Akcje Bank of China dały zarobić
Pierwszego dnia notowań inwestorzy zyskali 15 procent. Chiński bank, po debiucie na giełdzie, jest już ósmy na świecie.
Kiedy Bank of China sprzedawał swoje walory w ofercie pierwotnej, zainteresowanie ich zakupem było ogromne. Ustawiały się długie kolejki chętnych. Inwestorzy indywidualni i instytucjonalni mogliby kupić szesnaście razy więcej akcji niż oferowano. Wartość zamówień osiągnęła 164 miliardy dolarów.
Miła niespodzianka
Numer dwa w chińskim sektorze bankowym sprzedał jednak inwestorom akcje tylko za 9,7 mld USD, a wczoraj zadebiutował na giełdzie w Hongkongu. Przebieg pierwszego notowania uznano za niespodziankę. Mimo niepomyślnej koniunktury na rynkach wschodzących, podczas debiutu jego walory podrożały o 15 proc. Jednym z czynników była cena w ofercie pierwotnej. Okazała się atrakcyjna, gdyż akcje sprzedawano z dyskontem wobec innych banków Chin kontynentalnych notowanych w Hongkongu - China Construction Bank i Bank of Communications. Mimo to wielu analityków rynku spodziewało się jednak raczej kiepskiego startu. Uważali, że znaczna część spośród miliona inwestorów indywidualnych, którzy nabyli akcje w ofercie pierwotnej (często na kredyt), będzie chciała je sprzedać. - Bank of China jest duży i silny - zapewnia Tat Yau, jedna z inwestorek. Nie jest w pełni zadowolona z debiutu, ale zamierza trzymać papiery, bo, jak twierdzi, jest inwestorem długoterminowym.
Dzięki czwartkowemu debiutowi Bank of China zwiększył wartość rynkową do 105,9 mld USD, a w światowej lidze finansowych gigantów przeskoczył krajowego rywala, China Construction Bank i awansował na ósme miejsce. Jest tuż za amerykańskim Wells Fargo i przed Royal Bank of Scotland, swoim inwestorem strategicznym. W ofercie dla inwestorów instytucjonalnych akcje Bank of China, obok Szkotów z RBS, kupiły też takie firmy, jak Temasek (agencja inwestycyjna z Singapuru) oraz wielu rekinów finansowych z Hongkongu. Nawet jeśli gracze indywidualni zwiększą podaż akcji Bank of China, nie będzie problemu, bo instytucje zainteresowane są powiększaniem swoich udziałów. Bank of China to atrakcyjny kąsek. Ma 11 tysięcy placówek w kraju i 600 za granicą. Jego aktywa wynoszą 591,2 mld USD. Kontroluje 66 proc. akcji BOC Hong Kong, drugiego banku w tej byłej kolonii brytyjskiej. - Głównym problemem Bank of China będzie sposób zarządzania kosztami oraz wykorzystania rozległej sieci placówek we wprowadzaniu nowych produktów - twierdzi Khiem Do z Baring Asset Management.
Rynek szybko rośnie
Dynamicznie rozwijający się rynek chiński uznawany jest za bardzo atrakcyjny. Inwestorzy liczą też, że władze będą coraz bardziej otwierać sektor usług finansowych dla zagranicznej konkurencji. Kolejny krok nastąpi jeszcze w tym roku. Dlatego Chińczycy starają się wzmocnić kapitałowo swoje banki. Rząd ma też nadzieję, że inwestorzy strategiczni je zdyscyplinują i trudniej będzie uzyskać kredyt. Apetyt inwestorów będzie testowany jesienią, kiedy akcje zaoferuje Industrial&Commercial Bank of China. Wartość jego oferty pierwotnej szacowana jest na 12 mld USD. Może się wówczas powtórzyć sytuacja, jaka miała miejsce podczas oferty Bank of China. Inwestorzy, by zdobyć środki na zakup tych walorów, pozbywali się papierów innych spółek. Z tego właśnie powodu Hang Seng, główny indeks giełdy w Hongkongu od 11 maja, kiedy zaczęła się sprzedaż akcji Bank of China, stracił 7 proc. Bloomberg, Reuters
Komentarz Tomasz Goss-Strzelecki Chińskie banki i GPW Październik 2005 r. China Construction Bank sprzedaje akcje za 9,2 mld USD, choć popyt sięga 80 mld USD. W tym samym czasie obrazujący koniunkturę na młodych giełdach indeks MSCI Emerging Markets spada o 9 proc. Wydatny w tym udział ma GPW - WIG20 traci 10,6 proc. Maj 2006 r. Inwestorzy ustawiają się po papiery Bank of China. Wpływy sięgają 9,7 mld USD. Chętnych jest 16 razy więcej. W trzy tygodnie przed debiutem na emerging markets zaczyna się zmasowana wyprzedaż: WIG20 traci 16,5 proc.Góry pieniędzy na akcje chińskich banków nie mogły się wziąć znikąd indziej, tylko z tego samego worka, z którego wpływają i wypływają też do Warszawy - bo Chiny to przecież także emerging market. A więc uwaga na kolejne oferty.
Wojciech Zieliński Tomasz Goss-Strzelecki