są zróżnicowane. Zaletą jest na pewno to, że zazwyczaj nie są one wyliczane na podstawie prowizji, a zatem w przypadku większych wierzytelności zlecający nie musi obawiać się rezygnacji z kilku, a czasem nawet kilkunastu lub więcej procent jej wysokości. Pozwala to, jeszcze przed wniesieniem pozwu, złożyć wniosek o zabezpieczenie roszczeń poprzez np. ustanowienie zakazu zbywania nieruchomości, zajęcie odpowiednich kwot na rachunkach bankowych dłużnika itp.
Jednocześnie należy uważnie śledzić postępowanie strony przeciwnej, ze szczególnym uwzględnieniem działań, które mogłyby wskazywać na próbę ukrycia majątku bądź które mają na celu szkodę wierzyciela. Zignorowanie takich sygnałów nie musi wprawdzie oznaczać utraty roszczeń czy możliwości ich skutecznej egzekucji, ale może bardzo znacząco przedłużyć procedurę dochodzenia należności już na etapie postępowania sądowego.
W przypadkach niebudzących wątpliwości wierzyciel nie powinien mieć problemu z uzyskaniem satysfakcjonującego wyroku, a następnie klauzuli wykonalności. Jest to pierwszy, ale niestety nie zawsze ostatni i skuteczny krok na drodze do sukcesu, który często okazuje się zwycięstwem pyrrusowym. O ile bowiem bez tytułu wykonawczego nie można zrobić nic, bo jest on niezbędny, aby podjąć kolejne kroki prawne, to sam w sobie nie zawsze powoduje on oczekiwaną reakcję dłużnika. Może się przecież okazać, że ten ostatni albo faktycznie znajduje się w sytuacji, w której nie jest on w stanie spłacić swoich zobowiązań, albo - co zdarza się dosyć często - czuje się na tyle bezkarny, że nie obawia się podjętych przeciw niemu kroków. Wynika to zazwyczaj z faktu, że własność majątku, z którego można przeprowadzić egzekucję, została przeniesiona na osoby trzecie albo wytransferowana za granicę, lub że majątek został spieniężony, a równowartość - ukryta na koncie w egzotycznym banku. Komornik stwierdzi zapewne w takiej sytuacji bezskuteczność egzekucji, bo konieczność poszukiwania majątku jest zazwyczaj elementem zniechęcającym go do działania. Nie oznacza to jednak, że nic nie da się zrobić. Wciąż pozostaje kilka możliwości. Wybór jednej z nich zależy od sytuacji i woli wierzyciela.
Pierwsza możliwość to powrót do koncepcji zaangażowania firmy windykacyjnej. Co prawda przechodzenie przez drogę sądową, aby później zlecić ściągnięcie wierzytelności firmie windykacyjnej, wydaje się nielogiczne, jednak w tym szaleństwie jest metoda. Wierzytelność stwierdzona prawomocnym wyrokiem staje się bowiem bardzo mocną kartą w ręku wierzyciela i wytrąca z ręki dłużnika argument o sporności danego roszczenia.
Na tym etapie warto wspomnieć, że poza egzekucją z nieruchomości, gdzie wciąż obowiązuje "rejonizacja", możemy wybrać dowolnego komornika, który zajmie się egzekwowaniem należności stwierdzonych przez sąd wyrokiem. Pamiętać jednak należy, że komornik nie będzie zajmował się tylko naszą sprawą, jego wynagrodzenie uzależnione jest od wysokości roszczenia, a motywacja do aktywnego poszukiwania majątku zazwyczaj wprost proporcjonalna do potencjalnego wynagrodzenia. Przedstawiając komornikowi listę możliwych do zajęcia nieruchomości, ruchomości oraz innych praw dłużnika, bardzo ułatwiamy mu pracę. Nie jest tajemnicą, że komornik nigdy nie podejdzie do tematu odnalezienia majątku dłużnika w sposób tak kompleksowy, jak wierzyciel. W chwili, w której na biurku komornika pojawi się pełne dossier, a jego rola ograniczy się głównie do przystawienia odpowiednich pieczątek, szanse na skuteczną egzekucję znacząco wzrosną. I tu powraca możliwość zaangażowania detektywa, który wyręczy komornika w poszukiwaniu majątku dłużnika i przygotuje grunt pod efektywne działania zmierzające do odzyskania należności.
Ostatnim, najmniej korzystnym dla wierzyciela rozwiązaniem jest sprzedaż długu. Wiąże się ona niestety z utratą większej jego części - nabywca musi również na takiej transakcji zarobić, ocenia więc szanse "ściągnięcia" czegokolwiek z dłużnika i na tej podstawie proponuje cenę odkupu wierzytelności. Kiedy warto więc rozważyć sprzedaż? Na pewno gdy inne metody zawiodą, a wierzyciel znajduje się w sytuacji, w której nawet ułamkowa część należności dostępna od ręki stanowi o "być albo nie być'. Poza tym - jeżeli będący przedsiębiorcą wierzyciel zdecyduje się zaliczyć stratę z tytułu odpłatnego zbycia wierzytelności do kosztów podatkowych, o ile została ona uprzednio zarachowana jako przychód należny. Pamiętać jednak przy tym należy, że nie każdy dług znajdzie nabywcę. Nabycie wielu wierzytelności jest po prostu nieopłacalne ze względu na brak perspektyw zaspokojenia.
Jeśli zdecydujemy się pójść z dłużnikiem na wojnę, pamiętajmy, by informacja o tym, że planujemy ofensywę, dotarła do niego jak najpóźniej. Oczywiście nie chodzi tu o liczenie na to, że aż do dnia wydania prawomocnego wyroku nie będzie on sobie zdawał sprawy z toczącego się postępowania, bo taka sytuacja zemści się na wierzycielu na etapie windykacji. Kiedy już jednak oficjalnie wezwiemy dłużnika do spłaty wierzytelności, powinniśmy mieć w ręku mocne karty. I nie chodzi tu jedynie o uzasadnienie roszczenia, ale przede wszystkim o wiedzę dotyczącą majątku dłużnika.
mec. Kamil Nagrabski, Tomasz Broniś