Naftowy zawrót głowy
Na światowych giełdach ceny ropy naftowej błyskawicznie pną się w górę. W Nowym Jorku i w Singapurze baryłka tego surowca kosztuje już niemal 47 dolarów. Eksperci twierdzą, że wkrótce pęknie kolejna psychologiczna bariera i za baryłkę trzeba będzie zapłacić 50 dolarów.
Powodem ciągłych wzrostów cen jest niejasna sytuacja w państwach eksportujących ropę naftową.
W Wenezueli z powodu bardzo wysokiej frekwencji i kłopotów technicznych nie rozstrzygnięto jeszcze referendum na temat prezydentury Huga Chaveza. Z tego kraju pochodzi jedna szósta paliwa zużywanego w Stanach Zjednoczonych. Referendum w sprawie prezydentury już dawno miało się zakończyć, ale z powodu wielkiej liczby chętnych oraz usterek w elektronicznym systemie głosowania, przedłużono je o kilka godzin.
Zdaniem Alego Rodrigueza, przewodniczącego wenezuelskiego państwowego koncernu wydobywającego ropę, jeśli Chavez wygra plebiscyt, na co wszystko wskazuje, sytuacja się uspokoi.
Znacznie gorzej stanie się w przypadku, kiedy Chavez będzie musiał odejść i w kraju nastanie próżnia polityczna.
Na cenę ropy wpływ ma również niepewna sytuacja w Iraku, gdzie trwa powstanie szyitów, a eksport surowca spadł o połowę.
Z kolei w Rosji władze zastanawiają się, co zrobić z koncernem Jukos - ponownie upaństwowić, doprowadzić do bankructwa, czy rozbić na mniejsze i łatwiejsze do kontroli spółki.