Nie bójmy się chińskich inwestycji
Fernando Salazar Palma, wiceprezes hiszpańskiej agencji inwestycji zagranicznych ICEX, przekonuje polski biznes, że warto inwestować w Hiszpanii, bo kraj wychodzi już z kłopotów. Hiszpańskie firmy po okresie turbulencji też znów pytają o możliwości pojawienia się nad Wisłą. - Musimy się jednak przyzwyczaić do tego, że oś gospodarcza świata przesuwa się ku Azji - mówi Fernando Salazar Palma.
Obserwator Finansowy: Jak według pana zmienia się rynek bezpośrednich inwestycji zagranicznych? Jakie trendy dziś dominują na świecie?
Fernando Salazar Palma: - Jeden z pracujących dla nas konsultantów przygotował nam ostatnio mapę świata - mapę "kiedyś i dziś". Na mapie "kiedyś" Europa była w centrum, natomiast na mapie "dziś" - Azja. Europa znalazła się na skraju. Musimy się przyzwyczaić do tego, że świat się zmienia. Przez pewien czas centrum świata znajdowało się w basenie Morza Śródziemnego, później nad Atlantykiem - najpierw po europejskiej stronie, w Hiszpanii, Portugalii, Francji, Wielkiej Brytanii, a po II wojnie światowej w Stanach Zjednoczonych. Teraz widzimy, jak oś gospodarcza świata przesuwa się przez Pacyfik ku Azji. Tak to będzie wyglądać, taka jest tendencja.
Co to oznacza dla inwestycji? Należy się cieszyć, że Chińczycy inwestują na całym świecie?
- Żyjemy w konkurencyjnym świecie, w którym dominują nowoczesne technologie. W świecie, w którym można żyć w Chinach i prawie nie zauważać, że jest się w Chinach, bo dostęp do reszty świata jest otwarty. Normalną rzeczą jest więc to, że przychodzą do nas inwestycje z krajów wschodzących i jest ich coraz więcej. W czasach stagnacji gospodarczej (choć nie jest tak akurat w przypadku Polski) te inwestycje postrzegamy bardzo pozytywnie i uważamy, że są niezbędne.
To nie oznacza, że za chwilę wszystko będzie produkowane albo w Chinach, albo gdzie indziej na świecie, ale i tak przez Chińczyków?
- Nie możemy bać się konkurencji. Hiszpania otworzyła się bardzo w ostatnich 30 latach. Każdy wielki skok początkowo wzbudzał w nas lęk. Ale okazało się, że potrafiliśmy wzmocnić własną konkurencyjność. Napływ inwestycji z krajów wschodzących jest dziś silniejszy, co powoduje obawy opinii publicznej. Ale nie powinniśmy się bać, bo na tych inwestycjach możemy skorzystać - jeśli tylko będziemy odpowiednio przygotowani i wystarczająco dynamiczni, by traktować je jako okazję.
Hiszpania przyciąga wiele dużych inwestycji motoryzacyjnych. Tylko w ubiegłym roku - jak wynika z raportu E&Y - trzy takie projekty stworzyły 70 proc. wszystkich nowych miejsc pracy w Hiszpanii (łącznie w 2010 r. było ich 7,7 tys.). Polska tez ma pewne sukcesy w tej branży, ale wiele dużych projektów uciekło do Słowacji, Czech czy na Węgry. Czym przekonujecie takich inwestorów?
- W branży samochodowej występuje bardzo ciekawe zjawisko: żadna marka nie konkuruje z inną marką produkowaną w tym samym kraju, ale konkuruje z fabrykami tej samej marki w innych krajach. Sytuacja Hiszpanii jest bardzo specyficzna. Nie mamy już żadnej marki hiszpańskiej, bo Seat jest częścią grupy VW i Audi, ale jesteśmy liczącym się na świecie - ósmym - producentem samochodów. Mamy świetną infrastrukturę, wyszkolonych pracowników, odpowiednie ramy prawne są również bardzo korzystne. Związki zawodowe zachowywały się bardzo odpowiedzialnie. Dzięki temu udało się przyciągnąć i zatrzymać międzynarodowe koncerny.
Jak hiszpańskie firmy oceniają Polskę pod kątem możliwości inwestowania u nas? Jakie sektory je interesują?
- Polska jest 12. krajem pod względem wielkości nakładów bezpośrednich inwestycji zagranicznych z naszego kraju. Jesteście też na 9. miejscu na świecie pod względem liczby zapytań od naszych klientów. To dobra pozycja. Cztery główne nowe obszary zainteresowania firm z Hiszpanii w Polsce, to gospodarka odpadami, energia odnawialna, infrastruktura i koleje. Dotąd hiszpańskie firmy zainwestowały w Polsce 4,3 mld euro, głównie w energię odnawialną, budownictwo, infrastrukturę, bankowość i finanse, przemysł. To prawie 40-milionowy rynek, który ma godne pozazdroszczenia położenie geograficzne, doskonale wykwalifikowanych ludzi i coraz nowocześniejszą infrastrukturę. Ma też ramy prawne zintegrowane z UE, co sprawia, że jest to rynek otwarty, łatwy i bezpieczny, a inwestorzy zagraniczni napotykają tu bardzo niewiele problemów, czego nie można powiedzieć o wielu innych rynkach. Hiszpania i Polska są ważnymi dla siebie partnerami gospodarczymi. Nasza wymiana handlowa sięga 5,8 mld euro. W ubiegłym roku eksport z Hiszpanii do Polski wzrósł o 14,6 proc. Tylko eksport warzyw i owoców wyniósł 450 mln euro.
Czy pieniądze płyną też w drugą stronę, z Polski do Hiszpanii? Jak wynika z najnowszego raportu Ernst & Young - Hiszpania jest na 5. miejscu w Europie pod względem liczby ściągniętych projektów inwestycyjnych, przed Polską, która jest 7.
- Polscy inwestorzy zaczynają powoli inwestować w Hiszpanii, były pierwsze poważne projekty, ale dane dotyczące poszczególnych firm są poufne. Tak jak Polska, jesteśmy dużym rynkiem, mamy 45 mln mieszkańców. Choć teraz przeżywamy trudny okres, to powoli przezwyciężamy te trudności. Mamy potencjał i dostęp do innych rynków: Afryki Północnej i Ameryki Łacińskiej. Podpisaliśmy z Polską Agencją Informacji i Inwestycji Zagranicznych porozumienie o współpracy, odbyło się pierwsze robocze spotkanie. Będziemy się wspierać w pracy z przedsiębiorcami. ICEX się zmienia, co też pomoże. Dotychczas działaliśmy jako jednostka administracji publicznej, a wkrótce staniemy się jednostką komercyjną. Nie będziemy mieć sztywnego budżetu publicznego, będziemy mogli korzystać ze sponsoringu prywatnego. Będziemy też mogli udzielać kredytów, a to bardzo ważne dla małych hiszpańskich firm, dla których brak finansowania jest główną przeszkodą rozwoju.
Rozmawiała Małgorzata Grzegorczyk
Autorka jest dziennikarką "Pulsu Biznesu"