Ostrołęka na gaz, czyli węgiel w odwrocie
Ostrołęka C nie będzie elektrownią węglową za czym opowiadał się były minister energii Krzysztof Tchórzewski. Orlen zaoferował, że zaangażuje się w budowę pod warunkiem, że paliwem będzie gaz. Przepadł 1 mld zł, na szczęście udało się nie wydać pozostałych 5 mld zł. Inwestycje węglowe w dzisiejszej rzeczywistości się nie bronią. Nie wpisują się w politykę klimatyczną Unii Europejskiej, są droższe, a dodatkowo banki nie chcą ich finansować.
Historia elektrowni w Ostrołęce sięga lat 50. W 1956 roku oddano do użytku Elektrociepłownię Ostrołęka A. W kolejnych latach podjęto decyzję o jej rozbudowie. Jednak wzrost zapotrzebowania na energię w północno-wschodniej Polsce był na tyle duży, że konieczne było postawienie nowego zakładu, Elektrowni Ostrołęka B. Była ona gotowa w 1972 roku.
Projekt Ostrołęka C zakładał budowę bloku energetycznego na węgiel kamienny o mocy około 1000 MW zlokalizowanego na terenach położonych na pograniczu gminy Rzekuń i miasta Ostrołęki. To miał być ostatni blok opalany węglem. Inwestycję miały realizować Energa i Enea. Ich udział w projekcie wynosił po 50 proc. Spółki zawarły umowę inwestycyjną w tej sprawie w grudniu 2017 roku. Głównym wykonawcą został amerykański General Electric. Prace budowlane ruszyły jesienią 2018 roku. Otwarcie planowano na 2024 rok.
Zwolennikiem budowy elektrowni był Krzysztof Tchórzewski, były minister energii. Wielu ekspertów wskazywało od razu, że w dzisiejszych warunkach inwestycja jest nieopłacalna, nie wpisuje się też w politykę klimatyczną Unii Europejskiej.
Całość miała kosztować ok. 6 mld zł. Trudno było jednak pozyskać finansowanie rynkowe na ten projekt. Nic dziwnego, kolejne instytucje finansowe ogłaszają rozbrat z brudną energią. Ogłaszają, że nie będą finansować projektów węglowych, czy firm związanych z węglem.
Do tego doszła zapowiedź kupna Energi przez PKN Orlen w grudniu zeszłego roku. Wszystko to sprawiło, że w połowie lutego inwestorzy zawiesili finasowanie inwestycji. Prace przy projekcie wstrzymano.
Od długiego czasu wyczekiwano na decyzję Orlenu, czy będzie chciał kontynuować budowę jednostki opalanej węglem. Nie było ani jednej konferencji, na której nie padłoby to pytanie. Płocki koncern sygnalizował, że strategia spółki opera się na rozwoju OZE i aktywów opartych na gazie ziemnym, wciąż nie ogłaszał jednak ostatecznej decyzji w tej sprawie. Pytania o Ostrołękę wróciły ze wzmożoną siłą po sfinalizowaniu przejęcia Energi 30 kwietnia tego roku.
Ostatecznie we wtorek 19 maja Orlen oficjalnie już ogłosił, że stawia na rozwój aktywów energetycznych w kierunku źródeł nisko i zeroemisyjnych i zapowiedział, że zaangażuje się w budowę elektrowni Ostrołęka pod warunkiem, że będzie ona oparta na technologii gazowej. - Widzimy duży potencjał dla budowy nowych źródeł energii w Polsce, które wzmocnią bezpieczeństwo energetyczne kraju i regionu. Nie możemy jednak działać w oderwaniu od trendów rynkowych i polityki regulacyjnej Unii Europejskiej - argumentował Daniel Obajtek, prezes Orlenu.
Podkreślał, że realizowane przez koncern projekty muszą mieć mocne uzasadnienie biznesowe i wzmacniać konkurencyjność firmy. Finalną decyzję Orlenu w tym obszarze poprzedzą rozmowy z Eneą i Energą, właścicielami projektu. Mają one dotyczyć technologii, sposobu finansowania oraz harmonogramu.
Inwestycja pochłonęła już ok. miliarda złotych. Po ogłoszeniu decyzji Orlenu Enea i Energa poinformowały, że spółka Elektrownia Ostrołęka realizująca inwestycję dokonała odpisów w wysokości ponad 1 mld zł.
W efekcie również inwestorzy dokonają odpisów w swoich sprawozdaniach. Energa szacuje ich wpływ na skonsolidowany wynik netto za 2019 r. na poziomie minus 443 mln zł, a na jednostkowy na poziomie minus 453 mln zł. W przypadku Enei ma to być ok. 435,2 mln zł w sprawozdaniu skonsolidowanym i 455,3 mln zł w jednostkowym, przy czym Enea dodatkowo odpisze pożyczki udzielone Elektrowni Ostrołęka w kwocie ok. 66 mln zł.
Odpisy mają charakter niegotówkowy. Są to rezerwy utworzone w sprawozdaniach finansowych. W efekcie powodują one obniżenie wartości nietrafionej inwestycji w księgach do poziomu zerowego.
Orlen argumentuje, że obecnie emisyjność jednostek wytwórczych opartych o gaz ziemny jest ponad dwukrotnie niższa w porównaniu do funkcjonujących bloków węglowych. Dodatkowo przy uwzględnieniu obecnych i prognozowanych cen gazu, emisji i węgla, technologia oparta o gaz ziemny pozwala wytwarzać energię taniej niż rozwiązania bazujące na węglu kamiennym.
- Dodatkowo na rzecz rozwiązania gazowego przemawiają niższe koszty kapitałowe oraz większa elastyczność bloków gazowych, umożliwiająca bilansowanie energii ze źródeł odnawialnych. To powoduje, iż jednostkowy koszt wytwarzania energii elektrycznej jest wyraźnie niższy dla bloku parowo-gazowego niż węglowego - zapewnia spółka.
Premier Mateusz Morawiecki podkreślał w expose z listopada 2019 r., że Polska nie odwróci się od węgla z dnia na dzień. Tradycyjna energetyka będzie jeszcze jakiś czas oparciem krajowego systemu, tym bardziej, że spółki poczyniły w tym obszarze sporo inwestycji. Jednak kierunek na przyszłość jest jasny - firmy idą w kierunku czystej energii. A decyzja Orlenu to przysłowiowa kropka nad "i".
Monika Borkowska