Niskie stopy, tani dolar, piekła nie ma

Hossa trwająca na światowych rynkach od 9 lutego ubiegłego roku, czyli już ponad rok, ma się dobrze. Wywindowała ona giełdowe indeksy i notowania surowców do poziomów, o których się nikomu rok temu nie śniło. I wszystko wskazuje na to, że nic złego jej nie grozi. Przede wszystkim zaś sugeruje to ulubiony refren wszystkich byków: "stopy procentowe pozostaną na niskim poziomie przez dłuższy czas". Można zaryzykować tezę, że jej żywot jest całkiem bezpieczny, przynajmniej do października. Nakręcił ją bowiem swymi niskimi stopami Fed i to właśnie Fed ją zgasi. Dopóki będziemy słyszeć tę samą śpiewkę, możemy spać spokojnie.

 Hossa trwająca na światowych rynkach od 9 lutego ubiegłego roku, czyli już ponad rok, ma się dobrze. Wywindowała ona giełdowe indeksy i notowania surowców do poziomów, o których się nikomu rok temu nie śniło. I wszystko wskazuje na to, że nic złego jej nie grozi. Przede wszystkim zaś sugeruje to ulubiony refren wszystkich byków: "stopy procentowe pozostaną na niskim poziomie przez dłuższy czas". Można zaryzykować tezę, że jej żywot jest całkiem bezpieczny, przynajmniej do października. Nakręcił ją bowiem swymi niskimi stopami Fed i to właśnie Fed ją zgasi. Dopóki będziemy słyszeć tę samą śpiewkę, możemy spać spokojnie.

Trochę krzywdy hossie może zrobić wycofywanie się z gigantycznych programów pomocowych. Ale to wcale nie jest pewne. Nastroje mogą psuć co jakiś czas nerwowe decyzje Chin, Indii i innych dziwnych krajów, w których potrzeba chłodzenia gospodarki i wypuszczania powietrza ze spekulacyjnych baniek jest widoczna już dziś, a nie "za dłuższy czas". To wszystko może powodować, że hossa wcale nie będzie tak okazała, jak to miało miejsce od marca ubiegłego do stycznia tego roku. I że będzie przebiegać w spokojnej atmosferze, w której największa korekta spadkowa sięgała ledwie 9 proc. Ale trochę emocji wszystkim się należy. Być może nawet będziemy mieć "jazdę od bandy, do bandy", czyli od posiedzenia Fed, do posiedzenia Fed. Gdy refren będzie brzmiał głośno i wyraźnie, ceny będą rosły. Gdy zacznie się tęsknota za jego powtórzeniem, rynki będą coraz słabsze.

Reklama

Wczorajsza decyzja komitetu otwartego rynku Fed i powtórka wierszyka o stopach i czasie nie spowodowała euforii na Wall Street. Nie wzruszyła też szczególnie rynku walutowego. Oczywiście dolar się osłabił, a euro prawdopodobnie będzie teraz miało przewagę i być może znów odzyska nieco siły. Najsilniejsza była natomiast reakcja na rynkach surowców. Notowania ropy naftowej gatunku Brent skoczyły w górę o 2,6 proc., kontrakty terminowe na miedź zwyżkowały o 1,6 proc. Złoto zdrożało o prawie 1,5 proc. Pallad zdrożał o prawie 2 proc., a srebro o 1,7 proc. Tylko biedna platyna zyskała zaledwie 0,8 proc. Być może notowania surowców zareagowały trochę "na zapas", oczekując, że amerykańska waluta osłabnie znacznie mocniej i na dłużej. Rosnące ceny surowców pomogą we wzrostach rynkom akcji. Słaba gospodarka, dla ratowania której stopy będą niskie "przez dłuższy czas" pozostaje trochę w cieniu. Ale surowce idą w górę, jakby się mocno rozwijała, potrzebując coraz więcej ropy, miedzi, złota, gotowa płacić za nie każdą cenę. A ceny akcji rosną, jakby spółki zwielokrotniały zyski, sprowadzając wyceny swych papierów do rozsądnych poziomów.

Ceny rosną "na niskich stopach", globalna gospodarka wciąż ledwie się gramoli, poza chińską i polską oraz kilkoma innymi. Najbardziej ociąga się amerykańska, bo przecież gdyby tak nie było, stopy pewnie już zaczęłyby straszyć . Te 5,9 proc. wzrostu PKB w czwartym kwartale ubiegłego roku to tylko jakiś chwilowy wybryk, w którego trwałość nie wierzy nawet Fed.

Niskie stopy, tani dolar - ceny rosną na tym sztucznym nawozie. Podlewają je banki, którym prezydent Obama zapomniał przykręcić śrubę i fundusze hedgingowe, które przed nałożeniem na nie regulacji tak dzielnie ostatnio broni brytyjski rząd. Spekulacja ma się dobrze, w przeciwieństwie do gospodarki i ma przed sobą świetlaną przyszłość. Pora więc wreszcie wprowadzić podatek Tobina. Pieniążki przydadzą się bardzo na programy pomocowe, które trzeba będzie uruchomić po kolejnym załamaniu. Wtedy nawet Fed może nie zdążyć z ich drukowaniem.

Roman Przasnyski

Główny Analityk Gold Finance Powyższy tekst jest wyrazem osobistych opinii i poglądów autora i nie powinien być traktowany jako rekomendacja do podejmowania jakichkolwiek decyzji związanych z opisywaną tematyką. Jakiekolwiek decyzje podjęte na podstawie powyższego tekstu podejmowane są na własną odpowiedzialność.

Goldfinance
Dowiedz się więcej na temat: notowania | Fed | hossa | tani
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »