Giełdy. W USA skończy się dodruk dolarów
Po czerwonym czwartku na giełdach światowych piątek będzie dniem prawdy. Inwestorów zaniepokoiła perspektywa szybkiego ograniczenia przez amerykański bank centralny skupu aktywów, czyli dodruku pieniądza.
Fala spadków najpierw przeszła przez giełdy azjatyckie. Potem pesymizm ogarnął Europę. CAC w Paryżu stracił prawie 2,5 proc., a DAX we Frankfurcie i FTSE w Londynie spadły o ponad 1 proc. Ponad 1-procentowy regres stał się udziałem także polskich wskaźników - WIG i WIG20. Nie najgorszy był natomiast czwartek dla inwestorów z Wall Street - nieznacznie spadł Dow Jones, natomiast na niedużych plusach notowania zakończyły S&P500 i Nasdaq.
Pogorszenie nastrojów na giełdach to następstwo ujawnienia zapisów z lipcowego posiedzenia Rezerwy Federalnej (Fed), z których wynika, że jeszcze w tym roku miałoby rozpocząć się ograniczanie programu skupu aktywów (tapering). Jeden z członków Fed Jim Bullard jest nawet zdania, że dodruk pieniądza powinien całkowicie zakończyć się już w pierwszym kwartale 2022 roku. Na razie Fed skupuje co miesiąc obligacje warte 120 miliardów dolarów, by utrzymać na niskim poziomie oprocentowanie kredytów długoterminowych i zachęcić konsumentów do wydawania pieniędzy.
Niektórzy analitycy są zdania, że inwestorzy przesadzają panicznie bojąc się procesu ograniczenia skupu aktywów przez Fed. Przypominają, że tapering to wciąż pompowanie ogromnej ilości środków na rynek, choć w nieco mniejszym tempie. W dodatku, rozpoczęcie całej tej operacji już w tym roku wcale nie jest przesądzone, tym bardziej, że jej zwolennikiem nie wydaje się być szef Rezerwy Federalnej Jerome Powell.
Gubernatorzy Fed podczas lipcowego posiedzenia nie znali jeszcze słabych danych dotyczących aktywności konsumentów w USA. Problemem jest bardzo małe - najniższe od 2011 roku - zaufanie konsumentów mierzone przez Uniwersytet z Michigan. Do tego dochodzi wyraźny spadek sprzedaży detalicznej i mała liczba rozpoczętych inwestycji mieszkaniowych. Sytuacja gospodarcza Stanów Zjednoczonych nie jest jednoznacznie dobra.
W dodatku, na całym świecie obserwowany jest dalszy znaczny wzrost liczby zachorowań na COVID-19 (w wersji Delta). W skali globalnej aktywnych przypadków jest tak dużo, że zbliżamy się do rekordów ze stycznia czy marca tego roku. Stany Zjednoczone notują najwyższą liczbę chorych od stycznia - blisko 160 tysięcy. Pomimo rozwiniętego programu szczepień, stopień zachorowalności w USA jest potężny i może doprowadzić do kolejnych problemów z aktywnością konsumentów. Na to Fed też może zwrócić uwagę.
Pesymiści w USA zwracają uwagę na fakt, że indeks S&P 500 zdublował swoją wartość licząc od dołka z marca zeszłego roku, a jak pokazuje statystyka, często po takim wzroście rozpoczynała się korekta. Niektórzy inwestorzy to, co się teraz dzieje na Wall Street porównują nawet z wydarzeniami z 1987 roku, gdy po lecie stojącym pod znakiem efektownych wzrostów przyszedł nagły krach.
Z drugiej strony, analitycy Bespoke Investment Group uważają, że S&P 500 jest na dobrej drodze do ustanowienia kolejnego “rekordu rekordów". Jednak aby rynek utrzymał trend wzrostowy, obecna korekta nie powinna przekraczać 5 proc, bo w przeciwnym razie inwestorzy mogą zacząć masowo wycofywać się z pozycji. Wczorajsza sesja w Nowym Jorku pokazała, że realizacja tego czarnego scenariusza nie jest zbyt prawdopodobna.
Maciej Leściorz z CMC Markets jest zdania, że trzy główne indeksy amerykańskie z punktu widzenia analizy technicznej ciągle wyglądają nieźle. Dow Jones, który w tej chwili ma wartość 34 894 punktów ma swoje poważne wsparcie na poziomie 34 700 punktów. Gdyby je jednak złamał, to może wrócić do czerwcowego dołka (33 750).
Z kolei dla S&P500 (teraz na poziomie 4 405 punktów) wsparcie wynosi 4370, a dołek z drugiej połowy lipca - 4250 punktów. Najbardziej zagrożony wydaje się być technologiczny Nasdaq, który po czwartkowej sesji lokuje się na poziomie 14 541 punktów i tylko nieznacznie jest powyżej niebezpiecznej granicy 14 500.
Maciej Leściorz uważa, że inwestorzy giełdowi nie powinni wyciągać daleko idących wniosków z opublikowanych właśnie "minutek" z lipcowego posiedzenia Fed. Powinni raczej poczekać na zapowiedzi, które padną podczas przyszłotygodniowej konferencji prezesów banków centralnych w Jackson Hole, a także na wrześniowe obrady Fed.
Czwartkowa sesja na GPW zakończyła się spadkami wszystkich kluczowych indeksów. WIG stracił 1,11 proc., WIG20 1,09 proc., mWIG40 1,38 proc., a sWIG80 0,87 proc. Pocieszające jest to, że w samej końcówce notowań wskaźniki nieco się poprawiły, a także fakt, że obroty wynoszące na szerokim rynku 946 milionów złotych w żadnym razie nie są świadectwem panicznego handlu.
Spadki można wręcz potraktować jako odreagowanie ostatniego marszu w górę warszawskiej giełdy. W sierpniu WIG osiem razy z rzędu wyznaczał swoje historyczne rekordy, a WIG20 zanotował sześć kolejnych sesji wzrostowych i osiągnął dwuletnie maksimum.
Maciej Leściorz z CMC Markets zwraca uwagę na fakt, że WIG20 od ponad dwóch miesięcy tkwi w konsolidacji na poziomie 2200-2300 punktów i choć przetestował górną granicę tego przedziału, to nie jest w stanie wyrwać się z niego. Podkreśla jednak, że dobrze prezentuje się WIG20 liczony w dolarach, a rosnąca ostatnio siła amerykańskiej waluty sprawia, że nasza giełda przy przeliczeniach złotowych jest ciągle atrakcyjna dla inwestorów zagranicznych.
Biznes INTERIA.PL na Twitterze. Dołącz do nas i czytaj informacje gospodarcze
Analityk CMC Markets jest przekonany, że siłę GPW potwierdza także indeks WIG20TR (uwzględniający dywidendy i prawa poboru), który zbliżył się ostatnio do swojego rekordu z 2018 roku. Maciej Leściorz dodaje, że o przewartościowaniu polskich akcji nie może być mowy. Dowodem na to jest CAPE czyli wskaźnik Shillera - dużo korzystniejszy w tej chwili dla naszych spółek niż dla firm notowanych na Wall Street. CAPE to indeks C/Z (cena/zysk) obliczany przy wprowadzeniu do mianownika średniej zysków z ostatnich 10 lat skorygowanych o inflację. Dla liderów WIG20 kształtuje się na poziomie 20. Na giełdzie w Nowym Jorku wskaźnik Shillera to 40, co oznacza, że został w czasie hossy niebezpiecznie wyśrubowany.
Jacek Brzeski