Hossa na Wall Street. Entuzjaści zachęcają do kupowania akcji, ale Buffetta nie namówili

Bardzo wysoki poziom amerykańskich indeksów giełdowych - Dow Jones i S&P500 - ośmiela analityków, którzy przedstawiają coraz bardziej optymistyczne prognozy. Głosy ostrzegających przed rynkowym krachem są teraz mniej słyszane. Dużo do myślenia daje jednak taktyka Warrena Buffetta, który w tym roku pozbywa się akcji i gromadzi gotówkę.

  • Na giełdzie w Nowym Jorku nastroje poprawiły się, gdyż w świetle nowych danych i prognoz makroekonomicznych zmalały obawy, że gospodarka Stanów Zjednoczonych popadnie w recesję
  • Dla Warrena Bufffetta ulubioną miarą wyceny na Wall Street jest porównanie wartości rynkowej wszystkich amerykańskich akcji z rocznym PKB USA. W tej chwili spółki są szacowane nienaturalnie wysoko, bo na 190 proc. PKB
  • Wielu komentatorów jest zdania, że inwestorzy wstrzymują zakupy na giełdzie w Warszawie, bo omijają ryzykowne aktywa przed wyborami prezydenckimi w USA i boją się zaostrzenia konfliktu rosyjsko-ukraińskiego

Reklama

Poprzedni tydzień indeks Dow Jones zakończył nowym rekordem wszech czasów. Jednocześnie S&P500, główny wskaźnik giełdy nowojorskiej, utrzymuje się na bardzo wysokim poziomie w pobliżu 5700 punktów, po tym jak maksimum historyczne (5762 punkty) osiągnął pod koniec września.

Dobre nastroje inwestorów to efekt wyraźnie lepszych od oczekiwań najnowszych danych z amerykańskiego rynku pracy. Indeksy poszły w górę, gdy okazało się, że zatrudnienie w amerykańskim sektorze pozarolniczym wzrosło we wrześniu o 254 tysiące miejsc pracy. Prognozy były dużo skromniejsze i przewidywały przyrost o 140 tysięcy. W dodatku, stopa bezrobocia spadła do 4,1 proc., choć oczekiwano, że utrzyma się na poziomie 4,2 proc.

Amerykanie nie boją się recesji

Trzeba tu przypomnieć, że Rezerwa Federalna obniżyła stopy procentowe we wrześniu o 50 punktów bazowych, aby zapobiec regresowi na rynku pracy. W sytuacji, gdy zmalało zagrożenie w sferze zatrudnienia, wydaje się mniej prawdopodobne, że listopadowe cięcie stóp w USA też będzie 50-punktowe. Rynki w tej chwili bardziej spodziewają się obniżki tylko o 25 punktów bazowych. W ciągu kilku dni prawdopodobieństwo takiej decyzji ze strony Fed - w ocenie inwestorów - wzrosło z 47 do 68 proc.

Na Wall Street nastroje poprawiły się, gdyż w świetle nowych danych i prognoz makroekonomicznych zmalały obawy, że gospodarka Stanów Zjednoczonych popadnie w recesję. Takie jest zdanie między innymi Michaela Hartnetta, analityka Bank of America (BofA).

"Aktywa ryzykowne, takie jak akcje i surowce, mają szansę na wzrostowy rajd w związku z zaskakująco mocnym raportem o zatrudnieniu w USA. Inwestorzy będą poszukiwać instrumentów o wyższym ryzyku i potencjalnie wyższych zyskach" - czytamy w raporcie eksperta BofA. Hartnett podkreśla, że "byki" kontrolują rynek, a do większej dynamiki wzrostu może przyczynić się także stymulacja gospodarcza w Chinach, którą zapowiedział rząd w Pekinie.

Wizja jesiennego rajdu

Scott Rubner, dyrektor zarządzający i specjalista taktyki rynkowej w Goldman Sachs, twierdzi, że po kilku tygodniach zmienności, amerykańskie akcje wkraczają w fazę rajdu, który może doprowadzić S&P500 do poziomu ponad 6 tysięcy punktów pod koniec roku. "Jestem optymistycznie nastawiony do amerykańskich akcji, a rajd zacznie się 28 października. Obawiam się, że mój cel 6 tysięcy punktów może być zbyt niski" - napisał Rubner w raporcie do klientów.

Analityk Goldman Sachs powołuje się na dane statystyczne, które pokazują, że od 1928 roku indeks S&P500 średnio zyskuje około 4 proc. w okresie od 27 października do końca roku. Oprócz sezonowości Rubner dostrzega także regułę, że po wyborach prezydenckich w USA często następują wzrosty na rynku papierów wartościowych. Wtedy, gdy niepewność związana z wyborami zanika, inwestorzy zazwyczaj wycofują się z gotówki i kupują akcje.

Kolejnym ważnym czynnikiem w optymistycznej prognozie Rubnera jest spodziewane wznowienie skupu akcji przez korporacje. Stanie się to po zakończeniu okresu przedstawiania przez spółki wyników finansowych, czyli po 25 października. Według Rubnera, amerykańskie korporacje ponownie staną się znaczącym kupcem, co powinno podbić ceny akcji w ostatnim kwartale 2024 roku.

Długoterminowy entuzjazm

Jeden z najbardziej entuzjastycznych analityków z Wall Street, Ed Yardeni, w najnowszym raporcie prognozuje przyszłą ścieżkę S&P 500 na podstawie historycznych skumulowanych rocznych stóp wzrostu (CAGR). Z jego obliczeń wynika, że przy CAGR na poziomie 6-7 proc. S&P 500 do 2030 roku może osiągnąć pułap 8 tysięcy punktów, co daje wzrost o 40 proc. od obecnych poziomów.

Yardeni podkreśla, że główny indeks nowojorski jest ściśle powiązany z zyskiem na akcję (EPS), który historycznie wzrastał właśnie w tempie od 6 do 7 proc. od lat 50. XX wieku. Ekspert wierzy, że ten trend będzie się utrzymywał. Trzeba tu dodać, że indeks S&P 500 w ostatniej dekadzie rósł jeszcze szybciej, bo osiągał średnioroczny wzrost na poziomie 13 proc. Miał na to wpływ nie tylko wzrost zysków spółek giełdowych, ale także takie czynniki jak korzystne trendy demograficzne i dynamiczny rozwój technologii. Czynniki te powinny nadal działać.

Ed Yardeni widzi też, że rynkowi akcji służy obecna polityka monetarna Rezerwy Federalnej. Niższy koszt pieniądza z natury sprzyja wzrostowi cen akcji, bo stają się one aktywami bardziej atrakcyjnymi w porównaniu z obligacjami i innymi instrumentami o stałym dochodzie.

Buffett ma wątpliwości

Dla słynnego multimiliardera Warrena Bufffetta ulubioną miarą wyceny na Wall Street jest porównanie wartości rynkowej wszystkich amerykańskich akcji z rocznym PKB Stanów Zjednoczonych. W tej chwili spółki są szacowane niezwykle wysoko, bo na 190 proc. PKB. To około dwa razy więcej niż wynosi średnia liczona od lat 70. XX wieku. Natomiast za wartość bezpieczną uznawane jest 70-80 proc. Za dzisiejszą wysokość wskaźnika odpowiadają przede wszystkim spółki technologiczne, główne zaangażowane w rozwijanie sztucznej inteligencji.

Ważną wskazówką dla inwestorów może być fakt, że choć na Wall Street panuje hossa, to wehikuł inwestycyjny Buffetta, czyli Berkshire Hathaway, zgromadził bardzo dużo gotówki w kwocie blisko 300 miliardów dolarów. Warren Buffett w tym roku pozbył się między innymi blisko połowy udziałów w Apple za ponad 80 miliardów dolarów oraz w Banku of America o wartości około 6 miliardów.

Niektórzy komentatorzy inwestycyjną ostrożność sędziwego multimiliardera z Omaha zestawiają z opiniami ekonomistów spodziewających się krachu na giełdzie w Nowym Jorku. Jeremy Grantham, współzałożyciel firmy GMO zarządzającej aktywami, ostrzega, że wywołany przez sztuczną inteligencję boom giełdowy zakończy się katastrofą. Przypomina, że po okresach gwałtownego wzrostu stosunku cen akcji do zysków spółek, zawsze przychodzą bolesne spadki.

Grantham zwraca też uwagę na fakt, że po japońskiej bańce spekulacyjnej pod koniec lat 80. XX wieku, po bańce dot-comów na przełomie XX i XXI wieku oraz bańce mieszkaniowej sprzed kilkunastu lat nastąpiły gwałtowne spadki koniunktury. - Zawsze cywilizacyjne innowacje, od kolei żelaznych po internet, pompowały bańki, które później konsekwentnie pękały i prawdopodobnie tak samo będzie w przypadku AI. W tej chwili akcje na Wall Street są niebezpiecznie drogie i mamy do czynienia z najbardziej wrażliwym rynkiem, jaki kiedykolwiek istniał - podsumował Grantham.

Prognozy dla GPW

Tegoroczne osiągnięcia głównego indeksu giełdy warszawskiej nie są imponujące w zestawieniu ze wskaźnikami nowojorskimi. W tej chwili WIG20 lokuje się wyraźnie poniżej sezonowego szczytu, kiedy to w maju zanotowano 2600 punktów.

Zdaniem niektórych ekspertów, zagraniczny kapitał w tej chwili wstrzymuje się z zakupem polskich akcji przed zaplanowanymi na 5 listopada wyborami prezydenckimi w USA. Globalni inwestorzy w obawie przed rozwojem wydarzeń w Ameryce i na świecie wolą na wszelki wypadek omijać ryzykowne aktywa. Nie można też zapominać, że Polska jest ciągle krajem przyfrontowym. Ewentualne wzmocnienie działań zbrojnych Rosji w Ukrainie i potencjalne zaostrzenie reakcji NATO może skutkować awersją inwestorów do naszego regionu.

Dobre prognozy dla GPW formułują ekonomiści Banku BNP Paribas. Ich zdaniem, PKB w Polsce w tym roku wzrośnie o 3 proc., a w 2025 roku o 3,8 proc. Co więcej, dynamika PKB będzie przyspieszać w kolejnych kwartałach, z korzyścią dla krajowego rynku akcji. "Uważamy, że w horyzoncie najbliższych miesięcy indeks WIG może pozostawać w szerokim trendzie bocznym, a czynniki pozytywne i negatywne mogą się równoważyć. Do tych pierwszych należy relatywnie dobra sytuacja gospodarcza Polski na tle świata. Wsparciem dla giełdy będzie też rozpoczęcie cyklu obniżek stóp procentowych przez RPP w przyszłym roku" - oświadczyli eksperci banku.

Dopóki stopy NBP będą wysokie, to zdaniem analityków BNP Paribas, dobre perspektywy rysują się przed spółkami z sektora finansowego. Z kolei firmy z branży IT oraz ochrony zdrowia mogą korzystać z przyspieszenia inwestycji publicznych związanych z Krajowym Planem Odbudowy. Sektorowi handlowemu powinna sprzyjać wzrastająca konsumpcja i umocnienie złotego. Dwucyfrowa dynamika wynagrodzeń w połączeniu ze spadającą inflacją przełożą się na wzrost dochodów realnych, a co za tym idzie na większe wydatki Polaków.

Jacek Brzeski

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: giełda nowojorska | Wall Street | Warren Buffett
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »