Mario Draghi opuszcza pokład

Zarząd lotniska w Modlinie ustami swojej rzeczniczki prasowej poinformował, że od 1 lipca port będzie mógł przyjmować samoloty pasażerskie. W teorii, powinno to zakończyć wielomiesięczną sagę związaną z modlińska inwestycją. Entuzjazmu nie wykazały tanie linie lotnicze, najwięksi klienci spółki, które zapowiedziały, że w najbliższym czasie pozostaną na warszawskim Okęciu. Sprawa pasa startowego, którą zainteresowali się prawnicy, prawie na pewno zostanie rozwiązana na sali sądowej. Inwestorzy, którzy tracą na błędnych decyzjach instytucji publicznych, na podobny luksus liczyć nie mogą.

Zarząd lotniska w Modlinie ustami swojej rzeczniczki prasowej poinformował, że od 1 lipca port będzie mógł przyjmować samoloty pasażerskie. W teorii, powinno to zakończyć wielomiesięczną sagę związaną z modlińska inwestycją. Entuzjazmu nie wykazały tanie linie lotnicze, najwięksi klienci spółki, które zapowiedziały, że w najbliższym czasie pozostaną na warszawskim Okęciu. Sprawa pasa startowego, którą zainteresowali się prawnicy, prawie na pewno zostanie rozwiązana na sali sądowej. Inwestorzy, którzy tracą na błędnych decyzjach instytucji publicznych, na podobny luksus liczyć nie mogą.

Lotnictwo od zawsze rozpalało zmysły i pobudzało wyobraźnię. Jest coś niezwykle romantycznego w wizji podniebnych podróży, pozwalających w ciągu niewiele ponad doby okrążyć glob. Jest w tym też coś niezwykle szalonego. Przemieszczanie się z prędkością nieco mniejszą od prędkości dźwięku, dziesięć kilometrów nad ziemią w niewielkiej metalowej puszce powinno budzić niepokój. Wystarczy jednak, że usłyszymy spokojny głos pilota, informującego nas, że właśnie znajdujemy się nad Sieradzem, temperatura na zewnątrz jest niższa niż -50 stopni, prędkość przekracza 800 km/h, a za chwilę zostaną podane kanapki. Cała sytuacja jest absurdalna. Nikt nie leci do Sieradza, a znalezienie się na skrzydle podczas lotu nie rokuje najlepiej. Jedyne, co nas uspokaja to pilot, pilnujący tego całego bałaganu.

Reklama

Kilka dni media poinformowały, że Międzynarodowy Fundusz Walutowy przyznał się w wewnętrznym raporcie do złamania szeregu swoich zasad udzielając pomocy Grecji. Po pierwsze, udzielił pożyczki krajowi, którego długi są niemożliwe do spłacenia. Jak przekazano, działał pod presją Unii Europejskiej, obawiającej się o jedność unii walutowej w przypadku bankructwa Hellady. Po drugie, Fundusz nie doszacował skutków wprowadzenia programów oszczędnościowych. Z jednej strony bezrobocie przekroczyło 25%, z drugiej - baza depozytowa greckich banków skurczyła się o ponad 30%. Starając się wyprowadzić kraj z kryzysu zadłużenia, upuszczono gospodarce zbyt wiele krwi. Po trzecie w końcu, MFW przyznało, że restrukturyzacja greckiego długu nastąpiła dużo za późno.

Przyznanie się do błędów jest aktem niezwykle szlachetnym. Wyciek jednego z wewnętrznych dokumentów Funduszu, który przedostał się do mediów chluby tej instytucji nie przynosi. Trudno też przypuszczać, by kolejne kraje potrzebujące pożyczki z radością przyjmowały propozycje MFW. Chociaż Christine Lagarde w ostatnim czasie chętnie rozdaje pieniądze, zapomina o tym, co w biznesie najważniejsze.

Zaufanie na rynkach finansowych zdobywa się na dwa sposoby. Pierwszym z nich jest przewidywalność. Partner, którego działania można przewidzieć jest wiarygodny, współpraca z nim uproszczona, a przez to - mniej kosztowna. Drugim jest natomiast konsekwencja. Liczymy, że w dwóch zbliżonych sytuacjach nasz kontrahent zachowa się podobnie. Jeżeli ktoś nie dotrzyma warunków dyktowanych przez rynek, po prostu z niego wypada. Każdy z jego uczestników wie, że zaufanie jest jednym z najcenniejszych aktywów. Instytucje zajmujące się rynkiem często o tym zapominają. Linie lotnicze nie przestrzegające przepisów prawa, tracą koncesję. MFW trwa. Pilot nie wypełniający swoich obowiązków, żegna się z pracą. Błąd unijnych ministrów finansów oznacza dla nich zakończenie politycznej kariery i skok w biznes. Bank poddany audytowi i nie posiadający odpowiedniej bazy depozytowej jest sprzedawany za bezcen lub dokonuje się jego nacjonalizacji. Nikt nie sprzedaje ani nacjonalizuje Mario Draghiego. Zasady rynkowe muszą obejmować wszystkich jego uczestników. Szukając granicy pomiędzy polityczną niezależnością, trwałością instytucji oraz ich zdolnością do działania, skierowano się w stronę skostniałych procedur, spóźnionych działań i krzyków decydentów, którzy każdą krytykę odbierają jako zamach na niezależność instytucji, przez nich reprezentowanych. Budowanie wiarygodności instytucji stojących na straży obrotu gospodarczego odbywa się według praw rynkowych. Nie ma żadnego powodu, by te pierwsze znajdowały się ponad nimi.

dr Maciej Jędrzejak

Saxo Bank
Dowiedz się więcej na temat: Saxo Bank | Mario Draghi | Maria
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »