Giełda na giełdzie

GPW zadebiutowała na... GPW. Najwyższa pora - na mapie europejskich giełd państwowy status naszego parkietu zaczynał być przeszkodą w dalszym rozwoju i ekspansji. Zainteresowanie ofertą potwierdziło, że giełdowy świat nie jest nam ani obojętny, ani obcy.

Na kanwie tego historycznego wydarzenia bez cienia przesady można stwierdzić, że giełda to centralna, najważniejsza część rynku kapitałowego.

To tu następuje najbardziej sprawiedliwa, rynkowa wycena wartości firm. Tu krąży pieniądz i nie krąży na próżno. Trafia tam, gdzie może być najlepiej spożytkowany. To poprzez giełdę każdy może stać się inwestorem, zarabiać pieniądze, ale i doświadczać goryczy porażki. Tu nie tyle fortuna, co gospodarka kołem się toczy. A w obu tych dziedzinach, jak to bywa, dzieje się raz lepiej, raz gorzej.

Historyczne paradoksy

Giełda Papierów Wartościowych w Warszawie działa już od niemal dwudziestu lat. I przez cały ten czas to serce rynku kapitałowego, symbol własności prywatnej, za którego pośrednictwem sprywatyzowano sporą część państwowego majątku i dzięki której transformacja polskiej gospodarki może być stawiana za wzór demokratycznych i ekonomicznych przemian, pozostawała własnością państwa.

Reklama

Do pewnego etapu być może miało to swoje uzasadnienie. W końcu pełniła ważną rolę i misję w dochodzeniu do gospodarki rynkowej. A tego procesu na żywioł, przynajmniej przez pewien czas, puścić nie było można, bez ryzyka "błędów i wypaczeń".

O prywatyzacji giełdy mówiło się już od dość dawna. Jednak zawsze znajdowały się sprawy bardziej ważne i pilne. Na szczęście, mimo wielu politycznych fluktuacji, giełda od politycznych wpływów jakimś cudem zdołała się uchronić.

Najlepszym tego dowodem jest to, że w ciągu dziewiętnastu lat swojego istnienia miała zaledwie dwóch prezesów. Zmiana władz nie następowała tu więc w rytm politycznego kalendarza, jak zdarzało się to nagminnie w przypadku wielu innych państwowych firm.

W końcu jednak ambicja bycia finansowym centrum w regionie Europy Środkowo-Wschodniej coraz bardziej kontrastowała z państwowym statusem warszawskiej giełdy. Na mapie europejskich giełd stawał się on coraz bardziej anachroniczny i zaczynał być przeszkodą w dalszym rozwoju i ekspansji.

I tak, jak na miano przysłowiowego chichotu historii zasługiwał fakt, że pierwsza siedziba giełdy mieściła się w dawnym budynku Komitetu Centralnego Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej, która z ideą prywatnego kapitału łączyła się głównie za pośrednictwem dzieła Karola Marksa pod tytułem "Kapitał. Krytyka ekonomii politycznej", tak do rangi podobnego symbolu zaczęło urastać to, że giełda znalazła się niemal na końcu kolejki do prywatyzacji. Ten stan szczęśliwie uległ już zmianie.

Sprawdź bieżące notowania GPW w serwisie Biznes INTERIA.PL

Powodzenie niemal rekordowe

Na tym jednak historyczne porównania się nie kończą. Skarb Państwa w październiku zdecydował się wreszcie na sprzedaż 63,82 proc. posiadanych przez siebie akcji warszawskiej giełdy. Z tej puli 30 proc. przeznaczył dla inwestorów indywidualnych, pozostałą zaś część zaoferował polskim i zagranicznym instytucjom finansowym.

Mimo, iż w momencie rozpoczęcia przyjmowania zapisów na akcje warszawskiej giełdy, perspektywy koniunktury na rynkach finansowych były mocno niepewne, zainteresowanie akcjami giełdy ze strony inwestorów przerosło wszelkie oczekiwania. Indywidualni gracze złożyli nieco ponad 323 tys. zapisów (jeden inwestor miał prawo dokonać tylko jednego zapisu, który mógł opiewać na minimum 10 i maksimum 100 akcji GPW). Zapisy złożone przez inwestorów instytucjonalnych aż 25-krotnie przewyższyły liczbę oferowanych im papierów.

Wydawało się, że niedawnych prywatyzacji energetycznego koncernu Tauron i ubezpieczeniowego potentata PZU nic nie będzie w stanie przyćmić. Na akcje tego pierwszego zapisy złożyło 231 tys. osób, na walory ubezpieczyciela chętnych było 251 tys. Jednak zainteresowanie zakupem akcji giełdy wykazało najwięcej osób od pamiętnej prywatyzacji Banku Śląskiego sprzed szesnastu lat. Wówczas, a trzeba przypomnieć, że był to niemal szczyt gigantycznej hossy na rynkach akcji, zapisy na akcje złożyło aż 830 tys. Polaków.

Ten rekord jest już raczej nie do pobicia, podobnie jak drugie miejsce, zajęte na tym historycznym podium przez GPW. Bank Śląski porwał Polaków do akcji mirażem gigantycznych zysków, PZU zachęcił znaną i rozpoznawalną "od zawsze" marką. Przecież kiedyś niemal każdy był "skazany" na bycie jego klientem. Sukces oferty akcji giełdy jest czymś pomiędzy. Nie korciła nas do nich chęć wielkich zysków, a magia nazwy i marki też nie wydawała się aż tak potężna. Widać jednak wyraźnie, że dziewiętnaście lat działania przebiło się do świadomości Polaków i liczba zapisów jest dowodem na to, że giełdowy świat nie jest nam ani obojętny, ani tym bardziej obcy. Nie sposób jednak przegapić przy tej okazji możliwości przybliżenia zasad jego funkcjonowania.

Targowisko, czyli finansowa infrastruktura

Kiedy prawie dwadzieścia lat temu zaczęto mówić o giełdzie, jej idea była dla nas dość egzotyczna. Wówczas, dla lepszego zobrazowania tego, czym jest i jak działa, przywoływano porównania do instytucji powszechnie Polakom znanych. Do rzadkości nie należały analogie z targowiskiem, na którym handluje się owocami i warzywami, czyli placu, na którym spotykają się chętni do kupna i sprzedaży jakichś produktów.

Co do generalnej idei, giełda działa dość podobnie. Jednak jest instytucją o wiele bardzie rozwiniętą, niż targowisko. Oprócz symbolicznego placu, który z natury rzeczy ma budowę znacznie bardziej wysublimowaną i technologicznie złożoną, niż utwardzony grunt z zadaszeniem i snującymi się leniwie ochroniarzami, oferuje ściśle i jasno określone zasady, obowiązujące uczestników giełdowego handlu. I to poczynając od dopuszczenia danego towaru, czyli w tym przypadku papierów wartościowych do handlu, poprzez określenie jego cech ilościowych i jakościowych, poprzez zasady ustalania cen, metod ich zgłaszania, po gwarancje bezpieczeństwa finansowego realizacji uzgodnionych transakcji ich pewne i prawidłowe rozliczenie. To już więc nie tylko targowisko ale rozwinięta finansowa infrastruktura.

Teren w pełni uzbrojony nie tylko pod względem technicznym i informatycznym, ale przede wszystkim prawnym. Giełda dopuszcza według ściśle określonych kryteriów papiery wartościowe poszczególnych firm do obrotu na swoim parkiecie, ustala zasady, według których ten obrót się odbywa i przestrzega przyjętego porządku oraz, przy udziale współpracujących instytucji, zapewnia prawidłową realizację rozliczeń transakcji, czyli tego, by papiery wartościowe znalazły się na rachunku ich nabywcy a należne za nie pieniądze trafiły na konto sprzedającego.

Mówiąc w największym skrócie, giełda jest organizatorem handlu papierami wartościowymi, ale nie uczestnikiem, biorącym w nim czynny udział. Korzyści czerpie nie z samych zmian cen notowanych papierów, ale z opłat, pobieranych za swoje usługi od uczestników handlu, czyli swego rodzaju "placowego" i prowizji od obrotu.

Tanio kupić, drogo sprzedać

Generalnie przepis na giełdowe zyski nie różni się zasadniczo od odwiecznych zasad handlu, opierających się na prostej i nie budzącej wątpliwości zasadzie: tanio kupić, drogo sprzedać. Różnica polega głównie na tym, że w tradycyjnym handlu zysk najczęściej jest pochodną różnic cen między cenami hurtową, po jakiej się dany towar kupuje i detaliczną, po której dokonuje się sprzedaży oraz wynika z rozbieżności cen w różnych regionach.

Na giełdzie zysk osiąga się przede wszystkim ze zmian cen papierów wartościowych w czasie. Zmiany te zaś zależne są od wielu czynników, związanych zarówno z sytuacją konkretnej firmy, a więc osiąganymi przez nią przychodami i zyskami, jak i ze stanem koniunktury w poszczególnych branżach i w całej gospodarce. Zasadnicze znacznie ma więc zarówno cena zakupu papieru wartościowego, jak i wybór momentu dokonania jego kupna oraz zmiana ceny w chwili sprzedaży. Zasadnicze znaczenia ma tu więc czas oraz niepewność co do kształtowania się cen w przyszłości, znacznie większa, niż w tradycyjnym handlu. Podstawową kwestią jest więc przewidywanie zmian cen w czasie lub budowanie strategii chroniących przed nadmiernym ryzykiem niekorzystnych tendencji.

Niestety skuteczność prognozowania zmian cen papierów wartościowych zwykle niewiele różni się od wskazań uzyskiwanych w wyniku rzutu monetą. Najlepsi specjaliści są w stanie nieco zwiększyć odsetek trafności swych przewidywań. Przeciętni są skazani na korzystanie z usług tych pierwszych lub stosowanie prostych lub bardziej skomplikowanych strategii, umożliwiających zarabianie pieniędzy w tych trudnych okolicznościach.

Sprawdź bieżące informacje z rynku pierwotnego GPW w Biznes INTERIA.PL

Do tych najprostszych, choć często niedocenianych, należą zasada dywersyfikacji, czyli podzielenia posiadanego kapitału na kilka części i kupno kilku rodzajów papierów wartościowych i instrumentów finansowych o zróżnicowanych cechach i ryzyku oraz zasada zakładająca inwestowanie tej samej kwoty w kolejnych, ściśle określonych odstępach czasu. Ta pierwsza chroni przed ryzykiem kupna niewłaściwych papierów wartościowych, ta druga zapobiega skutkom ich zakupu nieodpowiednim momencie., czyli wówczas, gdy ich cena jest zbyt wysoka. Oczywiście różnego rodzaju strategii i technik inwestowania jest całe mnóstwo i nie sposób ich nawet pokrótce wyliczyć.

Papiery trochę wirtualne, zyski i straty całkiem namacalne

Mimo, że generalne zasady, rządzące giełdowym światem są dość proste, to jednak doprowadzenie do tego, by handel papierami wartościowymi odbywał się w sposób pewny, sprawny i bezpieczny, wymagało zastosowania nieco bardziej złożonej aparatury technicznej, organizacyjnej, księgowej i prawnej.

Jedną z najbardziej istotnych cech charakterystycznych, odróżniających tradycyjnych handel od obrotu papierami wartościowymi i instrumentami finansowymi, jest to, że w przypadku tych ostatnich mamy do czynienia z posuniętą do granic możliwości ich standaryzacją, sformalizowaną ewidencją zmian stanu posiadania uczestników transakcji oraz stosowaniem zasad gwarantujących prawidłowe wykonanie transakcji. Prawidłowe, czyli takie, w wyniku którego na koncie kupującego znajdzie się odpowiednia liczba papierów wartościowych a na koncie sprzedającego odpowiadająca im kwota pieniędzy. Giełda, wraz ze współpracującymi w tym zakresie instytucjami odpowiada za to "głową".

Czy warto grać na giełdzie? Dołącz do dyskusji

Na giełdzie nie ma nierzetelnych kontrahentów. I to nie dlatego, że handlują na niej same anioły, ale dlatego, że zasady handlu i rozliczeń są skonstruowane w sposób wykluczający jakiekolwiek nieprawidłowości w tym zakresie. Oczywiście na rynku kapitałowym są możliwe różnego rodzaju sytuacje, w tym o charakterze przestępstw i manipulacji kursami, ale w sferze rozliczeń transakcji, czyli przepływu papierów wartościowych i związanych z transakcjami transferów gotówki, możemy mieć 100 proc. pewność.

Choć standaryzacja ma miejsce także w przypadku wielu wyrobów i produktów, to w przypadku papierów wartościowych sprowadza się do tego, że na przykład każda akcja lub obligacja danej firmy jest identyczna, jak wszystkie inne. To znacznie ułatwia handel. Jeszcze bardziej ułatwia go i minimalizuje koszty z nim związane, dematerializacji notowanych na giełdzie papierów wartościowych.

Nie musimy ich przechowywać, transportować, przekazywać nowemu nabywcy, a skoro wszystkie są idealnie identycznie, nie mamy potrzeby ich wszystkich oglądać, mierzyć, ważyć i sprawdzać innych cech fizycznych. Konsekwencją ich standaryzacji i dematerializacji jest w dalszej kolejności istnienie bardzo ścisłych procedur ewidencjonowania i kontroli ich ilości oraz zmian właścicieli.

Bez maklera ani rusz

Jednym z warunków sprawnego, niezawodnego i bezpiecznego dokonywania giełdowego obrotu papierami wartościowymi oraz konsekwencją przyjętych zasad jego organizacji, jest potrzeba istnienia ogniwa pośredniego, między giełdą a inwestorami, w szczególności inwestorami indywidualnymi. Tym ogniwem są maklerzy, działający w ramach biur maklerskich. To obowiązkowe pośrednictwo, mimo pewnych kosztów, ponoszonych przez handlujących na giełdzie, daje wiele korzyści, właśnie w postaci większej sprawności i bezpieczeństwa obrotu giełdowego. Nawet jeśli w dzisiejszych warunkach można byłoby sobie wyobrazić, że miliony inwestorów z różnych części Polski i świata są w stanie składać zlecenia kupna i sprzedaży papierów wartościowych ze swoich komputerów bezpośrednio do systemu informatycznego giełdy, to i tak giełdowy handel trudno byłoby prowadzić bez istnienia maklerów i biur maklerskich.

Na nich spoczywa bowiem nie tylko techniczne przekazywanie zleceń na giełdę, ale także pełnią wiele użytecznych funkcji z jednej strony usprawniających handel i ewidencję, z drugiej zaś ułatwiających życie inwestorom, choćby poprzez dostarczanie informacji, analiz, narzędzi pomocnych w ocenie koniunktury giełdowej i sytuacji poszczególnych spółek, rekomendacji, dotyczących papierów wartościowych i wykonywanie wielu innych zadań. Giełda, podobnie jak większość innych przedsiębiorstw czy instytucji finansowych, do swego działania potrzebuje sieci agentów, pośredników, dystrybutorów, serwisantów itp. Z uwagi na swą szczególną rolę i specyficzne cechy, giełda potrzebuje ich jeszcze bardziej, niż każda inna firma.

Makler to też swego rodzaju zawód zaufania społecznego, dzięki systemowi licencjonowania i szczególnym wymogom, stawianym osobom go wykonującym. Najbardziej elitarną grupą, działającą na rynku kapitałowym są licencjonowani doradcy inwestycyjni. Jest ich zaledwie 336 (maklerów jest ponad 2300) więc bezpośrednie korzystanie z ich usług przez przeciętnego inwestora jest raczej mało prawdopodobne. Działają oni przede wszystkim na rzecz instytucji finansowych, takich jak biura maklerskie, banki, fundusze inwestycyjne i emerytalne.

Giełda nie jest samotną wyspą

Mówi się często, że giełda jest barometrem gospodarki. I rzeczywiście na to, co dzieje się na giełdzie procesy zachodzące w gospodarce mają spory, jeśli nie dominujący wpływ. Trudno sobie bowiem wyobrazić, by w czasach, gdy w gospodarce danego kraju dzieje się nie najlepiej, ceny akcji spółek, notowanych na giełdzie szły mocno w górę. Zdarza się jednak, że te zależności nie są tak bezpośrednie i jednoznaczne. Koniunktura na giełdzie zależy także od tego, co dzieje się na innych giełdach na świecie. Szczególnie silne jest tu oddziaływanie na nastroje inwestorów ze strony rynku amerykańskiego. W warunkach globalizacji, charakterystycznej dla rynków finansowych, nastroje bardzo łatwo przenoszą się z jednej giełdy na inne.

Wyraźne są również powiązania sytuacji na giełdach papierów wartościowych z tym, co dzieje się na rynku walutowym czy rynkach surowcowych. Generalnie można powiedzieć, że na giełdę wpływ mają czynniki zarówno lokalne, związane ze stanem gospodarki danego kraju, a nawet konkretnej branży, z drugiej zaś oddziałują na nie wpływy szerszego otoczenia zewnętrznego. Z innego punktu widzenia można wyróżnić czynniki mikroekonomiczne, specyficzne dla konkretnych spółek, których akcje notowane są na giełdzie, z drugiej zaś zjawiska makroekonomiczne, zachodzące w całej gospodarce. Na szczęście polityka zagląda na giełdy jedynie pośrednio, poprzez swoje oddziaływanie na gospodarkę i finanse państwa.

Rynek wciąż mało używany

Mimo prawie dwudziestoletniej historii działania, wielu spektakularnych wydarzeń, możliwości osiągania pokaźnych zysków, wspomnianego wielkiego sukcesu w procesie prywatyzacji, giełda wciąż jest dla ogromnej większości Polaków instytucją mało znaną, niezbyt popularną i przede wszystkim rzadko "używaną". Ze statystyk wynika, że zaledwie kilka procent Polaków inwestuje w papiery wartościowe bezpośrednio a kolejne kilka procent za pośrednictwem funduszy inwestycyjnych. To wciąż znacznie mniej, niż w rozwiniętych krajach europejskich, w których giełdy papierów wartościowych działają "od zawsze". Popularność giełdy i inwestowania w papiery wartościowe to zresztą nie tylko kwestia tradycji, wiedzy, umiejętności, nawyków oszczędzania i lokowania pieniędzy, ale także i zasobności społeczeństwa.

Polakom brakuje niemal wszystkich tych elementów. Jednak trudno się dziwić niewielkiej popularności inwestowania, skoro dwie trzecie naszych obywateli nie ma żadnych oszczędności. Choć do rozpoczęcia przygody z giełdą nie potrzeba wielkiego kapitału, to jednak jakieś pieniądze do tego są niezbędne. A zgodnie z jedną z podstawowych reguł giełdowej sztuki powinny to być pieniądze zdecydowanie nadwyżkowe, czyli takie, z których stratą możemy łatwo się pogodzić i to bez konsekwencji dla domowego budżetu.

Można zacząć skromnie, nawet od kilku tysięcy złotych. Ale najpierw trzeba je mieć. Popularność giełdy i giełdowych inwestycji bywa jednocześnie bardzo zmienna w czasie. W historii naszego rynku mieliśmy do czynienia z co najmniej trzema potężnymi falami euforii i zachwytu giełdą. Pierwsza to hossa z pierwszej połowy lat 90. ubiegłego stulecia. Jej zwieńczeniem był istny amok, towarzyszący sprzedaży akcji Banku Śląskiego i debiut tych papierów na początku 1994 r., dający kolosalne zyski.

Druga to ogólnoświatowa hossa internetowa, której kulminacji doświadczaliśmy w Polsce na początku obecnego wieku. Trzecia wreszcie, to niedawna hossa z lat 2005-2007, której cechą charakterystyczną był fanatyczny wręcz zachwyt funduszami inwestycyjnymi, do których w krótkim czasie napłynęły dziesiątki miliardów złotych. W każdym z tych trzech okresów o giełdzie mówili niemal wszyscy. Niestety, każdy z nich kończył się załamaniem cen i stratami tych, którzy zainwestowali w nieodpowiednim momencie.

Zainteresowanie giełdą faluje więc w rytm giełdowej koniunktury i jest to zjawisko powszechne nie tylko u nas. W nieco mniejszym stopniu mobilizacja inwestorów następuje przy okazji spektakularnych prywatyzacji wielkich i znanych firm. A tych w ciągu poprzednich kilkunastu lat nie brakowało. W tym roku także mieliśmy kilka atrakcji, w postaci choćby PZU czy Tauronu, o warszawskiej giełdzie nie wspominając. Większość z nich przyniosła zyski i nowe zastępy inwestorów.

Będziemy centrum, czy centrum nas wchłonie

Powstanie, rozwój i dzisiejsza pozycja warszawskiej giełdy to ogromny polski sukces. W żadnym innym kraju naszego regionu sztuka ta nie udała się w równym stopniu, jak u nas. Przodujemy niemal pod każdym względem, zarówno liczby notowanych spółek i różnego rodzaju instrumentów finansowych, wartości obrotów, aktywności inwestorów i giełdowego handlu. O naszej zdecydowanej przewadze w regionie świadczyć może to, że spora grupa firm zagranicznych właśnie warszawski parkiet wybrała jako miejsce, w którym notowane są ich akcje. Pod niektórymi względami dorównujemy nawet największym giełdom europejskim. Na przykład w trzecim kwartale tego roku była liderem pod względem liczby debiutujących na parkiecie firm i wartości ich ofert pierwotnych. W całym pierwszym półroczu byliśmy w tej kategorii na drugim miejscu, tuż po giełdzie londyńskiej. I ustępując jej bardzo nieznacznie.

Pod względem wartości notowanych spółek i wielkości obrotów wyprzedziliśmy giełdy w Luksemburgu, Grecji i Austrii. Zaś pod względem aktywności handlu kontraktami terminowymi na indeksy zajmujemy czwarte miejsce w Europie. Pozycja i tempo oraz potencjał rozwoju warszawskiej giełdy czyni z niej jednocześnie atrakcyjny obiekt do przejęcia przez innych giełdowych operatorów.

Widać to było w ubiegłym roku, przy okazji kolejnej próby prywatyzacji warszawskiej giełdy. Wśród chętnych znalazły się między innymi największe giełdy europejskie, czyli londyńska i niemiecka Deutsche Boerse oraz amerykańskie Nasdaq OMX i New York Stock Exchange. Ostatecznie wówczas do wyboru strategicznego inwestora nie doszło a koncepcja prywatyzacji została zmieniona.

Teraz, po tym, jak dwie trzecie akcji giełdy trafiło w ręce prywatnych właścicieli, przejęcie kontroli nad niż teoretycznie jest bardziej prawdopodobnie. Trudno jednak spodziewać się, by nastąpiło to szybko. Na razie warszawska giełda zawarła z nowojorską NYSE Euronext porozumienie o strategicznym partnerstwie. Choć o zaangażowaniu kapitałowym nie ma w nim mowy, to jest ono bardzo prawdopodobne w nieco dalszej perspektywie. Na razie NYSE ma dostarczyć nam nowoczesny system zawierania transakcji i wspierać w umacnianiu naszej pozycji w regionie.

Roman Przasnyski

Jeśli chcesz dowiedzieć się więcej o inwestowaniu, zapytaj doradcy OpenFinance

Niniejszy dokument jest materiałem informacyjnym. Nie powinien być rozumiany jako materiał o charakterze doradczym oraz jako podstawa do podejmowania decyzji inwestycyjnych. Wszystkie opinie i prognozy przedstawione w niniejszym opracowaniu są jedynie wyrazem opinii autorów w dniu publikacji i mogą ulec zmianie bez zapowiedzi. Open Finance nie ponosi odpowiedzialności za jakiekolwiek decyzje inwestycyjne podjęte na podstawie niniejszego opracowania.

ZOBACZ AUTORSKĄ GALERIĘ ANDRZEJA MLECZKI

Open Finance
Dowiedz się więcej na temat: PZU SA | zainteresowanie | akcje | prywatyzacja | hossa | świat
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »