Prognozy: Czeka nas Wielki Reset?
Rynki finansowe znajdują się obecnie w bardzo newralgicznym położeniu. Z jednej strony kryzys energetyczny z drugiej wysoka inflacja wywierająca presją na banki centralne światowe, które odczuwają potężne napięcia. Czy świat międzynarodowych finansów stoi przed Wielkim Resetem? W rozmowie Interii komentuje szef ds. strategii rynków Peter Granry z Saxo Banku.
- Czy czeka nas powtórka z kryzysu z lat70.?
- Wojna z inflacją i decyzje banków centralnych przyniosą załamanie na rynkach?
- Czy świat zmierza do Wielkiego Resetu?
- "W 2030 r. nie będziesz nic posiadał nic?"
Czy zbliżający się kryzys energetyczny i gazowy wpłynie na gospodarkę europejską podobnie negatywnie, jak kryzys z lat 70.?
- Bardzo łatwo jest powiedzieć: "Europa chce się uniezależnić od Rosji z powodu wojny w Ukrainie i właśnie dlatego mamy obecne kłopoty". Jest to tylko część problemu, ale możliwego do rozwiązania. Uważam, że Europa może realnie poradzić sobie bez Rosji, wymaga to jednak znalezienia nowych partnerów handlowych w Afryce, na potrzeby dostaw energii i innych zasobów, takich jak metale.
Dlaczego zatem mamy obecny kryzys?
- Cofnijmy się do 2015 roku, kiedy nastąpiło wielkie załamanie na rynku ropy po tym, jak Arabia Saudyjska uświadomiła sobie, że amerykańska ropa z łupków zalała rynek i ceny mocno spadły a inwestycje całkowicie zanikły. Jednocześnie od 2015 r. wielkie sukcesy święcił sektor technologiczny - wzrostowe akcje spółek technologicznych odnotowywały wyjątkowo dobre wyniki. Najwyższe zwroty w tym cyklu dotyczyły indeksu NASDAQ500. Równocześnie miało miejsce załamanie cen ropy. Trzecim trendem był obszar ESG - dotyczący kwestii środowiskowych, społecznych i zarządczych. A zatem ze względu na niskie ceny energii (ropy, gazu, węgla) nikt nie chciał inwestować w ten sektor. Większość inwestorów skupiała się wówczas na inwestowaniu w technologię, zamiast w świat fizyczny. Zapomnieliśmy o inwestowaniu w podstawową infrastrukturę, taką jak ropa, gaz, węgiel, szeroko rozumianą energię, a także żywność. Przez te 7 lat inwestowano bardzo niskie poziomy kapitału, a banki - ze względu na ESG - nie były skłonne do finansowania tej branży. A zatem mamy obecnie problem, ponieważ jesteśmy poważnie ograniczeni pod względem elastyczności po stronie podażowej naszej gospodarki.
- Następnie wybuchła pandemia i rządy na całym świecie założyły, że potrzebują co najmniej 4 lat na opracowanie szczepionki, a więc że należy się przygotować na około 3 lata niekorzystnej koniunktury. Wdrożyły więc bodźce polityki pieniężnej i fiskalnej na niewiarygodną skalę, dorównującą środkom uruchomionym po zakończeniu II wojny światowej, kiedy w Europie i Japonii rozpoczęła się odbudowa. Jednak już po 10 miesiącach naukowcy poinformowali o opracowaniu szczepionki i nagle byliśmy w stanie ponownie otworzyć gospodarkę. Innymi słowy, zaprojektowaliśmy skalę bodźców pod kątem sytuacji, co do której założyliśmy, że będzie trwać 3-4 lata, a która w rzeczywistości trwała 10 miesięcy. Wróciliśmy do pracy, a gospodarka wrzała, ponieważ włożyliśmy w nią tyle pieniędzy. Równocześnie nasza strona podażowa była w złym stanie. To właśnie spowodowało obecny olbrzymi kryzys energetyczny. Owszem, skutki w Europie będą te same, jednak nie sądzę, aby było aż tak źle, jak w latach 70., ponieważ w tamtym czasie rynki energetyczne nie miały tak bardzo globalnego charakteru, a Europa była biedniejsza niż dziś. Wydajemy zatem na energię mniej niż w latach 70. Obecnie większość rodzin prawdopodobnie zmniejszy ogrzewanie np. z 23 do 19 stopni - będzie nam trochę zimniej, trzeba będzie cieplej się ubrać, ale powinno być dobrze.
- Jednak większy kryzys, jaki mamy w Europie z powodu energii, dotyczy kosztów życia. Szacuje się, że w 2020 r. przeznaczyliśmy około 6,5 proc. PKB na energię pierwotną - ogrzewanie, prąd, transport itp. W tym roku szacuje się, że wydamy od 13 do 14 proc., czyli w ciągu jednego roku efektywnie opodatkowaliśmy konsumenta na poziomie 7 proc. PKB. To są pieniądze, które pochodzą z naszych portfeli i których nie możemy wydać na inne rzeczy - ponieważ musimy je wydać na ogrzewanie i energię elektryczną. A zatem tak, przypomina to sytuację z lat 70. i ze względu na stronę podaży rozwiązanie tego problemu podobnie jak wtedy będzie czasochłonne. Nadchodząca zima może być najgorsza, jednak z każdym następnym rokiem sytuacja powinna się poprawiać.
Czy podwyżki stóp procentowych przez Fed i EBC pociągną rynki w dół i doprowadzą do ich załamania? Które rynki ucierpią najbardziej?
- Moim zdaniem na rynkach akcji nastąpi stopniowa korekta w dół, w miarę zaostrzania się warunków finansowych i wzrostu stóp procentowych. EBC, a w szczególności Fed, chcą mieć absolutną pewność, że inflacja znalazła się pod kontrolą. Ich celem - przede wszystkim Loretty Mester z FOMC - jest trwale niska inflacja w ujęciu miesiąc do miesiąca; konsensus na rynku zakłada, że chodzi o sześciomiesięczną średnią, potrzeba zatem 6 odczytów danych wskazujących na niską inflację. Nie da się tego uzyskać przed latem przyszłego roku. A zatem przez następne 9-10 miesięcy na rynku nadal będą działać negatywne czynniki związane z rosnącymi stopami procentowymi, które przełożą się m.in. na ceny nieruchomości mieszkaniowych. Nie przewiduję więc załamania, a raczej stopniową przecenę akcji.
Wielu analityków prognozuje, że świat nieuchronnie zmierza do Wielkiego Resetu. Czy jest Pan zwolennikiem tej teorii, czy też jest to straszenie naiwnych (Wielki Reset w sensie większej ingerencji państwa, wyższych podatków, mniejszej swobody gospodarczej i większej inwigilacji obywateli)?
- W tym momencie widzimy, że rządy na całym świecie przejmują większą kontrolę nad sytuacją z powodu kryzysu, w Europie np. poprzez nałożenie limitów cenowych na energię elektryczną, dotacje do ogrzewania, potencjalną nacjonalizacja przedsiębiorstw użyteczności publicznej (np. w Finlandii i w Niemczech). Wielki reset jest zatem drobiazgiem w kontekście ogólnym. Najważniejszym tematem na następne 10, 20, 30 lat jest deglobalizacja i transformacja w kierunku dwubiegunowego świata.
- Odkąd Chiny otworzyły się na świat po śmierci Mao rozpoczęła się trwająca mniej więcej 40 lat epoka globalizacji. Chiny zostały przyjęte do Światowej Organizacji Handlu w 2001 r., Unia Europejska otworzyła swój rynek itd. Przez 40 lat strona podażowa gospodarki rosła - więcej ludzi wkraczało na rynek pracy, więcej kapitału przepływało po świecie, Chiny stały się ogólnoświatową fabryką, wiele bogatych krajów przenosiło swoją produkcję do Chin. Wszyscy byli zadowoleni, a Rosja dostarczała tanią energię na potrzeby europejskiego przemysłu. My budowaliśmy zaawansowane komponenty, wysyłaliśmy je do Chin, a Chiny budowały z nich dobra konsumpcyjne, co utrzymywało inflację na niskim poziomie. Stopy procentowe poszły w dół, nieruchomości poszły w górę, akcje drożały, wszyscy byli zadowoleni.
Jednak - jak w każdym małżeństwie - zwykle prędzej czy później pojawia się kwestia, w odniesieniu do której strony nie można dojść do porozumienia i dziś znajdujemy się właśnie w tym punkcie. Jest już jasne, że Chiny i Rosja chcą stworzyć inny system niż ten stworzony przez Stany Zjednoczone. Od czasu II wojny światowej Stany Zjednoczone i Europa, utworzyły międzynarodowy ład skoncentrowany wokół ONZ, WTO - międzynarodowe zasady gry regulujące wzajemne relacje. Obecnie stało się jasne, że Chiny i Rosja chcą w przyszłości konkurować ze Stanami Zjednoczonymi w inny sposób. Jedną z oznak tego zjawiska jest wywołana przez Rosję wojna w Ukrainie, podobnie jak plany Chin dotyczące Tajwanu. Ponadto o konflikcie pomiędzy Europą i Stanami Zjednoczonymi a tą częścią świata coraz więcej mówi się w krajach azjatyckich i to jest w istocie kluczowa sprawa.
Stany Zjednoczone przyjęły niedawno ustawę o mikroprocesorach. Waszyngton doszedł do wniosku, że Chiny zamierzają zająć Tajwan. Większość półprzewodników i pamięci wykorzystywanych w nowoczesnych urządzeniach produkowana jest w Korei Południowej oraz - co ważniejsze - właśnie w Tajwanie. Od tej niewielkiej wyspy na Morzu Południowochińskim zależy całe współczesne życie Europy i Stanów Zjednoczonych. I jest to zbyt ryzykowne rozwiązanie.
- Przekonaliśmy się o tym podczas pandemii. Kiedy optymalizujemy globalne łańcuchy dostaw, narażamy się na ryzyko. Jeżeli na miejscu Europy decydujemy się importować 40 proc. gazu z Rosji, narażamy się na ryzyko. Kiedy relacje są poprawne i panuje globalizacja, można budować głębokie i złożone globalne łańcuchy dostaw i wszyscy są zadowoleni. Obecnie jednak mamy konflikt. Amerykańska ustawa ma na celu odbudowę amerykańskiej i europejskiej branży półprzewodników w ciągu 5 lat. To największa przemysłowa inicjatywa polityczna od czasu II wojny światowej i wpisuje się ona w proces deglobalizacji. Niektóre przedsiębiorstwa europejskie zaczęły już przenosić produkcję z Chin do Wietnamu, Indonezji, Indii, a nawet z powrotem do Europy. Wielki Reset wpisuje się zatem w ten proces, ponieważ dotyczy przejęcia kontroli przez rządy i myślę, że on nastąpi. Moim zdaniem świat zasadniczo podzieli się na dwie części, podobnie jak w okresie zimnej wojny. Będziemy mieli system Rosja/Chiny, a kraje na całym świecie będą mogły zadecydować, czy chcą być jego częścią, czy też częścią systemu Europa/Stany Zjednoczone. Wynika to z faktu, iż odzwierciedlają one dwa różne zestawy wartości.
- Można zadać sobie pytanie, gdzie w tym wszystkim będą Indie. Prowadzą one krótkoterminową realną politykę - wywierają olbrzymią presję na konsumentów w kontekście żywności i energii i muszą ten problem rozwiązać. Mają świadomość tego, że są nadal stosunkowo niewielką gospodarką, nie stanowią zagrożenia dla Europy ani Stanów Zjednoczonych, mogą zatem zawierać ciche umowy z Rosją i importować energię. A świat komentuje to w stylu: "to nie jest fajne, ale skoro nie macie aż tak wielkiego znaczenia, pozwalamy wam to robić".
Prawdziwym problemem jest jednak Rosja i Chiny, przynajmniej z perspektywy amerykańskiej i europejskiej.
- Uważam, że w perspektywie średnio- i długoterminowej Indie nie mogą być w sojuszu z Rosją i Chinami, ponieważ w miarę, jak Chiny zaczną się urbanizować i piąć w górę po drabinie bogactwa, będą konsumować coraz więcej zasobów. A Indie będą z Chinami o te zasoby konkurować. W ujęciu historycznym, w ciągu ostatnich 500-600 lat Indie nigdy nie były "młodszym bratem" Chin. Oba kraje były równe pod względem rozmiarów gospodarki i nie sądzę, aby Indie pozwoliły Chinom osiągnąć status mocarstwa. Indie będą musiały zatem dokonać wyboru, jednak w tym momencie postrzegam je jako wielką niewiadomą.
- Co do Afryki: Europa wycofała się z tego kontynentu w dość dramatycznych okolicznościach, a w ciągu ostatnich 20 lat jej miejsce zajęły Chiny, realizując liczne przedsięwzięcia infrastrukturalne i wydobywając zasoby na potrzeby swojej gospodarki. Dla Europy nie było to problemem, ponieważ mieliśmy własne łańcuchy dostaw. Obecnie, gdy Rosja już nie wchodzi w grę, Europa musi się usamodzielnić. Będzie zatem potrzebowała Afryki bardziej niż kiedykolwiek - ze względu na energię i metale, a to oznacza, że powróci na ten kontynent i stanie się istotnym rywalem Chin. To nie przypadek, że właśnie teraz w UE dyskutuje się, czy Chiny powinny zostać uznane za zagrożenie gospodarcze.
- Podsumowując, Wielki Reset to zatem zaledwie trybik w znacznie większej maszynie, jaką jest dwubiegunowy świat.
Globalna gospodarka w najbliższych latach będzie zmagać się z wysoką inflacją - czy oznacza to, że nadszedł czas na zwiększenie ekspozycji na bardziej ryzykowne aktywa?
- Rynek w tej chwili wycenia, że w ciągu najbliższych 10 lat inflacja w Stanach Zjednoczonych będzie wynosić około 2,7 proc. i naszym zdaniem jest to zdecydowanie za mało. Wysoka inflacja utrzyma się przez najbliższe 5-10 lat. Wynika to z faktu, iż w okresie rozwoju globalizacji inflacja jest niska, jednak kiedy ją obniżamy, zasadniczo przenosimy łańcuchy dostaw z powrotem do krajów o wyższych poziomach cen, przez co robi się drożej. Przykładowo, większość paneli słonecznych produkowana jest w północnych Chinach. Można je tam produkować o 20 proc. taniej niż np. we Francji. Wynika to z faktu, iż Chiny wykorzystują do ich produkcji tanie elektrownie węglowe. Dlatego kiedy odwrócimy proces globalizacji, panele zdrożeją o te 20 proc., a presja inflacyjna w skali globalnej wzrośnie.
W odniesieniu do kryptowalut, udowodniły one, że nie stanowią dobrego zabezpieczenia przed inflacją. Bitcoin to czysta spekulacja; nie bierzemy go w ogóle pod uwagę. Pewną wartość inwestycyjną może oferować sieć Ethereum, jednak jeszcze tego nie wiemy. Najlepszym rozwiązaniem dla inwestorów jest traktowanie jej jako możliwości na przyszłość, której nie znamy.
Jedna z prognoz Światowego Forum w Davos brzmi "W 2030 r. nie będziesz nic posiadał i będziesz zadowolony" - czy zgadza się Pan z tym stwierdzeniem?
- Nie jestem aż takim pesymistą. Wierzę, że z kryzysu mogą powstać wspaniałe rzeczy. Wszyscy wydają się być negatywnie nastawieni do Europy - słyszymy, że to stary kontynent, że nie możemy żyć bez Rosji, nie możemy się pozbierać, mamy starzejące się społeczeństwo, że Wielka Brytania wyszła z Unii - jednym słowem wszystko jest złe. Ale tak naprawdę jest tu wiele pozytywnych aspektów. Jednym z nich jest to, że ponieważ mamy największy kryzys energetyczny, kiedy z niego wyjdziemy, będziemy również największymi zwycięzcami. Myślę, że wiele energooszczędnych rozwiązań i technologii zostanie tu wdrożonych szybciej, niż gdziekolwiek indziej i w przyszłości mogą się one okazać olbrzymim sukcesem eksportowym. Uważam, że z czasem będziemy stawać się coraz bardziej zamożni, będziemy musieli jednak znacznie bardziej dostosować się do nowych warunków tak, by w 2030 r. móc czerpać z tego satysfakcję.
- W wielu dziedzinach wspierać nas będzie technologia. W kontekście globalnym od kwietnia 2008 r. (Lehman Brothers) do października 2020 r., przed wprowadzeniem szczepień i ponownym otwarciem światowych gospodarek, wszystkie spółki cyfrowe zdecydowanie prześcigały świat fizyczny. Myślę, że w ciągu najbliższych 5 lat, z powodu rekonfiguracji wszystkich globalnych łańcuchów dostaw, świat fizyczny powróci do gry. Branża energetyczna, surowcowa, przemysłowa, ekologiczna i technologii wody - wszystko to, co ma związek ze światem fizycznym, tym, o którym zapomnieliśmy, odzyska dawne znaczenie. Technologia nadal będzie odgrywała pewną rolę, jednak największe wyzwania wiązać się będą ze światem fizycznym.
- Rosja i Chiny uważają, że ludzie w Europie i Stanach Zjednoczonych są słabi, ponieważ przyzwyczailiśmy się do dobrych samochodów, mediów społecznościowych, ogrzewania, łatwego podróżowania itp. Ale ostatnie 6-8 miesięcy udowodniło, że tak nie jest. Wierzę, że mamy wiele rozwiązań, które możemy zaoferować (fizycznemu) światu.
W istocie Europa może nawet w wielu aspektach wyprzedzać Stany Zjednoczone. Jeśli chodzi o podziały w społeczeństwie, Ameryka ma jeszcze większe problemy niż Europa. W Europie mamy oczywiście swoje własne spory - północ kontra południe, zachód kontra wschód, jednak za oceanem są one jeszcze większe. Pod względem politycznym niepokoję się o Stany Zjednoczone w perspektywie krótkoterminowej. Chiny i Rosja mogą być jeszcze słabsze niż myślimy, ponieważ państwo scentralizowane wokół jednej osoby to bardzo delikatny układ. Jeżeli taki przywódca popełnia błędy, przekładają się na całe społeczeństwo i gospodarkę.
Obecnie możemy wyczuć, że jesteśmy świadkami historii, że nastąpiło całkowite przesunięcie, że jesteśmy na nowej drodze, którą nigdy wcześniej nie podążaliśmy. Za 5-10 lat świat będzie wyglądał zupełnie inaczej. Ten rok jest jednym wielkim sygnałem alarmowym. Nadszedł czas na opuszczenie cyfrowego świata.
opr. Marcin Zabrzeski-Bicz