Ceny rosły jak szalone, teraz wyhamowały. Co się dzieje z surowcami krytycznymi?

Ceny surowców krytycznych rosły w ostatnich latach w bezprecedensowym tempie. To efekt zdwojonego popytu. Na początku 2024 roku wydaje się, że okresy szalonych wzrostów mamy już za sobą. - Ale tylko na razie - zaznacza Międzynarodowa Agencja Energetyczna. I dodaje: jeśli nie chcemy być na łasce monopolistów, trzeba inwestować w podaż.

Po okresie bezprecedensowego wzrostu, ceny surowców krytycznych się uspokoiły, a nawet zaczęły spadać. Chodzi o surowce takie jak grafit, kobalt, lit, miedź czy nikiel a także tak zwane minerały ziem rzadkich. Co je łączy? Są niezbędne w przy wykorzystaniu współczesnych technologii cyfrowych i energetycznych.

Spadek cen mógłby oznaczać, że zielona transformacja i cyfryzacja gospodarki będą tańsze niż można się było spodziewać w ostatnich latach. Nie tak prędko - wskazuje jednak Międzynarodowa Agencja Energetyczna(MAE), która właśnie opublikowała raport dotyczący rynku surowców krytycznych. Popyt na nie dopiero zaczyna się rozkręcać - uważają analitycy agencji. A już nie wiadomo, skąd wziąć część surowców, na które wiadomo, że będzie zapotrzebowanie.

Reklama

Rynek surowców krytycznych w stagnacji

Jak wskazuje MAE, ceny analizowanych surowców krytycznych spadły w ciągu ostatniego roku. Są jednak nadal wyższe niż przed pandemią.

Od grudnia 2022 do grudnia 2023 roku kobalt, nikiel i grafit zanotowały spadek cen kontraktów o 30-45 procent. Jeszcze mocniej potaniał lit, kluczowy element baterii litowo-jonowych. Tutaj spadek cen wyniósł aż 75 procent.

W rezultacie wartość rynku surowców krytycznych nie wzrosła znacząco w porównaniu z ubiegłym rokiem. Na koniec 2023 roku było on wart 325 mld dolarów. To wzrost jedynie o 5 mld dolarów (ok. 1,6 proc.) w stosunku do 2022 roku. Przypomnijmy, że na koniec tamtego roku MAE wskazywała, że wartość rynku surowców krytycznych podwoiła się w pięciu ostatnich analizowanych latach, wzrost rzędu paru procent jest więc dużo niższy niż przywykliśmy.

Chociaż inwestorzy mogą być niezadowoleni z 2023 roku, jest dobra wiadomość dla konsumentów. MAE wskazuje, że spadki cen materiałów kluczowych do produkcji baterii zanotowały spadkami cen tego towaru, chociaż nie aż tak spektakularnymi. W 2023 roku baterie były o 14 proc. tańsze.

Ceny surowców krytycznych. Coraz bliżej poziomu sprzed pandemii

Ceny surowców krytycznych w 2023 roku były na znacząco niższym poziomie niż w marcu 2022 roku - kiedy osiągnęły najwyższy pułap. Ale nadal było drożej niż przed pandemią - dowiadujemy się z danych MAE. 

Ceny minerałów ziem rzadkich był w ciągu minionego roku od 1,5 do 2,6 razy droższe niż w styczniu 2020 roku - podaje agencja. Dla porównania, w marcu 2022 roku były blisko 3,6 razy droższe. W ubiegłym miesiącu trzeba było za nie zapłacić 1,3 razy więcej niż w styczniu przed wybuchem światowej pandemii Covid-19.

Z kolei ceny metali używanych w produkcji baterii były jeszcze w styczniu 2023 roku na poziomie zbliżonym do szczytowego pułapu z marca 2022 roku. Wtedy były one prawie 3,2-krotnie droższe niż przed pandemią. Na początku zeszłego roku były trzy razy droższe, ale do końca 2023 roku staniały do poziomu ok. 1,2 cen notowanych w styczniu 2020 roku. Na podobnym poziomie są także obecnie.

Jeszcze przyjdą wzrosty. Potrzeba nowych inwestycji

MAE zastrzega jednak, że obecna sytuacja na rynku może nie utrzymać się długo. Spadek cen z 2023 roku jest wypadkową pojawienia się w ostatnim okresie nowych źródeł dostaw - uważają analitycy agencji. Ale w raporcie czytamy także, że "dzisiejszy dobrze zaopatrzony rynek może nie być dobrą wskazówką na przyszłość - zapotrzebowanie na surowce krytyczne stale rośnie".

W scenariuszu do 2030 roku, odzwierciedlającym obecne uwarunkowania polityczne, popyt na takie metale i minerały ma się podwoić. Jeśli państwa zaczną szybciej realizować swoje zobowiązania w zakresie czystej energii, zapotrzebowanie może się nawet potroić do 2030 roku, do 2040 roku wzrosnąć czterokrotnie.

Nadal potrzebne są więc nowe inwestycje w wydobycie kluczowych surowców - wskazuje MAE. Zwłaszcza z perspektywy państw zachodnich, którym zależy na zróżnicowanych źródłach dostaw.

Około 70-75 proc. prognozowanego wzrostu litu, niklu, kobaltu i pierwiastków ziem rzadkich do 2030 roku będzie pochodzić od trzech dotychczasowych największych producentów - czytamy w raporcie agencji. Jeszcze gorzej jest, jeśli chodzi o grafit. Prawie 95 proc. wzrostu będzie pochodzić z Chin. "Te wysokie poziomy koncentracji dostaw stanowią ryzyko dla szybkości transformacji energetyki" - uważają analitycy agencji. "Sprawiają bowiem, że łańcuchy i szlaki dostaw są bardziej podatne na zakłócenia spowodowane ekstremalnymi warunkami pogodowymi, sporami handlowymi lub geopolityką" - podsumowuje MAE.

Martyna Maciuch

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: surowce | zielona transformacja | handel
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »