Hossa na Wall Street. W USA stopy procentowe nie wzrosły
Na decyzję amerykańskiego banku centralnego o niepodwyższaniu stóp procentowych giełda w Nowym Jorku odpowiedziała kolejnymi wzrostami i rekordami. Najwyższe wartości wszech czasów osiągnęły wszystkie trzy kluczowe wskaźniki. Dow Jones na zamknięciu wzrósł do 36 157 punktów, S&P500 osiągnął pułap 4 660 punktów, a Nasdaq zamknął sesję na poziomie 15 811 punktów.
Od początku roku wartość S&P500 wzrosła o ponad 20 proc., a Dow Jones o prawie 20 proc. Wielki wpływ na nowojorską hossę mają bardzo dobre rezultaty spółek za trzeci kwartał. Według Refinitiv, około połowa firm z indeksu S&P500 podała wyniki kwartalne, a ponad 80 proc. z nich przekroczyło szacunki analityków z Wall Street.
Akcje Tesli, która w zeszłym tygodniu stała się spółką o wartości biliona dolarów nadal drożeją i przekroczyły niebotyczny poziom 1200 dolarów. Firma Elona Muska w samym tylko październiku zyskała na wartości 50 proc.
W tych dniach wyniki finansowe przedstawił znany ze szczepionek antycovidowych Pfizer. W minionym kwartale miał przychody w wysokości 24,09 miliarda dolarów wobec spodziewanego poziomu 22,56 miliarda. Pfizer podniósł też prognozy przychodów i zysków na koniec 2021 roku.
Lepsze od oczekiwań były także zyski i przychody firmy DuPont. Wcześniej bardzo dobrymi rezultatami pochwaliły się spółki bankowe: JPMorgan, Goldman Sachs i Citigroup oraz giganci technologiczni: Microsoft i Alphabet.
Federalny Komitet ds. Otwartego Rynku (FOMC) po dwudniowych obradach postanowił utrzymać stopy procentowe na poziomie 0-0,25 proc. i ogłosił tapering (ograniczenie) programu luzowania ilościowego (QE) o 15 miliardów dolarów miesięcznie. Były to decyzje zgodnie z oczekiwaniami rynków, a to oznacza, że Wall Street nie miała wczoraj powodu, by nie kontynuować hossy. Bank centralny USA znów stwierdził, że "inflacja jest podwyższona (przekracza 5 proc.), ale w dużej mierze zależna od czynników, co do których oczekuje się, że będą miały charakter przejściowy".
Niemal zerowe stopy obowiązują w Stanach Zjednoczonych od marca 2020 roku i mają być utrzymane aż do poprawienia sytuacji na rynku pracy oraz sprowadzenia dynamiki cen do 2 proc. "Komitet zmierza do osiągnięcia pełnego zatrudnienia i 2-procentowej inflacji w dłuższym terminie. Ponieważ jednak inflacja uparcia kształtowała się poniżej tego długoterminowego celu, Komitet będzie dążył do osiągnięcia inflacji umiarkowanie wyższej niż 2 proc. przez pewien czas, tak aby średnio wyniosła ona 2 proc. w dłuższym okresie" - czytamy w listopadowym komunikacie FOMC.
Rynek spodziewa się pierwszej podwyżki stóp procentowych mniej więcej w połowie przyszłego roku. Na koniec 2023 roku stopa funduszy federalnych miałaby wzrosnąć do 1 proc., a do 1,8 proc. rok później. Jednak jeszcze niedawno prezes Fed Jerome Powell utrzymywał, że podnoszenie stóp zapoczątkowane zostanie dopiero w 2023 roku.
Wczorajszą decyzję o rozpoczęciu taperingu, czyli ograniczania skali skupu aktywów można uznać za pierwszy akt zaostrzenia polityki monetarnej w USA. Jeszcze w tym miesiącu Fed skupi papiery nie za 120, a za 105 miliardów dolarów. Kolejne ograniczenie o 15 miliardów dolarów miesięcznie zapowiedziano na połowę grudnia.
Oznacza to, że w przyszłym miesiącu bank centralny kupi obligacje skarbowe za 60 miliardów dolarów oraz dług hipoteczny za 30 miliardów. FOMC zakłada też, że dalsze redukcje QE "zapewne będą właściwe" także w następnych miesiącach. Szacuje się, że od początku pandemii, czyli przez ostatnie półtora roku, Fed w wyniku "dodruku pieniędzy" wykreował ponad 4,4 biliona dolarów.
Choć amerykańska polityka monetarna nadal jest bardzo luźna, to analitycy Bank of America pozostają ostrożni w ocenie perspektyw rynku akcji. Dostrzegają ryzyko spadków, mimo że z danych gromadzonych od 1936 roku wynika, iż średni wzrost indeksu S&P500 w listopadzie sięgał 1,1 proc., a w grudniu 2,3 proc.
Według ekspertów Credit Suisse, rynek S&P500 powinien wzrosnąć do około 4750 punktów do końca tego roku. Potem możliwa jest większej korekta, która na początku 2022 roku cofnie indeks do 4520 punktów.
Wyjątkowym pesymistą jest Robert Kiyosaki, autor bestsellerów z serii "Bogaty ojciec, Biedny ojciec" Jego zdaniem, Stany Zjednoczone popadają w depresję. Nadejdzie ona, mimo że "prezydent Joe Biden i Fed próbują zapobiec kryzysowi i do tego celu potrzebna jest im inflacja". Kiyosaki podkreśla, że "inflacja zdziera z biednych, a bogatych czyni bogatszymi". Jak twierdzi, trzeba przygotować się na gigantyczny krach i w tym celu kupować złoto, srebro i bitcoiny.
Jednak poprzednia prognoza biznesmena i inwestora w dużym stopniu nie sprawdziła się. Przewidywał, że w październiku giełda w Nowym Jorku załamie się, a ratunkiem będzie bitcoin. Krachu na Wall Street nie było, lepiej wypadły dywagacje na temat kryptowaluty.
"Hurra. Bitcoin wzrósł powyżej 60 tysięcy dolarów. Przyszłość jest świetlana. Świętuj, ale bądź ostrożny. Czekam na cofnięcie, zanim zainwestuję więcej. Kocham bitcoina, ponieważ nie ufam Fedowi, Departamentowi Skarbu ani Wall Street" - pisał na twitterze kilkanaście dni temu Kiyosaki.
Jacek Brzeski
***