Giełda. Warszawskie indeksy w impasie
Fala spadków przeszła w środę prze giełdy europejskie. Szczególnie mocno zostały nią dotknięte indeksy w Warszawie. Niektórzy analitycy przypominają swoje prognozy z połowy czerwca o możliwej korekcie spadkowej na GPW, ale dodają, że "korekty są po to, by na nich zarabiać".
WIG osiągał w ostatnich dniach historyczne szczyty, ale nie były to wydarzenia tak spektakularne, jak rekordy wszech czasów ustanawiane w Nowym Jorku przez S&P500 i Nasdaq we wtorek i poprawiane w środę przez pierwszy z tych indeksów. W poniedziałek WIG zanotował najlepszy w historii wynik na zakończenie sesji (67 999 punktów).
Znalazł się także na absolutnie najwyższym poziomie intraday (śródsesyjnym) w swojej 30-letniej historii i osiągnął pułap 68 148 punktów. Czerwcowa hossa wyniosła WIG ponad wcześniejsze maksima z 2007 i 2018 roku.
W wtorek, a zwłaszcza w środę wskaźniki na Giełdzie Papierów Wartościowych osłabły. Wczoraj WIG i WIG20 spadły o 1,8 proc., mWIG40 stracił 2,2 proc., a sWIG80 cofnął się o 1,3 proc. To była najsłabsza sesja w Warszawie od marca tego roku.
Potwierdzają się obawy niektórych inwestorów, że ustanawianie historycznych rekordów może być początkiem spadków na parkiecie. Powołują się oni na wydarzenia ze stycznia 2018 roku, kiedy to po pobiciu rekordu śródsesyjnego WIG systematycznie tracił na wartości przez wiele kolejnych miesięcy, a do "wyśrubowanego" wtedy wyniku powrócił dopiero w miniony piątek.
WIG20 w poniedziałek osiągał poziom 2290 punktów i tym samym wracał do rezultatów z lata 2019 roku. Z kolei mWIG40 już w piątek przekroczył pułap 5 tysięcy punktów i był najsilniejszy od stycznia 2018 rok. Przed rozpoczęciem dzisiejsze sesji giełdowej WIG20 jest wart 2218 punktów, a mWIG40 - 4825 punktów.
Już w połowie czerwca Marcin Tuszkiewcz reprezentujący Squaber.com był zdania, że jeśli WIG20 nie obroni 2200 punktów, to będzie poddany korekcie spadkowej - może zmierzać w stronę 2100 punktów z przystankiem na poziomie 2150 punktów, gdzie znajduje się techniczne wsparcie. W tym samym czasie Piotr Kuczyński w komentarzu dla iWealth napisał, że WIG20 jest na etapie krótkoterminowej korekty. Pierwsze wsparcie widział w okolicy 2130 punktów, a opór na poziomie 2279 punktów.
Zdaniem Marcina Tuszkiewicza, korekta może stać się udziałem także indeksu mniejszych spółek - sWIG80. Niewykluczone, że będzie ona przypominać korektę z kwietnia tego roku. Wskaźnik sWIG80 od marca 2020 roku czerwca 2021 roku poszedł w górę z 9 tysięcy punktów do ponad 21 tysięcy. Analityk Squaber.com uważa, że złym sygnałem jest spadek indeksu poniżej 20 890 punktów, czyli obsunięcie się poniżej minimum z 8 czerwca. Po wczorajszej sesji sWIG80 lokuje się na poziomie 20 581 punktów.
Marcin Tuszkiewicz radzi inwestorom, by mieli na uwadze ryzyko potencjalnej głębszej korekty, wynoszącej nawet 10 proc. Jak twierdzi, europejskim rynkom inwestycyjnym zaszkodzić mogą między innymi informacje docierające z Wielkiej Brytanii o wzroście zachorowań na Covid-19. Inwestorzy mogą zacząć wyceniać ryzyko powrotu ograniczeń gospodarczych, a nawet lockdownów jesienią tego roku. Analityk Squaber.com przypomina jednak, że "korekty są po to, by na nich zarabiać".
Niektórzy analitycy są zdania, że wielką zaletą GPW w ostatnich tygodniach był spokojny charakter poprawiania najlepszego wyniku wszech czasów przez WIG. Łukasz Wardyn z CMC Markets zauważa, że Inwestorzy nie są pazerni i "nie wdrapują się na ścianę strachu". Piotr Kuczyński podkreśla z kolei, że w długim terminie konieczne jest przekonanie do GPW zagranicznych inwestorów. Z pewnością pomagają doniesienia o rekordach, ale także wciąż relatywnie niska wycena wielu polskich spółek. Natomiast problemem jest duża liczba przedstawicieli tak zwanej starej ekonomii, zwłaszcza w indeksie WIG20. Firmy paliwowo-surowcowe są nieatrakcyjne dla nowoczesnych inwestorów.
Charakterystyczny jest fakt, że decydujący udział w środowym regresie indeksów na GPW miały banki, będące lokomotywami najnowszej hossy. Wszystkie duże i średnie spółki z tej branży zostały przecenione o kilka procent. Taka była reakcja rynku na komunikat Głównego Urzędu Statystycznego o spadku wskaźnika rocznej inflacji z 4,7 do 4,4 proc.
Wielu inwestorów i analityków liczyło bowiem, że jeszcze w tym roku - w obliczu wysokiej inflacji - Rady Polityki Pieniężnej podniesie stopy procentowe. Łukasz Wardyn z CMC Markets był zdania, że niewielka podwyżka stóp, na przykład o 15 punktów bazowych poprawiłaby kondycję finansową banków i uczyniła z ich akcji jeszcze bardziej atrakcyjny towar.
Wiadomość o spadku dynamiki wzrostu cen jest przez rynek interpretowana jako przesądzająca o utrzymaniu przez Narodowy Bank Polski obecnego kursu w polityce stóp procentowych co najmniej do końca tego roku. Najwięksi optymiści prognozują teraz, że stopy zostaną podniesione najwcześniej w drugim kwartale przyszłego roku, natomiast w tym roku może dojść co najwyżej do ograniczenia skupu obligacji przez bank centralny.
Ekonomiści podkreślają, że choć wzrost cen w Polsce jest niższy, to nie mamy do czynienia z jakimś wyraźnym spadkiem presji inflacyjnej. Większość ekspertów zakłada, że do końca roku inflacja niezmiennie będzie lokowała się powyżej górnej granicy odchylenia od celu Rady Polityki Pieniężnej. Kolejne miesiące mogą upływać pod znakiem inflacji w granicach 4,3-4,8 proc.
Niewykluczone, że świat staje w obliczu czwartej fali pandemii, a ta może wywołać nowe, globalne ograniczenia podażowe. Może też przesunąć w czasie popyt, zarówno konsumpcyjny, jak i inwestycyjny, zwłaszcza jeśli rządy znów będą ogłaszać lockdowny. Dlatego bardzo prawdopodobne jest, że w 2022 roku inflacja - także w Polsce -będzie równie wysoka jak teraz.
Jacek Brzeski