Resort łączności gra w głuchy telefon
Decyzja ministra łączności o kolejnym przełożeniu terminu podpisania drugiej koncesji warszawskiej - i to aż o pięć tygodni na pewno nie pomoże operatorowi w udanej sprzedaży akcji.
Decyzja ministra łączności o kolejnym przełożeniu terminu podpisania drugiej koncesji warszawskiej - i to aż o pięć tygodni - mogła wprawić w osłupienie polski światek telekomunikacyjny.
Tomasz Szyszko jest szefem resortu łączności od ponad dwóch miesięcy. Ostro zabrał się do pracy, bo też spraw do rozwiązania, i to takich ,,nie cierpiących zwłokiÓ jest mnóstwo. Ale od początku.
Wydawało się, że po podpisaniu koncesji międzystrefowej (long-distance), minister całą energię skoncentruje na wydanie drugich koncesji w warszawskiej strefie numeracyjnej. Teoretycznie - nic wielkiego. Rada Ministrów ustaliła bowiem 21 marca, że na tym właśnie rynku do momentu całkowitej liberalizacji (1 stycznia 2002 r.) będzie działać dwóch konkurentów Telekomunikacji Polskiej. Czas naglił, ale i wszystko wskazywało na to - biorąc na serio deklaracje szefa resortu - że koncesja dla Netii doczeka się podpisu 23 maja. Skończyło się jednak na deklaracjach. Dlaczego? Tu właśnie zaczyna się zabawa w głuchy telefon.
Oficjalnie - minister zwleka, bo nie ma pewności, czy wydanie koncesji nie zagraża interesowi gospodarki narodowej, obronności lub wręcz bezpieczeństwu państwa oraz jego obywateli. Nieoficjalnie mówi się jednak, że UOP nie przesłał dotychczas na piśmie swojej opinii w tej sprawie.
Powstaje więc pytanie, czy podana przez resort przyczyna jest tą jedyną, która rzeczywiście nie pozwala na terminowe wydanie koncesji i czy minister rzeczywiście potrzebuje aż pięć dodatkowych tygodni na podjęcie decyzji.
Sceptycy od dawna uważali, że resort nie wyda Netii licencji w terminie. Byli jednak przekonani, że oficjalnym powodem takiego stanowiska ministra będzie wszczęcie przez prokuraturę warszawską śledztwa przeciwko Maciejowi Srebro, byłemu ministrowi łączności, a dotyczące właśnie kwestii wydania drugiej koncesji w stolicy. Tutaj się jednak przeliczyli. Wprawdzie argumenty El-Netu i jego właściciela - Elektrimu nie są pozbawione racji i trudno się dziwić, że te firmy starają się bronić swoich interesów, ale ich wniosek - jak twierdzą specjaliści od prawa telekomunikacyjnego - opiera się głównie na dość mglistych deklaracjach politycznych poprzednich decydentów, brak w nim natomiast podstaw prawnych.
Oczywiście, reprezentant administracji rządowej tak wysokiego szczebla, jak minister ma prawo do dokładnego sprawdzenia Netii. Tydzień temu wydał jednak tej spółce koncesję na prowadzenie działalności na rynku long-distance i wówczas nie miał obaw o interesy państwa. Co więcej, Netia Mazowsze (ta spółka czeka na koncesję w stolicy) działa już od kilku lat w gminach otaczających Warszawę i nie było do tej pory żadnych doniesień o spustoszeniach, jakie firma ta poczyniła na tym terenie.
Netia Holdings, czyli właściciel Netii Mazowsze, dysponuje natomiast 23 koncesjami w Polsce, działa na tym rynku od dziewięciu lat i jest największym niezależnym operatorem. Stąd wątpliwości co do rzeczywistych powodów odłożenia terminu podpisania koncesji dla tej firmy.
I jeszcze jedno. Dziwnym zbiegiem okoliczności oświadczenia ministra zbiegły się w czasie z planowanym na połowę czerwca debiutem giełdowym Netii na warszawskiej giełdzie. Wie o tym minister, a forma, w jakiej poinformował o swojej decyzji, na pewno nie pomoże operatorowi w udanej sprzedaży akcji.