Byki mają coraz mniejsze szanse na obronę
Na giełdach trwa przeciąganie liny. Byki zdają się opadać z sił. Zbyt wiele przemawia przeciw nim. Niedźwiedzie na razie spokojnie drążą swoją ścieżkę a ich potencjał wydaje się być wykorzystany dopiero w niewielkim stopniu. Obronie trendu nie sprzyjają niezbyt korzystne dane makroekonomiczne, ale pozytywne też nie są dobrze odbierane.
Taka sytuacja nie wróży wielkiego powodzenia kontynuacji wzrostów. Jeden niewielki impuls może przesądzić o kierunku ruchu w krótkim terminie. W nieco dłuższym zawrócić zdecydowanie na północ nie będzie łatwo.
Polska GPW
Na warszawskim parkiecie inwestorom wciąż brak zdecydowania. Trudno się zresztą temu dziwić. Giełdy czekają na poważniejsze impulsy, które mogłyby wskazać kierunek ruchu. Nasze lokalne wydarzenia nie są w stanie "oderwać" naszych indeksów od tego, co dzieje się w otoczeniu. WIG20 zaczął dzień od wzrostu o 1 proc. WIG niewiele mu ustępował. Otoczenie było sprzyjające. Wczorajszy zryw byków za oceanem, dzisiejsze zwyżki w Azji i Europie, to wszystko dawało szansę na dobrą sesję. Zgodny z oczekiwaniami, solidny na tle świata, wzrost naszej gospodarki nie zrobił żadnego wrażenia na parkiecie. Po informacji o dynamice polskiego PKB indeksy zaczęły słabnąć. W południe "osiągnięcia" WIG20 plasowały go raczej w ogonie europejskich indeksów.
Po dobrym starcie, w trakcie którego nasze największe spółki, takie jak KGHM, Pekao i PKO, zyskiwały po 1,5-1,9 proc., szybko przyszło ochłodzenie nastrojów. Nie było ono gwałtowne, ale dość wyraźne. Końcówka sesji, "dzięki" niezbyt dobrym danym zza oceanu i spadkowej pierwszej części handlu, zmusiła byki do kapitulacji. Na zamknięciu indeks największych spółek zniżkował o 0,44 proc. a WIG stracił 0,11 proc. Wskaźniki małych i średnich firm były nieco bardziej odporne na niekorzystne wpływy zewnętrzne i mWIG40 zwiększył swoją wartość o 0,28 proc. a sWIG80 wzrósł o 0,6 proc. Obroty wyniosły 1,39 mld zł. i utrzymują się wciąż na dość przyzwoitym poziomie.
Giełdy zagraniczne
Byki chwytają się każdej okazji, chcąc doprowadzić do tego, by korekta nie przerodziła się w coś poważniejszego. Wczoraj mogły się czegoś chwycić dopiero pod koniec sesji, wykorzystując komunikat Fed, który niczego nowego nie wnosił, ale pretekst dobry a stara śpiewka pod tytułem "stopy pozostaną na niskim poziomie przez dłuższy czas" zabrzmiała całkiem świeżo. W każdym razie udało się dźwignąć indeksy na niewielkie plusy, dzięki czemu obraz korekty nieco złagodniał. Od trzech dni kształtowane są zalążki kolejnego ruchu w bok. Wahania indeksów znów mają bardzo wąski zakres. Jedna pozytywna informacja ma szansę szarpnąć rynkiem choćby o 1 proc. i już zagrożenie odejdzie w niepamięć. Przynajmniej na chwilę.
Korekta wyhamowała też nieco dziś rano w Azji. Spadki nie mogą trwać bez przerwy. Nikkei zyskał 1,58 proc. i nie przeszkodziła w tym informacja o większym niż oczekiwano spadku sprzedaży detalicznej w grudniu. Shanghai B-Share zwiększył swoją wartość o prawie 0,6 proc. a Shanghai Composite wzrósł o 0,25 proc. Aż o 1,6 proc. wzrósł indeks w Hong Kongu a wskaźnik giełdy na Tajwanie zyskał prawie 1,8 proc.
Sporym optymizmem zaczął się dzień na parkietach europejskich. Indeksy w Paryżu i Frankfurcie zyskiwały po 1,2 proc. Nawet startujący zwykle z pułapu bliskiego zamknięcia z poprzedniego dnia FTSE, dziś zaczął od zwyżki o 0,15 proc. Po około 1,5 proc. zyskiwały indeksy w Bukareszcie, Budapeszcie i Moskwie.
Waluty
Ani komunikat po posiedzeniu Fed, ani orędzie prezydenta Obamy nie wywołały wczoraj reakcji na światowym rynku walutowym. Dopiero dziś rano doszło do mocniejszego ruchu, który sprowadził kurs euro do poziomu nieco poniżej 1,4 dolara. Jednak zaraz po tym wydarzeniu nastąpiło odbicie i powrót do "normy", czyli lekko powyżej 1,4 dolara za euro. Pod koniec dnia "zielony" ponownie przycisnął.
Złoty tylko przez trzy pierwsze godziny zyskiwał nieznacznie wobec głównych walut. Najpierw w oczekiwaniu na publikację danych o wzroście polskiej gospodarki w ubiegłym roku, licząc chyba na pozytywną niespodziankę, a potem ciesząc się krótko niezłym wynikiem. To jednak za mało, by podążyć swoją drogą i opierać się światowym tendencjom. Inwestorów nie wzruszyły też deklaracje premiera Donalda Tuska. W południe za dolara trzeba było płacić prawie 2,91 zł a wahania nie przekraczały 2 groszy. Podobnie było w przypadku euro. Wspólną walutę na rynku międzybankowym wyceniano na prawie 4,08 groszy, o grosz mniej, niż w środę wieczorem. Cena franka oscylowała między 2,756 a 2,77 zł. Na razie mamy więc pełną stabilizację. Być może większy ruch zobaczymy w piątek, po ogłoszeniu planu konsolidacji finansów państwa.
Podsumowanie
Trwa walka byków z niedźwiedziami i choć nie wygląda może zbyt dramatycznie, ta stawka jest wysoka. Kontynuacja spadków zaprowadzi indeksy w bardzo niebezpieczne okolice ważnych wsparć, które znajdują się już bardzo blisko. Na razie popyt stara się trzymać nogę na hamulcu, ale to niedźwiedzie mają "z górki". I to na ich korzyść zdaje się przemawiać coraz więcej argumentów. Gdyby popyt zdołał się obronić, byłoby ciekawie, ale tylko w krótkim terminie. W perspektywie kilku tygodni trudno będzie utrzymać rynek na obecnych poziomach.
Roman Przasnyski