Ograniczone możliwości banków centralnych

Banki centralne na świecie w dalszym ciągu różnią się swoją polityką. O ile na przykład indyjskie władze monetarne podniosły stopy procentowe 13 raz w trwającym od początku 2010 r. cyklu, to kanadyjski, czy też węgierski bank centralny pozostawiły koszt pieniądza na niezmienionym poziomie.

Banki centralne na świecie w dalszym ciągu różnią się swoją polityką. O ile na przykład  indyjskie władze monetarne podniosły stopy procentowe 13 raz w  trwającym od początku 2010 r. cyklu, to kanadyjski, czy też węgierski bank centralny pozostawiły koszt pieniądza na niezmienionym poziomie.

Wcześniej cięcie kosztu pieniądza nastąpiło w Brazylii oraz Rosji. Brakuje więc jednoznaczności w tym względzie, co w kontekście postępującego spowolnienia gospodarczego na świecie, jest wymowne. Zazwyczaj w okresie silnego hamowania koniunktury gospodarczej banki centralne solidarnie działały, a teraz tego nie ma. Można na to patrzeć z dwóch punktów widzenia.

Brakuje takiej potrzeby, albo możliwości. Sądząc po oznakach spowolnienia łagodzenie polityki pieniężnej przydałoby się, więc potrzeba jest. Nie ma jednak możliwości, bo w rozwiniętych gospodarkach koszt pieniądza jest rekordowo niski, a w krajach rozwijających się wciąż bolączką pozostaje inflacja. Gospodarkom państw rozwiniętych pozostają więc jedynie rozważania nad ilościowym luzowaniem polityki, a na emerging markets trzeba czekać na spadek presji cenowej. Gdyby już teraz władze monetarne działały bardziej zdecydowanie, mielibyśmy sygnał, że dłużej nie można czekać. To oznaczałoby, że kondycja gospodarek naprawdę jest słaba.

Reklama

Fatalnie wypadły październikowe nastroje konsumentów w USA. Okazały się najsłabsze od marca 2009 r. Potwierdza się więc, że spowolnienie stopniowo "przedostaje" się do konsumpcyjnej sfery gospodarek, choć nie wszystkich.

***

Niejednorodna polityka banków centralnych w odpowiedzi na spowolnienie gospodarcze pokazuje, jak ograniczone mają one pole manewru

Ceny domów w USA spadły od szczytu z 2006 r. już o 31%

Rynki nieruchomości

Opublikowany wczoraj indeks S&P/Case Shiller, uznawany za najbardziej wiarygodny domów w USA, rozczarował. W sierpniu obniżył się o 3,8% w skali roku wobec zrewidowanego do 4,2% spadku w lipcu. Od szczytu z 2006 r. ceny są już o 31% niższe. Wszystko wskazuje na to, że będą szły dalej w dół, także w 2012 r. Jedynie w dwóch miastach, w Waszyngtonie oraz Detroit, wystąpił wzrost cen w ujęciu rocznym. Najgorzej sytuacja wygląda w Minneapolis, gdzie zniżka sięgała 8,5%. Nowe dołki cenowe zanotowano w Las Vegas.

Pojawiają się już pierwsze prognozy dotyczące kondycji rynków nieruchomości w 2012 r. Knight Frank zapowiada 5-proc. spadek cen mieszkań w Wielkiej Brytanii. Co więcej specjaliści z tej instytucji nie spodziewają się powrotu zwyżek aż do 2014 r. Wtedy ceny mają pójść w górę o 1%. Na przyszłorocznej koniunkturze ważyć będą te same czynniki, które dają o sobie znać w ostatnich miesiącach ― rosnące bezrobocie oraz niski wzrost realnych płac.

Zespół analiz Home Broker

Home Broker
Dowiedz się więcej na temat: giełdy | banki centralne | bańki
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »