Atutem Gino Rossi jest marka
Dzisiaj rusza budowa księgi popytu na akcje Gino Rossi, lidera segmentu obuwia klasy średniej i wyższej na polskim rynku. Drobni inwestorzy, dla których przeznaczono 800 tys. z liczącej 3 mln akcji nowej emisji, będą mogli odpowiedzieć na nią między 12 a 14 czerwca.
Zdecydowaną większość wpływów z oferty Gino Rossi przeznaczy na rozwój sieci. W tym roku ma powstać 16 salonów w kraju i sześć za granicą, wobec 87 salonów obecnie. Dotąd eksport nie był mocną stroną spółki (ilościowo w 2003 r. był wyższy niż w 2005 r.). Rozwój sieci jest konieczny, bo tylko w ten sposób można zwiększyć sprzedaż. Inny pomysł to lansowanie submarki G&R (spółka w końcu zrozumiała, że z samych zamożnych klientów jeszcze trudno w Polsce się utrzymać) i rozwój sieci butów Geox, których emitent jest wyłącznym przedstawicielem na polskim rynku.
Przedział cenowy ustalono na 10-13 zł, co daje wycenę całej spółki (uwzględniając emisje akcji D i E skierowane do trzech osób fizycznych) na poziomie 132-171 mln zł. W zamian dostajemy akcje podmiotu, który w 2005 r. zarobił 2 mln zł netto. Inwestujemy więc w poprawę wyników Gino Rossi, który w tym roku ? także dzięki wpływom z emisji ? ma zarobić 6,5 mln zł. Dzięki wzrostowi liczby salonów i korzystnym dla marż zmianom struktury sprzedaży, te prognozy są realne, o ile pod kontrolą pozostaną koszty sprzedaży i ogólnego zarządu. Jednak nawet dolna granica przedziału cenowego oznacza relację ceny do prognozowanego zysku na poziomie 20. Wprawdzie w CCC, do którego na pewno porównywany będzie debiutant, wskaźnik P/E sięga 25, ale ta spółka rozwija się szybciej, a jej rentowność netto w tym roku zbliży się do 15 proc., przy niespełna 6 proc. w Gino Rossi.
Maciej Fedorowicz, prezes Gino Rossi, liczy na wzrost w najbliższych latach o 15-20 proc. (w okresie 2003-06 średnioroczny wzrost sprzedaży wyniesie 12,5 proc.) i skok rentowności do 12 proc. To trudne zadanie, a jego wykonanie w dużym stopniu zależy od stylistów spółki. Marki Gino Rossi, cenionej przez Polaków za jakość, nie można zepsuć. To największy atut debiutanta i element, który w przyszłości może skusić potentatów branży do przejęcia firmy wchodzącej na GPW.
Przemek Barankiewicz