Przystanek przed dalszą zwyżką
Dwudniowa euforia dziś została nieco ostudzona. Mimo bardzo dobrych nastrojów, dynamiczne wzrosty, z jakimi ostatnio mieliśmy do czynienia, nie mogą trwać bez końca. Wielu inwestorów ma do zrealizowania pokaźne zyski i skwapliwie korzysta z okazji. Wyjście górą z kilkutygodniowej konsolidacji dalej jest aktualne i nic nie wskazuje, by rynek miał nagle zawrócić z tej drogi. Trzeba jednak pamiętać, że ostatni wzrost był oparty raczej na ocenach, a nie na faktach, a te pierwsze bywają chwiejne.
Polska GPW
Warszawska giełda zaczęła dzień na niewielkim plusie. Indeksy zwyżkowały po około 0,5 proc. Nastroje jednak szybko się pogorszyły i z małych plusów zrobiły się małe minusy. Właściwie indeksów nie broniła przed spadkami żadna duża spółka. Ale w spadku kursów nie było nic dramatycznego. Raczej wyglądało to na dość spokojne odreagowanie dwudniowej euforii. Krótki odpoczynek chyba rzeczywiście inwestorom się należy. Zmiany kursów w ciągu dnia nie były zbyt dynamiczne. Spółki surowcowe, czyli KGHM, Lotos i PKN, które mocno wspierały zwyżkę indeksów w ostatnich dniach, dziś zniżkowały. Słabo zachowywały się papiery banków, również Telekomunikacja Polska nie pomagała w utrzymaniu wzrostów. W takiej sytuacji sesja musiała zakończyć się na minusie. W obrazie rynku nic to na razie nie zmienia. Optymizm został tylko nieznacznie osłabiony. Może to być przystanek przed dalszą zwyżką.
Indeks największych spółek spadł o prawie 1,6 proc., WIG zniżkował o 1 proc. Znacznie lepiej poradziły sobie wskaźniki małych i średnich firm. mWIG40 stracił zaledwie 0,12 proc., a sWIG80 zwiększył swoją wartość o 0,14 proc. Obroty na rynku akcji wyniosły 1,1 mld zł i były znacznie mniejsze niż wczoraj.
Giełdy zagraniczne
Po dwóch dniach bardziej zdecydowanych reakcji, indeksy w Stanach Zjednoczonych znów powróciły do schizofrenicznych wahań to w górę, to w dół. Zmalała również dynamika zmian wartości indeksów. S&P500 zyskał wczoraj 0,2 proc., a Dow Jones 0,22 proc. Jak na "przełomowe" i tak długo wyczekiwane sygnały o wygasaniu recesji, reakcja amerykańskiej giełdy jest - jak do tej pory - dość krótkotrwała i niezbyt euforyczna. Entuzjazmu nie wzbudziły też "lokalne" dane z amerykańskiego rynku nieruchomości. Indeks liczby podpisanych umów kupna domów wzrósł w Stanach Zjednoczonych w kwietniu aż o 6,7 proc., wobec oczekiwanych 0,5-0,7 proc. Warto też zauważyć, że większa zmienność indeksów, do niedawna typowa dla amerykańskiego rynku akcji, przeniosła się do Europy. Indeksy w USA od kilku tygodni reagują o wiele bardziej wstrzemięźliwie na różne, nawet ważne wydarzenia, a pozostałe parkiety na świecie są bardziej "spontaniczne".
Dla odmiany w Azji nastroje nieco lepsze, ale dalekie od euforii związanej z informacjami o lekkiej poprawie w tamtejszej gospodarce. Liderem wzrostów był indeks giełdy w Hong Kongu, zwyżkujący o ponad 2 proc. Wskaźnik w Szanghaju wzrósł o 1,7 proc., Nikkei zaś zwyżkował o 0,4 proc.
Europejskie giełdy niemal jednomyślnie zaczęły dzień od niewielkich spadków. Jedynie Bukareszt i Ryga wyłamały się z tego szyku. Najwięcej tracili niedawni liderzy wzrostów, czyli węgierski BUX i rosyjski RTS. Ale i paryski CAC40 nie pozostawał daleko w tyle, spadając około 1 proc. DAX i FTSE zniżkowały po około 0,5 proc.
Końcówka sesji przyniosła dalsze pogorszenie się nastrojów. Skala spadków znacznie się powiększyła. W Paryżu indeks tracił ponad 2,5 proc. Frankfurt i Londyn zniżkowały o ponad 1,5 proc.
Waluty
Początek dnia na rynku walutowym przebiegał dość spokojnie. Już we wtorek wieczorem wahania głównej pary walut przeniosły się w okolice 1,43 dolara za euro. I w środę rano gra toczyła się wokół tego poziomu z lekką tendencją do umacniania się dolara. Złoty, który wczoraj późnym popołudniem pokazał dolarowi, jak mało może być wart, sprowadzając przez moment jego kurs w okolice 3,1 zł, dziś oddał pole. Za dolara trzeba było płacić 3,14 zł., a przez moment nawet nieco mniej niż 3,1 zł. Drożało także euro, które rankiem wyceniano na 4,48 zł. Frank kosztował 2,95 zł. Sytuacja na naszym rynku zdawała się nieco uspakajać. Około południa jednak złoty stracił do dolara prawie 10 groszy. Tuż po godzinie 16.00 za "zielonego" trzeba było płacić już ponad 3,19 zł. Cena euro skoczyła do ponad 4,53 zł, a frank zdrożał do 2,99 zł. Wszystko za sprawą gwałtownego zwrotu w relacji euro i dolara. Umocnienie się amerykańskiej waluty do poziomu 1,41 dolara za euro, przeceniło złotego.
Podsumowanie
Euforia ma to do siebie, że najczęściej szybko mija. Szczególnie w czasie, gdy sytuacja w gospodarce nie jest najlepsza. Nastroje inwestorów często się zmieniają i z takim zjawiskiem właśnie mamy do czynienia. Kolejna fala wzrostowa na razie wydaje się niezagrożona, ale nie ma co liczyć, że w trakcie kolejnych sesji będziemy notować nowe rekordy. Marsz indeksów w górę będzie z pewnością przerywany spadkami. Podobnie jak dziś.
Roman Przasnyski