Debiut z Aniołem
Z Adamem Guzem, prezesem zarządu GoAdvisers i polskim Aniołem Biznesu, rozmawia Agnieszka Grabuś
Lid: Inwestorzy, określani mianem Aniołów Biznesu, przede wszystkim powinni charakteryzować się zdolnością do podejmowania ryzyka. Muszą posiadać wewnętrzną potrzebę tworzenia, związaną z inwestycjami w małe, znajdujące się we wczesnej fazie rozwoju firmy. Umiejętnościom tym powinno jednak towarzyszyć bogate doświadczenie w prowadzeniu biznesu. Anioł Biznesu powinien posiadać wiedzę na temat zarządzania firmą i rozwijania działalności gospodarczej, doświadczenie, którym może dzielić się z przedsiębiorcą udzielając porad i konsultacji oraz niezwykle cenną umiejętność poruszania się po konkurencyjnym rynku.
rk: Kim są polscy Aniołowie Biznesu?
Adam Guz: To osoby prywatne, wspierające przedsiębiorców zarówno na płaszczyźnie finansowej, jak i merytorycznej. Najczęściej są to biznesmeni, którym z sukcesem udało się rozwinąć własne firmy, menedżerowie, inwestorzy giełdowi, którzy chcą mieć większy wpływ na inwestycje, a także inwestorzy zagraniczni, którzy zamieszkali w Polsce. Anioł Biznesu rzadko uczestniczy w bezpośrednim zarządzaniu firmą. Optymalnym rozwiązaniem jest nabycie pakietu kontrolnego lub odpowiednie zapisy umowy inwestycyjnej i ograniczenie aktywności do kontrolowania poczynań zarządu i stopnia realizacji założonych celów.
Kto może liczyć na pomoc Anioła?
Na wsparcie ze strony Anioła Biznesu mogą liczyć młode firmy o dużym potencjale, dobrze rokujące, wprowadzające innowacyjne rozwiązania i nowe technologie. Jednak ze względu na znaczne ryzyko, związane z ich działalnością, powinny być to podmioty znajdujące się na takim etapie rozwoju, który umożliwia potencjalnemu inwestorowi zweryfikowanie ich wartości, przede wszystkim od strony ekonomicznej. Najlepiej, jeśli są to firmy już działające na rynku, generujące przychody, które chcą na przykład wprowadzić nowy produkt. Niestety, w naszym kraju Aniołowie Biznesu to nadal rzadkość.
Co jest główną barierą dla ich działania?
Z mojego punktu widzenia największą barierą dla rozwoju rynku kapitałowego w Polsce są niedostosowane regulacje podatkowe, na mocy których wszystkie zyski kapitałowe obłożone są jednolitą stawką, bez możliwości jakichkolwiek ulg czy zwolnień. Mała liczba inwestorów, określanych mianem Aniołów Biznesu, w naszym kraju spowodowana jest także występowaniem bariery mentalnej, i to zarówno po stronie inwestorów, którzy mają obawy przed powierzeniem swojego kapitału nieznanym przedsiębiorcom, jak i po stronie właścicieli firm, którzy boją się utraty kontroli nad własnym biznesem i nie potrafią zaufać komuś obcemu. Mam nadzieję, że ostatnia inicjatywa GPW - rozpoczęcie działalności NewConnect zaktywizuje polskich Aniołów Biznesu. NewConnect jest platformą, gdzie mogą oni nabyć akcje ciekawych spółek z potwierdzonym business concept przez autoryzowanych doradców. Choć sytuacja na warszawskim parkiecie nie zachęca do inwestowania, spodziewać się należy, że w okresie powakacyjnym ulegnie to zmianie. W drugiej połowie roku przyjdzie czas odrabiania strat, dlatego koniec trzeciego kwartału oraz kwartał czwarty 2008 roku powinny upłynąć pod znakiem zwyżkujących indeksów, wyższej płynności i trwalszej stabilizacji. Cieszy także strategia i pomysły obecnego zarządu GPW, który z Polski chce stworzyć wiodący rynek kapitałowy dla całego regionu. Strategia ta realizowana jest bardzo konsekwentnie i już na rynku głównym obecnych jest kilkanaście zagranicznych spółek. Teraz nadszedł czas na rynek NewConnect.
Od początku funkcjonowania NewConnect inwestorzy zawarli na nim ponad 200 tysięcy transakcji, a wartość rynkowa notowanych spółek wynosi ponad 1,3 miliarda złotych. Wartość ofert dotychczasowych debiutantów osiągnęła poziom 273 milionów złotych. Czy Pana zdaniem rynek ten rozwija się w dobrym kierunku?
Na pewno dotychczasowy rozwój rynku należy uznać za sukces. Nie wszystko oczywiście funkcjonuje bezproblemowo, ale ogólna ocena jest pozytywna. Ilość debiutów, jakość większości spółek, zwiększające się obroty to na pewno atuty. Pierwsze przejęcie, jakie ma miejsce na NewConnect na pewno jest jedną z lepszych wiadomości ostatnio płynących z tego rynku.
Od 2009 roku spółki debiutujące na rynku regulowanym będą przygotowywać dokumenty informacyjne w języku angielskim. W przyszłości z pewnością dotyczyć to będzie także rynku NewConnect. Zwiększy to koszty debiutu, choć może także przyciągnąć na parkiet inwestorów zagranicznych.
Jest już możliwość pozyskania środków unijnych na pokrycie części wydatków związanych z pozyskaniem kapitału poprzez NewConnect, co może skompensować ewentualne zwiększone koszty. Skoro Warszawa ma się stać centrum finansowym naszej części Europy, to aby przyciągać inwestorów zagranicznych, musimy przygotować się na podwyższone standardy, także informacyjne. Dlatego też giełda przygotowuje emitentów do wprowadzania zasad corporate governance. Wszystkie te działania mają na celu przyciągnięcie jak największej liczby inwestorów, w tym zagranicznych. Im bardziej transparentny i zgodny ze standardami rynków rozwiniętych będzie NewConnect, tym chętniej inwestorzy instytucjonalni i zagraniczni będą angażować kapitały na tym rynku.
GPW planuje wejście z ofertą na rynki zagraniczne i przyciągnięcie na NewConnect spółek, głównie z Europy Wschodniej. Czy w tej części Europy znajdą się zainteresowani naszym małym rynkiem?
Jak już wcześniej zaznaczyłem, jednym z elementów strategii obecnego zarządu GPW jest utworzenie z Polski wiodącego rynku kapitałowego dla całego regionu. Zaznaczę, że strategia ta realizowana jest bardzo konsekwentnie i już na rynku głównym jest obecnych kilkanaście zagranicznych spółek. Do nas, autoryzowanych doradców, już zgłaszają się potencjalni emitenci z zagranicy więc, według Mnie, pytanie nie dotyczy już "czy" ale "kiedy" będziemy świadkami debiutu spółki spoza Polski na NewConnect.
Zarządy spółek, które zdecydują się na debiut na rynku alternatywnym, będą mogły skorzystać z dotacji unijnych, między innymi na sfinansowanie działań autoryzowanego doradcy. Współpraca z doradcą trwa jeszcze rok po debiucie. Czy spółki będą z tego korzystać?
Emitenci na pewno będą korzystali z tego wsparcia. Mam nadzieję, że formalności nie będą na tyle uciążliwe, by przedsiębiorcy rezygnowali z tych środków. Poza tym wnioski powinny być dosyć proste w formie, bo nie ma w tym przypadku kredytów czy inwestycji w środki trwałe, jak na przykład w przypadku wsparcia na rozbudowę zakładu produkcyjnego. Dlatego mam nadzieję, że będzie to prosta procedura i łatwiejsza ścieżka pozyskania wsparcia.
Wiele spółek obecnie notowanych na NewConnect już kilka dni po debiucie zapowiedziało przeniesienie akcji na rynek regulowany. Czy takie deklaracje podnoszą wartość spółki?
Według mnie oba rynki będą się rozwijały i uzupełniały, czego efekty już widać teraz. Na głównym rynku sprawdzają się większe emisje - najlepiej te powyżej 100 mln złotych. Jest to właściwa tendencja i mniejsze emisje będą realizowane na NewConnect. Jeżeli wartość spółki dzięki pozyskanym środkom wzrośnie do takich rozmiarów, że spółka nie będzie się obawiała sporej emisji na głównym parkiecie, to na pewno skorzystają z tej ścieżki rozwoju. Cześć podmiotów zostanie zauważona przez inwestorów strategicznych. Dzięki poddaniu się rygorom rynku publicznego spółki są bardziej przejrzyste i "bezpieczne" z punktu widzenia takiego inwestora i na pewno będziemy świadkami jeszcze nie jednego przejęcia na NewConnect. Na pewno też część emitentów będzie zadowolona ze swojego statusu spółki publicznej notowanej na rynku alternatywnym i będzie się rozwijać w oparciu o możliwości pozyskiwania kapitału na tym rynku. Z kolei deklaracje bez pokrycia o przejściu na główny rynek mogą zaszkodzić tak emitentom, jak i rynkowi NewConnect.
Jako autoryzowani doradcy wprowadzili państwo na NewConnect już trzy spółki, kolejne projekty są w fazie realizacji. Z jakimi problemami najczęściej borykają się spółki?
Każdy projekt jest inny. To, co je łączy, to ich nieprzewidywalność. Dzięki doświadczeniu staramy się eliminować potencjalne ryzyko i po debiucie dokładanie analizujemy każdy etap. Jeśli widzimy, że można coś zrobić lepiej, modyfikujemy kolejny projekt. Największy problem to wyznaczenie ceny akcji podczas private placementu. Przedtem wyceniamy spółki metodami dochodowymi i weryfikujemy wyniki analiz z benchmarkami tak, aby wyceny nie odbiegały od realiów rynkowych. Obu stronom dajemy szanse na spotkania i możliwość negocjacji i argumentacji swoich racji w celu ustalenia ostatecznej ceny.
Jak Pana doświadczenia jako Anioła Biznesu wpływają na działania na rynku NewConnect?
Jako inwestor i doradca mogłem zinstytucjonalizować swoje dotychczasowe działania i uzyskać status autoryzowanego doradcy. Doświadczenia jako doradcy przy ponad stu projektach realizowanych dla przedsiębiorców od piętnastu lat pozwala mi niemal intuicyjnie ocenić czy dana spółka spełnia oczekiwania inwestorów.
Aniołowie Biznesu nie podejmują się jednak wszystkich projektów. Czy do inwestycji na NewConnect podchodzi Pan równie zachowawczo?
Dodatkowo zaostrzyliśmy kryteria wyboru potencjalnych emitentów. Nie realizujemy start-up na tym etapie rozwoju NewConnect. Nie realizujemy projektów, które nie osiągnęły rentowności lub takich gdzie Break Even jest na tyle odległy, że trudno skwantyfikować ryzyko. Nie podejmujemy się także projektów ze zbyt wygórowanymi oczekiwaniami co do wartości spółki, jeśli zamierzenia strategiczne i finansowe spółki są nieprzekonujące. Przyjmujemy mniej więcej co dziesiąty projekt. Kryteria, jakie przyjęliśmy, są dosyć ostre, ale nie możemy sobie pozwolić na nadmierne ryzyko, związane z niewłaściwą oceną emitenta. Poza tym naszym celem jest przeprowadzenie nie więcej niż dziesięciu projektów rocznie, aby zachować odpowiednie standardy i jakość działań. Nie w ilości, ale w jakości emitentów będzie siła NewConnect i nas jako autoryzowanych doradców.