Giełdy nerwowo szukają poziomu równowagi
Na rynkach wciąż trwa huśtawka nastrojów. Po mocnych spadkach indeksy równie silnie idą w górę i na razie trudno określić domniemany kierunek, w jakim zamierzają podążyć. Tak zwykle bywa, gdy inwestorzy mają trudność z jednoznaczną oceną wydarzeń i metod rozwiązania problemów trapiących strefę euro.
A zapewnianie kolejnych kredytów niewypłacalnym dłużnikom jest tylko grą na czas. Bez kolejnych działań, przyczyn kłopotów z pewnością się nie zlikwiduje. Trudno więc się dziwić, że westchnienia ulgi przeplatają się z czkawką.
Po poniedziałkowych sporych wzrostach, dziś na warszawski parkiet znów wróciły gorsze nastroje. Inwestorzy z niepokojem obserwowali rozwój sytuacji na rynkach azjatyckich i europejskich parkietach.
W panujących tam niesprzyjających warunkach nie było szans na zwyżkę. Indeks największych spółek zaczął dzień od spadku o 0,8 proc., a WIG tracił na otwarciu 0,44 proc.
Początkowo znacznie lepiej radziły sobie wskaźniki małych i średnich firm. mWIG40 zyskiwał prawie 0,2 proc., a sWIG80 rósł o niemal 0,4 proc. Pod koniec pierwszej godziny notowań główne indeksy na moment zbliżyły się do poziomu poniedziałkowego zamknięcia, jednak byki nie były w stanie utrzymać tej zdobyczy. Około południa wszystkie indeksy traciły solidarnie po około 0,8-0,9 proc., a wahania były bardzo niewielkie.
W trakcie niemal całej sesji najgorzej zachowywały się walory KGHM i PKO, tracąc po 1-1,5 proc. W podobnej skali zniżkowały także walory BRE i BZ WBK, jednak "honoru" sektora bankowego broniły papiery Pekao, momentami zyskujące "nawet" 0,5 proc.
Spośród największych spółek liderami wzrostów były akcje CEZ, zyskujące ponad 3 proc. i PGNiG, które rosły o 2,7 proc. W końcówce sesji w górę ruszyły notowania Telekomunikacji Polskiej i Lotosu, zwyżkując po ponad 1 proc.
Ostatecznie WIG20 stracił 0,6 proc., WIG zniżkował o 0,74 proc., wskaźnik średnich spółek zmniejszył swoją wartość o 1,1 proc., a sWIG80 o 0,93 proc. Wartość obrotów na rynku akcji wyniosła 1 mld zł.
W ubiegły czwartek indeksy na Wall Street zaliczyły największy od wielu lat spadek w trakcie sesji. Wczoraj zaś wystąpił największy od kilkunastu miesięcy wzrost. Dow Jones zyskał ponad 400 punktów, czyli 3,9 proc. S&P500 wzrósł o niemal 50 punktów, czyli o 4,4 proc. Zmiany "istotne", jednak jedyne co z nich wynika, to diagnoza, sprowadzająca się do stwierdzenia, że jest bardzo nerwowo i pewnie będzie jeszcze przez dłuższy czas.
Podobnie zmienne nastroje panowały w Azji. Po poniedziałkowych sporych wzrostach, wtorek przyniósł zupełnie odwrotne reakcje inwestorów. Nikkei spadł o 1,1 proc. Tylko w Chinach indeksy wykazują spadkową konsekwencję. Shanghai B-Share zniżkował o 0,9 proc., a Shanghai Composite o 1,9 proc.
Po trwającej od początku lutego do połowy kwietnia stabilizacji z lekko wzrostowym nachyleniem, w ciągu ostatnich niemal czterech tygodni ten ostatni wskaźnik stracił 16 proc., a Shanghai B-Share w ciągu dwóch tygodni prawie 17,5 proc.
Te dane warto polecić tym, którzy mówią o krachu na Wall Street, gdzie indeksy zniżkowały w ostatnich dniach o 8-9 proc. Dzisiejsze wieści płynące z Chin, mówiące o najwyższej od półtora roku inflacji, rekordowych wzrostach cen nieruchomości i niesłabnącej dynamice akcji kredytowej, podsycają obawy przed dalszym, bardziej energicznym zaostrzaniem polityki pieniężnej w Państwie Środka, z podwyżką stóp procentowych włącznie.
Po wczorajszej euforii na europejskich parkietach nie było dziś śladu. Na niewielkim plusie były jedynie indeks w Sofii, który w poniedziałek wbrew wszystkim zniżkował, oraz w Tallinie, który rządzi się swoimi prawami. Aż 4 proc. zyskiwał pauzujący wczoraj moskiewski RTS, który sporo stracił w poprzednim tygodniu. Największe wrażenie przed południem robił zniżkujący o ponad 5 proc. wskaźnik giełdy w Madrycie, który
w poniedziałek zwyżkował o ponad 14 proc. Znacznie spokojniej było w Atenach, gdzie po wczorajszym wzroście o ponad 9 proc., dziś przed południem indeks tracił zaledwie 1,5 proc.
W podobnej skali korygowały poniedziałkowe szaleństwa parkiety w Bukareszcie i Budapeszcie.
Paryski CAC40 zaczął dzień od spadku o ponad 2 proc., a frankfurcki DAX zniżkował o 1,6 proc. i w tych okolicach utrzymywały się przez większą część dnia. Londyński FTSE tracił rano niecały 1 proc. i zwiększył szybko skalę spadku do 1,8 proc. Tuż po godzinie 16.00 CAC40 tracił 1,7 proc., a DAX zniżkował o 0,7 proc.
Wciąż daleko od uspokojenia nastrojów na światowym rynku walutowym. Po poniedziałkowym przedpołudniowym gwałtownym umocnieniu się wspólnej waluty do 1,3 dolara, już wieczorna część handlu przyniosła powrót w okolice 1,27-1,28 dolara. Dziś rano euro nadal traciło, zniżkując do poziomu poniżej 1,27 dolara. Radość z uruchomienia pakietu ratunkowego była więc krótka i szybko przeważyły obawy związane z jego skutecznością oraz konsekwencjami dla wspólnej waluty w dłuższym horyzoncie.
W ślad za zmianami kursu euro do dolara, rozgrywały się wydarzenia na naszym rynku. "Zielony" zdrożał z osiągniętego wczoraj przed południem poziomu 3,04 zł do 3,2 zł. Znacznie spokojniej zachowywał się kurs euro. Po chwilowym wyskoku do 4,06 zł, za wspólną walutę trzeba było płacić od 4,03 do 4,04 zł, czyli o 2-3 grosze drożej niż w poniedziałek. Nieco bardziej osłabiała się nasza waluta wobec franka. "Szwajcara" wyceniano na rynku międzybankowym na 2,84-2,88 zł, czyli o 1,4 proc. wyżej niż w poniedziałek.
Trudno oprzeć się wrażeniu, że rynki poruszają się trochę "bez ładu i składu", a inwestorzy są mocno zdezorientowani i jednego dnia poddają się emocjom, a następnego "korygują" swoje decyzje. Tak wygląda szukanie równowagi w zmieniających się dynamicznie warunkach i "ważenie" zmiennych interpretacji tego, co się dzieje. Trzeba jednak zauważyć, że w ciągu ostatnich kilkunastu miesięcy odzwyczailiśmy się wyraźnie od wahań indeksów o kilka procent, które nieco wcześniej "przyjmowane" były bez zmrużenia oka.
Teraz równie trudno do tego przywyknąć, podobnie jak do niedawnych "ślamazarnych" zmian wskaźników. Nerwowości inwestorów trudno się dziwić, bo jest nad czym się zastanawiać i jest co interpretować, nawet bez napływu "standardowych" danych makroekonomicznych.
Roman Przasnyski
Główny Analityk
----- Powyższy tekst jest wyrazem osobistych opinii i poglądów autora i nie powinien być traktowany jako rekomendacja do podejmowania jakichkolwiek decyzji związanych z opisywaną tematyką. Jakiekolwiek decyzje podjęte na podstawie powyższego tekstu podejmowane są na własną odpowiedzialność.