Grupa trzymająca giełdę

Dziwne transakcje, zmowy, manipulacje kursami... Czy zarządzający największymi funduszami na GPW stworzyli nielegalne porozumienie? Zarządzający największymi funduszami inwestycyjnymi i emerytalnymi są podejrzani o nielegalne porozumienie w celu manipulacji kursami i wartościami akcji. Sprawę dziwnych transakcji giełdowych, która może wstrząsnąć polskim rynkiem kapitałowym, bada Komisja Papierów Wartościowych i Giełd (KPWiG).

Pod lupą komisji znaleźli się tacy potentaci rynku kapitałowego, jak fundusze z grupy PZU, Commercial Union, AIG, ING, Pioneer/Pekao i BRE Banku. Podobne dochodzenia doprowadziły niedawno do serii skandali w USA: ujawnienie umówionych transakcji zaowocowało m.in. masowymi zwolnieniami brokerów i spadkiem notowań gigantów rynku. Kluczowych dowodów w polskiej sprawie może dostarczyć transakcja sprzed roku, dotycząca akcji Stomilu Sanok. Zarządzający z funduszy - w wyniku negocjacji z udziałem jednego z najbardziej znanych doradców giełdowych - są podejrzani o zakup akcji tej spółki po zawyżonej cenie. Klienci funduszy, głównie emeryci, oraz sama spółka mieli w ten sposób stracić co najmniej 4,7 mln EUR. To tylko wierzchołek góry lodowej...

Reklama

Sto-mil do nieba

Sprawa niejasności przy transakcjach na Stomilu Sanok krąży po rynku już od dawna. Dziennikarze dostawali anonimy, ujawniał się czarny PR, ale prawie wszyscy zbagatelizowali podejrzenia. O niektórych epizodach pisała na początku 2004 r. tylko "Trybuna". Nie sprowokowało to jednak żadnych - oficjalnych i publicznych - wyjaśnień. Udało nam się dotrzeć do wielu nowych - pochodzących z konkretnych, wiarygodnych źródeł - szczegółów i faktów. W 2003 r. Enterprise Investors (EI), największa w Polsce grupa funduszy venture capital, główny wtedy akcjonariusz Stomilu Sanok, zdecydował o pozbyciu się udziałów. Po negocjacjach z zarządem ustalono, że sam Stomil nabędzie od EI dużą część akcji (41 proc. całego kapitału) w celu umorzenia, a z czasem menedżerowie przejmą nad spółką kontrolę.

W lutym EI zapowiedział, że Stomil odkupi własne akcje po 40 zł (wówczas cena akcji Stomilu na GPW oscylowała wokół 36 zł). Gdyby jednak nie zdążył ogłosić wezwania na wszystkie 41 proc. akcji do czerwca 2003 r., mógłby pozostałe akcje z tej puli nabyć od EI do 2005 r. po 15 EUR (wówczas około 62 zł) za walor.

- W ciągu dwóch lat spółka będzie miała prawo ogłosić wezwanie, płacąc równowartość 15 EUR za akcję - zadeklarował na konferencji prasowej Jacek Siwicki, szef EI.

To bardzo ważna dla późniejszych wydarzeń część umowy. Stomil bowiem nie dostał - i to dwukrotnie - zgody od KPWiG na przekroczenie progu 33 proc. udziałów w kapitale, więc zdecydował się na zakup akcji w dwóch turach. Pierwsze wezwanie (na kupno ponad miliona papierów, czyli niemal 25 proc. kapitału), spółka ogłosiła w czerwcu 2003 r. EI odpowiedział i sprzedał ustaloną liczbę akcji po 40 zł. Drugie wezwanie miało nastąpić po wakacjach (Stomil winien płacić zgodnie z umową po 15 EUR za walor).

Wówczas na scenie pojawili się inwestorzy finansowi z grup PZU, CU, AIG, BRE Banku, a potem Pioneera: chcieli nabyć część pozostałych akcji Stomilu, będących w posiadaniu EI. EI zamierzał im je początkowo sprzedać za 17-18 EUR, lecz inwestorzy zwlekali.

Tymczasem ze stabilnym dotąd kursem spółki działy się dziwne rzeczy. Od czerwca do końca lipca - w wyniku wzmożonych operacji akcjami Stomilu - kurs tajemniczo wzrósł z 42 zł do... 86 zł. To zmieniło oczekiwania cenowe EI i doprowadziło do negocjacji, po których fundusz zobowiązał się sprzedać wszystkie akcje po 83 zł (19 EUR). Na dodatek inwestorzy finansowi tę rewelacyjną cenę wynegocjowali nie tylko dla siebie, ale też dla spółki (której jeszcze nie byli znaczącymi akcjonariuszami).

Dzięki temu Stomil Sanok, zamiast obiecanej przez EI ceny 15 EUR za akcję, w listopadzie musiał zapłacić o 4 EUR więcej - 19 EUR (83 zł), czyli łącznie (za 848,7 tys. akcji) 3,4 mln EUR więcej niż mógł. Mało tego: we wrześniu, mimo wcześniejszego ustalenia ceny i przyjęcia oferty przez EI po 83 zł za akcję, ostatnią transzę (453 tys. akcji) fundusze zakupiły po... 102,5 zł za walor. Przedstawiciele stron tłumaczą, że to wynik zmiany warunków. Pierwotnie bowiem akcje te miały zostać zaparkowane w banku, wskazanym przez prezesa spółki. Bank jednak odmówił kredytu, więc EI mógł te udziały sprzedać komuś innemu. Dlaczego jednak - skoro fundusze negocjowały warunki całej transakcji - nie zapewniły sobie możliwości nabycia tych akcji po 83 zł? (Ciekawostka: kredytu odmówił BRE Bank, którego instytucje zależne uczestniczyły w transakcjach).

Jak wytłumaczyć takie ceny? Dlaczego fundusze szastają pieniędzmi klientów, miast kupować jak najtaniej? Dlaczego spółka, mogąc zakupić akcje za 15 EUR, zdecydowała się zapłacić o 4 EUR więcej?

- Jeżeli się okaże, że fundusze wskutek tej transakcji poniosły straty czy zyskały mniej niż mogły, wyciągniemy wobec nich konsekwencje. Ściśle współpracujemy z KPWiG. Na tym etapie jest jednak za wcześnie na formułowanie oskarżeń - mówi Adam Kałdus, dyrektor w Komisji Nadzoru Ubezpieczeń i Funduszy Emerytalnych.

Razem raźniej

Wątpliwości jest więcej, a mnoży je korespondencja z tamtego okresu (do której dotarliśmy) między uczestnikami transakcji. Wynika z niej, że główną rolę w negocjacjach odegrał Jakub Bentke, wówczas zarządzający funduszem OFE PZU. Zaprosił do transakcji kilku "drogich kolegów" (określenie z listów) z innych funduszy, m.in. Grzegorza Buchowieckiego i Joannę Kwiatkowską z CU (obecnie Generali) oraz Andrzeja Błachuta z AIG. Potem do tego grona dołączyli Mariusz Adamiak z Pioneera i Tomasz Mazurczak z BRE Banku. Z listów wynika, że Jakub Bentke negocjował w imieniu swoim i - teoretycznie - konkurencyjnych funduszy warunki transakcji, działając jak broker. Spełniał zatem rolę, którą powinien wykonywać niezależny dom maklerski, sprzedając akcje bez układów. Tymczasem sytuacja była odwrotna: to Jakub Bentke decydował, przez który dom maklerski (DI BRE Bank) mają być sprzedane akcje, znajdujące się w posiadaniu EI.

Jeszcze bardziej zadziwiająca w całej transakcji wydaje się rola Grzegorza Stulgisa, partnera Investor Relations Partners (IRP), spółki założonej przez EI. Grzegorz Stulgis doradzał EI przy operacjach na akcjach Stomilu (i wielu innych), a jednocześnie - jak wynika z korespondencji między stronami transakcji - Commercial Union zwrócił się do niego "o pomoc przy koordynacji".

"Grzesiek Stulgis został poproszony przez Asię (Joanna Kwiatkowska, wówczas z CU - red.) w ubiegłym tygodniu o pomoc przy koordynacji. Zadzwonił do mnie wczoraj... Nam on specjalnie nie przeszkadza (na koszt EI), w związku z tym możemy przesłać maila do Knaflewskiego (Stanisław Knaflewski kierował transakcją od strony EI - red.) za jego pośrednictwem" - tak o szczegółach operacji w jednym z emailowych listów (z 30 lipca) informuje "drogich kolegów" Jakub Bentke.

"W taki oto sposób doradca wygenerował dla strony, która mu płaci (naszymi pieniędzmi, a ściślej pieniędzmi naszych klientów) dodatkowe 4 689 652 EUR" - oceniał potem jeden z przedstawicieli funduszy w raporcie o całej sprawie, który jednak nigdy nie ujrzał światła dziennego, czyli nie został upubliczniony.

Grzegorz Stulgis zaprzecza, że uczestniczył w negocjacjach i że pobierał z tego tytułu prowizję. Na dowód przesłał nam oświadczenia ze Stomilu Sanok i EI. Inni uczestnicy transakcji także twierdzą, że pośrednictwa IRP nie było. Ustalenie prawdy jest bardzo istotne: jeśli transakcję zawarto jednak z udziałem pośrednika, to musiał on dostać prowizję. Jeżeli przedstawicielom funduszy zależało na wyższej prowizji doradcy, może na nich paść podejrzenie o korupcję. Jeśli zaś pośrednika i prowizji nie było, zarzuty KPWiG mogą być mniejszego kalibru.

Wyjaśnienia stron są jednak sprzeczne. Dwóch z uczestników negocjacji twierdzi, że to Stulgis wyszedł z propozycją pośrednictwa, twierdząc, że "bez niego nie da się przeprowadzić żadnej operacji z EI". Inna osoba mówi, że to fundusze wystąpiły z taką propozycją.

- Liczyliśmy, że uda się dzięki niemu zbić cenę, bo EI to twardy negocjator. EI nie zgodził się jednak - mówi ta osoba, zastrzegając, by jej wypowiedzi nie pojawiły się w tekście pod nazwiskiem.

- Oczywiście, była propozycja, żebyśmy uczestniczyli w negocjacjach, ale okazało się, że sprawa jest podomykana i nie ma w niej dla nas miejsca - odpowiada Grzegorz Stulgis.

Jak zatem interpretować informacje z powyższego maila? Miejmy nadzieję, że wyjaśni to dochodzenie KPWiG.

Warto zaznaczyć, że kilka miesięcy później Grzegorz Stulgis (z rekomendacji Pioneera) i Tomasz Mazurczak z DI BRE Banku (z rekomendacji CU) weszli w skład rady nadzorczej Stomilu. W marcu 2004 r. Tomasz Mazurczak raportował, że sprzedał 500 akcji spółki po 136 zł za sztukę. Ile akcji miał przed powołaniem do rady spółki oraz kiedy je kupował? W rozmowie z "PB" zmieniał zdanie, zasłaniając się brakiem pamięci, ale potem wyjawił: - Chyba kupiłem 1000 akcji. Kiedy? Nie pamiętam - mówi Tomasz Mazurczak. Przed wakacjami, w wakacje czy po wakacjach 2003 r.? - Jakoś tak. Dzień później sprawdził. - Pomyliłem spółki. Kupiłem tylko 500 akcji Stomilu Sanok i zrobiłem to w grudniu - wyjaśnił. Inwestycja w Stomil okazała się zresztą bardzo udana, bo spółka ma dobre wyniki, a jej akcje kosztują obecnie ponad 150 zł. Z drugiej strony trzeba zaznaczyć, że Stomil Sanok nie jest spółką o dużej płynności, dzięki czemu znaczący akcjonariusze - jeżeli działają zgodnie - mogą łatwo sterować kursem. Problem może się pojawić, kiedy będą chcieli po tak wysokiej cenie sprzedać akcje inwestorom spoza grupy.

Prawo do obrony

Rozmawialiśmy ze wszystkimi głównymi postaciami negocjacji: Jakubem Bentke, Grzegorzem Buchowieckim, Joanną Kwiatkowską, Mariuszem Adamiakiem, Tomaszem Mazurczakiem, Andrzejem Błachutem i Stanisławem Knaflewskim. Jedni wypowiadają się pod swoim nazwiskiem, inni zastrzegli anonimowość. Wszyscy twierdzą, że transakcja była całkowicie czysta. Nie widzą nic złego w wynegocjowanych przez siebie cenach ani w tym, że Stomil musiał dzięki ich negocjacjom kupić akcje drożej, niż obiecywała to umowa z EI. Zgodnie twierdzą, że fundusze zarobiły na tej inwestycji. Nie mają sobie nic do zarzucenia.

- Bardzo cieszę się z tej inwestycji. Powiem więcej: byłem wściekły, że nie udało mi się kupić akcji przy pierwszej transakcji, bo o niej nie wiedziałem. Proszę spojrzeć na obecny kurs Stomilu. Akcje kosztują dużo drożej. Była to bardzo dobra inwestycja - słyszymy od Mariusza Adamiaka z Pioneera, którego fundusze kupiły akcje po 102,5 zł.

- Na te papiery było mnóstwo chętnych i gdybyśmy ich nie kupili, zrobiłyby to inne fundusze. Dlatego EI tak twardo obstawał przy cenach - mówi kolejny z naszych rozmówców (nie zgodził się na publikację wypowiedzi pod nazwiskiem).

Zarządzający innymi funduszami, których zapytaliśmy o zdanie i których podejrzenia w tej sprawie nie dotyczą, odmawiają komentarza. Wszyscy słyszeli o Stomilu Sanok, ale ani nie chcą bronić, ani oskarżać kolegów.

- To mały rynek, wszyscy się znamy... Dlatego niezręcznie komentować mi takie transakcje. Powiem tylko, że jakieś porozumienia czy spółdzielnie nie powinny się zdarzać i należy to wyświetlić - powiedział nam jeden z nich.

Zdaniem zarządzających uczestniczących w transakcji, cała sprawa jest nagonką, czarnym PR, próbą ich zdyskredytowania, a przede wszystkim - ciosem w Jakuba Bentke.

- To rozgrywka między ludźmi z grupy PZU - mówi wprost Grzegorz Stulgis. Zgadza się jednak, że Bentke nie powinien koordynować negocjacji.

- To powinna być twarda transakcja, szybki book building, a nie cena ustalona w wyniku negocjacji - mówi partner z IRP.

Część zarządzających także uznaje koordynację transakcji przez pracownika PZU za co najmniej niezręczną. Ale - ich zdaniem - robił to w dobrej wierze.

- Już raz Kubę zwolniono za te pomówienia związane z transakcją na Stomilu Sanok z OFE PZU... Choć to, że odszedł stamtąd, akurat dobrze o nim świadczy, bo wiadomo, co się dzieje w tym funduszu... Czy prezes Cezary Stypułkowski (szef PZU - red.) przyjąłby go z powrotem (po zwolnieniu z OFE PZU Jakub Bentke rozpoczął pracę w PZU Asset Management - red.), gdyby wierzył w te oskarżenia? Wszyscy wiedzą, jakie układy rządzą tym rynkiem. Niech pan nie staje po "czarnej stronie" - apeluje znajomy "Kuby" i jego kolega po fachu.

Mówi nieoficjalnie o wielu innych sytuacjach i transakcjach, gdzie dochodziło do - to cytat - "znacznie większych przekrętów". A problem - według niego - bierze się często z powodu pojawiania się wszelkiego rodzaju "doradców", którzy chcą zarobić na emisjach.

- To ich działalność psuje rynek. Stają po różnych stronach, swoimi sposobami powodują wzrost kursu, a potem "negocjują" z nami. Mój fundusz już nie robi interesów z ich uczestnictwem - zaznacza.

Wypowiedzi naszych rozmówców tylko potwierdzają tezę, że rynkiem giełdowym, nowymi emisjami i sprzedażą akcji często gęsto rządzą nieczyste i chore porozumienia.

Tajemniczy alians

Na razie jednak KPWiG przygląda się działalności opisywanej grupy osób. To bowiem nie jedyna transakcja z ich udziałem - z jednej strony i Grzegorza Stulgisa z IRP - z drugiej. Tajemnicze wzrosty kursu, a potem "operacje na akcjach" obserwowaliśmy m.in. w przypadku sprzedawanej także przez EI Polfy Kutno. Rynek uważnie przyglądał się też transakcjom na papierach np. Lentexu czy Polimexu Mostostalu Siedlce.

W niektórych operacjach z tą grupą funduszy uczestniczył także fundusz zarządzany przez Michała Szymańskiego (wówczas ING, obecnie CU), którego działalność także bada KPWiG. Jeżeli znajdzie dowody, może się okazać, że na rynku kapitałowym od dłuższego czasu rządziła nieformalna grupa kolegów, która decydowała o być albo nie być niejednej emisji publicznej czy transakcji, notowaniach spółek, przydziałach akcji, prowizjach domów maklerskich i doradców. O takim rodzaju wspólnot słyszymy już od dawna. Nazywa się go spółdzielnią. Czasem pada określenie kartel czy giełdowa mafia. Mówią o nim - w kuluarach, w tajemnicy, ale powszechnie, czasem ze szczegółami - znani analitycy i inwestorzy oraz przedstawiciele oferentów akcji. W tajemnicy, gdyż dowodów - bądź ich upublicznienia - brak. Dotychczas.

Mariusz Zielke

Oświadczenie KPWiG

Urząd Komisji Papierów Wartościowych i Giełd w okresie od sierpnia 2003 r. do maja 2004 r. prowadził czynności sprawdzające związane ze sprzedażą akcji spółki Stomil Sanok przez fundusze z grupy Enterprise Investors. Zebrany materiał nie dał wówczas podstaw do sformułowania tezy, iż w przedmiotowym przypadku mogło dojść do naruszenia prawa.

Jednak w związku z pojawieniem się w sprawie nowych okoliczności przewodniczący KPWiG 29 listopada 2004 r. wydał postanowienie o wszczęciu postępowania wyjaśniającego w celu ustalenia, czy grupa inwestorów instytucjonalnych właściwie wywiązywała się z obowiązków informacyjnych wynikających z nabywania znacznych pakietów akcji spółki Stomil Sanok. Obecnie w KPWiG jest gromadzony materiał dowodowy, który może potwierdzić przypuszczenie, że osoby zarządzające aktywami instytucji finansowych działały w porozumieniu, nabywając akcje Stomilu Sanok. W związku z zebranym materiałem KPWiG rozważa również rozszerzenie przedmiotu postępowania m.in. o sprawdzenie, czy nie doszło do manipulacji kursem akcji ww. spółki, co jest zagrożone karą grzywny do 5 mln zł i karą pozbawienia wolności od 6 miesięcy do lat 8.

Jeśli zarzuty wobec osób reprezentujących inwestorów instytucjonalnych potwierdzą się, to KPWiG zawiadomi prokuraturę o podejrzeniu popełnienia przestępstwa. Dodatkowo KPWiG rozważy wszczęcie postępowań administracyjnych zmierzających do ustalenia, czy nie doszło do nienależytego wykonywania zawodu i naruszenia przepisów prawa przez osoby wykonujące zawód doradcy inwestycyjnego i maklera papierów wartościowych. Łukasz Dajnowicz, rzecznik prasowy KPWiG

Puls Biznesu
Dowiedz się więcej na temat: PZU SA | bank | nielegalne | fundusze | AIG | nietrzymanie | Sanok | inwestorzy | OFE | GPW | podejrzani
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »