Biznes w USA czeka na powtórkę z 2016 roku. Inwestorzy przygotowani na Trumpa w Białym Domu
Na rynkach finansowych w USA większość inwestorów podejmuje decyzje z myślą o nadchodzącej prezydenturze Donalda Trumpa. W dużym stopniu są to ruchy podobne do tych, które wykonywano, gdy Trump zasiadał w Gabinecie Owalnym w latach 2016-20. Wariant z prezydenturą Kamali Harris jest rzadziej brany pod uwagę.
- Analitycy Bank of America zauważyli, że inwestorzy wracają do strategii, które sprawdziły się po zwycięstwie Trumpa nad Hillary Clinton w listopadzie 2016 roku. Oznaki "byczych" ruchów widać teraz w sferach takich jak bankowość, małe spółki i dolar amerykański
- Nie wiadomo jakie są zamiary Trumpa wobec amerykańskiego banku centralnego. Nie jest wykluczone, że będzie chciał wpływać na politykę monetarną
- Ole Hansen z Saxo Banku zwraca uwagę na bardzo poważny październikowy wzrost cen złota i srebra. Jego zdaniem, inwestorzy w ten sposób zabezpieczają się przed ewentualnym scenariuszem “Red Sweep", w którym Republikanie przejmują kontrolę zarówno nad Białym Domem, jak i Kongresem
Michael Hartnett, analityk z Bank of America (BofA), twierdzi, że widać wyraźne oznaki powrotu tzw. “Trump Trade". Innymi słowy, wraz z rosnącymi szansami na zwycięstwo kandydata Republikanów w wyścigu o Biały Dom inwestorzy zaczęli zapełniać portfele aktywami, które dobrze radziły sobie 8 lat temu, czyli na początku ówczesnej prezydentury Trumpa.
Tę obserwację potwierdza Goldman Sachs, który przygotował dwa koszyki akcji. Pierwszy z walorami, które mają zyskać na zwycięstwie Republikanów, a drugi z akcjami, które powinny pójść w górę w razie triumfu Demokratów. Ten pierwszy koszyk już teraz jest zdecydowanie więcej wart niż drugi.
Więcej o wyborach prezydenckich w USA przeczytacie tutaj.
JPMorgan zwraca uwagę na podobieństwa obecnej sytuacji do tej z 2016 roku. Bank przypomina, co się działo w sześciomiesięcznym okresie towarzyszącym ówczesnym wyborom. Rentowność 5-letnich obligacji skarbowych wzrosła wtedy o 1 proc., indeks dolara (DXY) poszedł w górę o 8 proc., amerykańskie akcje osiągnęły wyniki lepsze o 6 proc., banki przewyższyły resztę indeksu S&P500 o 15 proc., a spready kredytowe wysokiej jakości znacząco się zawęziły.
Michael Hartnett z BofA i jego zespół zauważyli, że inwestorzy wracają do strategii, które sprawdziły się po zwycięstwie Trumpa nad Hillary Clinton w listopadzie 2016 roku. Wczesne oznaki "byczych" ruchów widać teraz w sferach takich jak bankowość, małe spółki i dolar amerykański.
Zespół BofA zwraca również uwagę na rosnące oczekiwania, że Republikanie mogą uzyskać pełną władzę polityczną i zdobyć zarówno Biały Dom, jak i kontrolę nad oboma izbami Kongresu. Taki wynik ułatwiłby realizację agendy Trumpa, w tym nowych ceł handlowych, obniżek podatków i dalszej deregulacji.
Wiele wskazuje na to, że Donald Trump jako prezydent będzie dążył do obniżenia podatków od osób fizycznych i nieruchomości oraz zredukowania stawki podatku dochodowego od osób prawnych z 21 do 20 proc. Z kolei Kamala Harris opowiada się za podniesieniem podatku od osób prawnych do 28 proc. Jest też zwolenniczką wprowadzenia 45-procentowego podatku od zysków kapitałowych.
BofA przewiduje, że ceny obligacji rządu USA będą prawdopodobnie nadal spadać, niezależnie od wyniku wyborów. Według Hartnetta, żaden z kandydatów na prezydenta nie zapowiada zrównoważenia budżetu federalnego, co powinno przyczynić się do strukturalnego regresu na rynku papierów skarbowych.
Na niedawnej waszyngtońskiej konferencji MFW, Banku Światowego i banków inwestycyjnych górę brał pogląd, że zwycięstwo Trumpa to scenariusz probiznesowy, bo niosący ze sobą szersze ulgi podatkowe i deregulację. Zakładano, że pojawi się wówczas perspektywa dalszego wzrostu indeksów giełdowych.
Podkreślano, że administracja Trumpa zapewne wprowadzi cła (być może 60-procentowe) na towary importowane z Chin, co faworyzować będzie amerykańskich producentów. Argumentowano, że Stany Zjednoczone mają cła jedne z najniższych na świecie, więc ich podniesienie nie będzie czymś nielogicznym. W dodatku, polityka handlowa Trumpa powinna umocnić dolara, co ograniczy wzrost cen w USA. Zgodzono się jednak, że podwyższone cła mogą skutkować jednorazowym skokiem inflacji i w związku z tym utrzymaniem wyższych stóp procentowych niż w scenariuszu zwycięstwa Kamali Harris.
Na konferencji w Waszyngtonie dominował pogląd, że pod rządami Donalda Trumpa nastąpi szybkie zakończenie lub zamrożenie wojny w Ukrainie ze względu na problemy z jej dalszym finansowaniem przez USA. Przeprowadzenie przez Kongres kolejnego pakietu pomocowego dla Kijowa będzie bardzo mało prawdopodobne. Amerykanie twierdzą, że pojawi się także presja na podjęcie ukraińsko-rosyjskich rozmów pokojowych ze strony Europy Zachodniej mierzącej się ze stagnacją gospodarczą.
Kręgi biznesowe w USA niezbyt wierzą w prezydenturę kandydatki Demokratów. Analitycy OANDA TMS Brokers zakładają, że Kamala Harris, jeśli wygra wybory, postawi na stabilność i zrównoważony rozwój i prawdopodobnie utrzyma obecny kurs gospodarczy. To sprzyjać będzie stopniowemu obniżaniu stóp procentowych, co z kolei może prowadzić do dalszego osłabienia dolara. Z kolei Donald Trump, promujący agresywną politykę deregulacji i protekcjonizmu, może doprowadzić do wzrostu inflacji i zaostrzenia polityki monetarnej, co wpłynęłoby na zmienność rynków i zmniejszyło atrakcyjność inwestycji.
Łukasz Zembik z TMS Brokers zauważa, że wprowadzenie przez Trumpa wyższych taryf celnych będzie prawdopodobnie połączone z innymi działaniami, na przykład dotyczącymi polityki migracyjnej. "Jeśli doszłoby do faktycznej deportacji setek tysięcy ludzi, wówczas płace mogą wzrosnąć, bo zwiększy się popyt na pracowników. Utrzymanie marż na stałym poziomie da w konsekwencji wyższe ceny finalne, za które zapłacą konsumenci, co podbije inflację w średnim terminie" - czytamy w komentarzu Łukasza Zembika.
Analityk TMS Brokers zwraca uwagę na potencjalne zagrożenie dla niezależności Fed w przypadku wygranej Trumpa. "Były prezydent wielokrotnie podkreślał, że podejmowałby lepsze decyzje niż eksperci z Rezerwy Federalnej. W czasie poprzedniej jego prezydentury Fed przetrwał bez większego uszczerbku, więc może dlatego to zagrożenie jest teraz w jakimś stopniu bagatelizowane przez rynki. Nie wiemy jednak do końca jakie są zamiary Trumpa i czy tym razem jego sztab nie będzie lepiej przygotowany na to, żeby móc wpływać na politykę monetarną" - napisał Łukasz Zembik.
Ole Hansen z Saxo Banku zwraca uwagę na bardzo poważny październikowy wzrost cen złota i srebra. "Żółty metal" regularnie poprawia rekordy wszech czasów. Dzieje się to mimo rosnących rentowności amerykańskich obligacji skarbowych i umacniającego się dolara. Analityk Saxo Banku uważa, że inwestorzy w ten sposób zabezpieczają się przed ewentualnym scenariuszem “Red Sweep", w którym Republikanie przejmują kontrolę zarówno nad Białym Domem, jak i Kongresem.
"Taki zwrot polityczny mógłby prowadzić do realizacji programu wydatków bez źródeł finansowania, co zwiększyłoby wskaźnik długu do PKB i nasiliło obawy o długoterminową stabilność fiskalną. Większe zadłużenie rządu może skutkować nadpodażą obligacji skarbowych, co podniosłoby koszty pożyczkowe w całej gospodarce" - czytamy w raporcie Ole Hansena.
Rynek metali szlachetnych od początku tego roku charakteryzuje się bezprecedensowo silnym trendem wzrostowym. Złoto podrożało o ponad 30 proc., a srebro o prawie 40 proc. "Mimo ryzyka korekty po wyborach w USA opartego na zachowaniu "kupuj plotki, sprzedawaj fakty", nasze długoletnie optymistyczne spojrzenie na metale inwestycyjne nie zmieniło się, gdyż wspierają je liczne czynniki, które raczej nie znikną w najbliższym czasie. Wśród nich znajdują się obawy o niestabilność fiskalną - nie tylko w USA - popyt na aktywa bezpieczne, napięcia geopolityczne oraz dedolaryzacja, której przejawem jest popyt na złoto ze strony banków centralnych oraz inwestorów w Chinach" - czytamy w raporcie Saxo Banku.
Jacek Brzeski