Polscy producenci wygrali

Produkcja płytek ceramicznych po otwarciu naszego rynku nie poległa pod naporem zagranicznej konkurencji. Przeciwnie, zmobilizowana przez konkurencję zrestrukturyzowała się i rozwinęła, odwojowała większą część rynku przejętego na początku transformacji przez zachodnich producentów. Stała się potentatem w Europie. W wielkości produkcji ustępuje Włochom, Hiszpanii i Turcji. Coraz śmielej wchodzi na rynki zagraniczne.

Produkcja płytek ceramicznych po otwarciu naszego rynku nie poległa pod naporem zagranicznej konkurencji. Przeciwnie, zmobilizowana przez konkurencję zrestrukturyzowała się i rozwinęła, odwojowała większą część rynku przejętego na początku transformacji przez zachodnich producentów. Stała się potentatem w Europie. W wielkości produkcji ustępuje Włochom, Hiszpanii i Turcji. Coraz śmielej wchodzi na rynki zagraniczne.

W Opocznie i rejonie wyrosło zagłębie płytek. I to bez rządowych strategii, bez specjalnych stref ekonomicznych, ulg, preferencji. Sprawił to chłonny rynek, marka fabryki w Opocznie z tradycjami sięgającymi końca XIX wieku, kadra fachowców-płytkarzy i bliskie sąsiedztwo surowca, kopalni gliny. Kiedy stare Opoczno nie było w stanie sprostać zapotrzebowaniu, a system przestał krępować inicjatywę prywatną - niczym grzyby po deszczu zaczęły powstawać nowe firmy. Hurtownicy, którzy przyjeżdżali do Opoczna i dla których nie starczało płytek ze starej fabryki - szli do producentów obok. To też był towar z Opoczna.

Reklama

Odbity rynek

Jeszcze w 1996 r. na naszym rynku królował import. Płytki z Włoch i Hiszpanii stanowiły ok. 70 proc. rynku. Dziś skurczył się do 15 proc. Gros rynku ocenianego na 70 mln mkw. przejęli producenci krajowi. Przede wszystkim dzięki rozbudowie zakładów, poprawie wzornictwa, jakości, asortymentu. Obecnie produkcją zajmuje się 18 firm. Liderem jest Opoczno S.A., spółka, która ma dziś 26 proc. rynku, do której w 2000 r. wszedł zagraniczny inwestor finansowy. Proces prywatyzacji Opoczno S.A. zakończył się w 2004 r. w wyniku czego 98,8 proc. akcji znalazło się w posiadaniu Credit Suisse First Boston Ceramic Partners (Poland) S.a.r.l, spółki z ograniczoną odpowiedzialnością stanowiącej własność funduszy zarządzanych przez CSFB Private Equity oraz Enterprise Investors. Za Opocznem idą Ceramika Paradyż i Cersanit - po 16 proc. rynku, dalej Tubądzin - 7 proc., Polcolorit - 5 proc. i cała reszta produkująca od miliona do czterech milionów metrów płytek rocznie.

Budowanie sektora rozpoczęło się na początku lat 90. wraz z transformacją. Nowi producenci zaczynali bez dawnych obciążeń. Uruchamiali piec rolkowy, robili płytki na biskwicie (spód płytki nieszkliwiony) kupowanym za granicą, potem dostawiali drugi piec. Jedyną działającą już wtedy firmą niepaństwową był Polcolorit założony jako spółka joint venture.

Opoczno S.A., żeby dotrzymać kroku, musiało szybko się zrestrukturyzować i zmodernizować. Do roku 2000, czyli w ciągu 10 lat, zatrudnienie spadło z 3,1 tys. do 2,4 tys. osób, produkcja wzrosła z 10 do 13,2 mln mkw., po wejściu inwestora finansowego w ciągu niepełna 5 lat - moce produkcyjne wzrosły do 28 mln mkw., a zatrudnionych jest 1,2 tys. osób. Taka jest skala przyspieszenia Opoczna S.A. Znaczący postęp, choć bez angażowania kapitału zagranicznego, odnotowali inni producenci.

Sektor płytek unowocześnia się, doskonali technologię, wprowadza sprawne systemy zarządzania. Wiosną 2005 r. Opoczno uruchomiło dwa kolejne piece, co pozwala zwiększyć moce z 22 do 28 mln mkw. płytek. Rychłe zakończenie dużych inwestycji zapowiadają Ceramika Paradyż i Ceramika Tubądzin, rozbudowują potencjał Końskie, Cerrol, Polkolorit. Plany rozbudowy ma Nowa Gala. Inwestycje w tym roku idą w setki milionów złotych.

Konkurencja bez wojen cenowych

Branża płytek z potencjałem produkcyjnym sięgającym 100 mln mkw. ma nadwyżki mocy w stosunku do aktualnych możliwości zbytu w kraju ocenianych na 70 mln metrów. Zdaniem analityków to stwarza warunki zdrowej konkurencji.

Płytek jest dużo, pochodzą od różnych producentów. Rynek jest nasycony. Klient, który kilkanaście lat temu miał problem z zakupem, dziś ma problem z wyborem. Jest konkurencja, jest walka o klienta, ale według ekspertów nie obserwuje się jeszcze wojen cenowych. Są to zmagania dotyczące przede wszystkim jakości i wzornictwa. Nie zdarza się, żeby np. wszyscy producenci musieli nagle obniżać ceny, bo towar nie schodzi z magazynów. Hitem są płytki gresowe, o niskim stopniu nasiąkliwości, mrozoodporne, dużych formatów, polerowane, satynowane. Ten segment rozwija się najszybciej. Gresów sprzedaje się w tej chwili 40 proc., płytek ściennych, klasycznych, fajansowych też 40 proc., 20 proc. to są płytki szkliwione, kamionkowe, podłogowe.

Głód płytek na Wschodzie

Nadwyżki mocy ponad to, co jest w stanie wchłonąć kraj - pracują na eksport, który u większości producentów sięga 30 proc. Duże pieniądze są do wzięcia na rynkach wschodzących, zwłaszcza w Rosji, Ukrainie, krajach nadbałtyckich, które angażują znaczne środki na programy inwestycyjne. To są perspektywiczne rynki. Już dziś trafia na nie większość naszego eksportu.

Strategie producentów są i będą różne. Opoczno S.A. kupiło w kwietniu br. 60,3 proc. udziałów Dvarcioniu Keramika - największego producenta płytek na Litwie wraz z jego siecią sprzedaży. Można sądzić, że swoją ekspansję eksportową na Wschód spółka będzie chciała realizować m.in. poprzez przejmowanie atrakcyjnych lokalnych producentów. Może to być skuteczniejszy sposób robienia biznesu na rynkach wschodzących niż prosty eksport, o czym w Polsce przekonali się producenci płytek z Włoch i Hiszpanii. Kupując zakład na wschodzącym rynku można produkować płytki o ok. 35 proc. taniej (niższe koszty produkcji, cło) i taniej zbywać.

Interesujące dla branży płytek są też rynki UE. Zwłaszcza rynek niemiecki najbliższy nam i największy, na którym sprzedaje się 150 mln mkw. płytek rocznie i na którym można uzyskać większe marże. Ale wejście na ten rynek wymaga zaangażowania znacznych środków, perfekcyjnego przygotowania, cierpliwości. Toteż nasi producenci próbują to robić małymi kroczkami.

Czekanie na boom?

Branża płytek, która w tym roku kończy kolejny etap inwestowania i powiększa potencjał produkcyjny do 120 mln mkw., wiąże swoje perspektywy z dalszym wzrostem rynku krajowego, z budownictwem zwłaszcza mieszkaniowym, które jak dotąd rozwija się mizernie. Jest nadzieja, że mieszkalnictwo doczeka się wreszcie prorozwojowej polityki państwa i czytelnych, wiarygodnych decyzji w tej dziedzinie. Barierą dla budownictwa, która odbija się na rynku m.in. płytek, jest brak planów przestrzennego zagospodarowania miast i gmin. Deweloperzy, którzy chcieliby budować, nie dostają pozwoleń, bo nie ma planów.

Szansą dla sektora płytek, który poza czołówką jest dość rozdrobniony, jest konsolidacja. Zdaniem analityków - nieunikniona. Małym będzie coraz trudniej znaleźć miejsce na rynku. Do konsolidacji dojść musi, pytanie tylko, kiedy. Nasze spółki, nawet te, które cienko przędą, mają silnie rozwinięty instynkt przetrwania, często kosztem zaciągania kredytów czy za cenę niskich marż.

Tymczasem mniejsi powinni się łączyć między sobą albo wchodzić w skład większych. Tak będzie łatwiej i taniej, uzyskuje się efekt skali, produkuje dłuższe serie.

Były inicjowane próby dogadania się w tej sprawie. Za stołem wszyscy byli "za", ale potem sprawa umierała śmiercią naturalną. Podobno dlatego, że najważniejsi właściciele i menedżerowie branży wywodzą się z fabryki w Opocznie i za dobrze się znają. Następne pokolenie w biznesie płytek nie będzie miało tych obciążeń. Ale dla wielu firm może to być za późno.

Bogdan W. Mikołajczyk

Ryszard Kowalski, prezes zarządu Związku Pracodawców-Producentów Materiałów dla Budownictwa
W produkcji materiałów budowlanych, także płytek ceramicznych, jednym z podstawowych zagrożeń dla rzetelnych przedsiębiorców jest szara strefa, która występuje tu w stopniu o wiele większym niż w całej gospodarce. Szacuje się, że przekroczyła 30 proc. ogólnego ruchu budowlanego. To są obroty, z których budżet nie dostaje podatków, a to oznacza, że rzetelni przedsiębiorcy płacą odpowiednio więcej. Obchodzenie podatków to jedna strona szarej strefy; drugą jest obchodzenie wymagań technicznych. Coraz więcej niestandardowych wyrobów trafia na rynek.

Wycinkowy sondaż przeprowadzony w Poznaniu na tegorocznych targach Budma pokazał, że 30 proc. oferowanych wyrobów nie miało nawet wymaganego oznakowania CE albo B. Oznakowanie wyrobu, choć powinno, nie oznacza automatycznego spełnienia obowiązujących norm technicznych, ale jeśli wyrób nie ma nawet znaku, to znaczy, że producent w ogóle nie jest zainteresowany dotrzymaniem jakichkolwiek standardów.

Rynek budowlany jest atakowany nie tylko przez "garażowych" producentów, ale także przez import, np. z Chin, który w ceramice jest coraz większy i narastający. Nie mam nic przeciwko chińskim płytkom, pod warunkiem że zostały zbadane, oznakowane i są zgodne z naszymi wymaganiami technicznymi. Dziś znaczna część importu nie spełnia tych wymogów.

Gazeta Prawna
Dowiedz się więcej na temat: fabryka | płytki | ceramika | Opoczno | Polskie
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »