5 tys. zł grzywny za zakup pieczywa? Ty też możesz popełniać ten błąd w sklepie
Prawnik prowadzący profil na TikToku opublikował w sieci nagranie, na którym widać, jak kobieta dotyka w markecie kolejnych bułek leżących luzem bez ochrony w postaci rękawiczek czy torebki. Zwrócił jej uwagę i przypomniał, jaki mandat może grozić za tego typu zachowanie. Tłumaczenie kobiety było kuriozalne. A za co jeszcze można dostać mandat w sklepie?
W dużych i małych sieciach sklepów od lat dostępne są jednorazowe rękawiczki, które pozwalają na higieniczne przeglądanie asortymentu i pakowanie bułek czy chleba wystawionych luzem na półkach sklepowych. Nadal jednak nie wszyscy z nich korzystają.
Prawnik Marcin Kruszewski opublikował na TikToku nagranie, na którym widać, jak przyłapuje on na gorącym uczynku kobietę dotykającą bułki w markecie. Zwrócił jej uwagę.
"Przepraszam, dlaczego pani gołą ręką maca tę bułkę?" - pyta, zaglądając kobiecie przez ramię.
Ta bez zawahania stwierdza, że być może odłoży ten produkt i musi sprawdzić jego świeżość. Wtedy od prawnika usłyszy, że łamie prawo. Na nagraniu, które cytuje "Fakt", Kruszewski apeluje, aby nie macać bułek w sklepach, bo to działanie nie tylko niezgodne z prawem, ale także niebezpieczne.
Jego zdaniem mamy do czynienia z "prawdziwą plagą, przed którą ostrzegają wszyscy, którzy znają się na zdrowiu". Przypomniał, że dotykając kolejnych bułek, przenosimy drobnoustroje i narażamy się na wysoki mandat.
Nie samo dotykanie pieczywa gołą ręką jest problemem, ale fakt, że po takim "teście konsumenckim" wspomniana bułka, drożdżówka czy chleb nie nadają się już do sprzedaży. Zdaniem prawnika, przez to właśnie osoba, która maca kilka lub większość bułek w sklepie, może odpowiadać za zniszczenie mienia.
"Delikatnie mówiąc: bułki stracą na wartości, a ty możesz odpowiedzieć za wykroczenie. No, chyba że wartość bułek przekroczy 800 zł, ale wtedy już naprawdę byłbyś bardzo złośliwy" - mówi Kruszewski w nagraniu.
Powyżej tej kwoty byłaby już bowiem mowa o przestępstwie. Tymczasem nadal poruszamy się w zapisach Kodeksu wykroczeń, który mówi wyraźnie: "Odpowiedzialności za wykroczenie podlega ten tylko, kto popełnia czyn społecznie szkodliwy, zabroniony przez ustawę obowiązującą w czasie jego popełnienia pod groźbą kary aresztu, ograniczenia wolności, grzywny do 5000 złotych lub nagany" (cytat z treści art. 1.).
Oczywiście, jednorazowy występek tego typu zwykle kończy się naganą, jednak notoryczne działanie może być ukarane nawet najwyższą sankcją w postaci aresztu.
Nie dalej jak kilka dni temu w Interii Biznes informowaliśmy ponownie o przypadkach osób, które na półce sklepowej odrywają liście od kalafiora, a swoje działanie argumentują faktem, że "przecież ich się nie je i nie trzeba za nie płacić". Wówczas pracownica Biedronki przyznała nam, że nie ma już siły do niektórych klientów, ani także czasu na sprawdzanie każdego z nich.
Wcześniej wielokrotnie słyszeliśmy o osobach, które do kasy sklepu przychodziły z obranym już bananem. W każdym takim przypadku możemy mówić o niszczeniu mienia i mandacie do 5000 zł, jeśli pracownik zdecyduje się na miejsce wezwać policję.
Kodeks wykroczeń zezwala także na wyrzucenie ze sklepu klienta, który awanturuje się. Krzyki i wyzwiska to wystarczający, w myśl ustawy, powód do odmowy sprzedaży i wyproszenia takiej osoby ze sklepu.
Co ciekawe, do odpowiedzialności nie zostanie zwykle pociągnięty klient, który przypadkiem uszkodził towar w sklepie, o ile jego działanie było nieumyślne. Największe sieci sklepów biorą na siebie tego typu straty i nie wymagają od klienta zapłaty za towar.