Sierpień nie będzie miesiącem sukcesów
Miniony tydzień na warszawskiej giełdzie zaczął się obiecująco, jednak ciąg dalszy był niezbyt przyjemny dla posiadaczy akcji. Pierwsze dwie wzrostowe sesje dawały nadzieję na kontynuację rozpoczętej w poprzedni czwartek zwyżki. Pogorszenie się nastrojów na światowych giełdach w związku ze słabymi danymi makroekonomicznymi, stanowiącymi potwierdzenie wcześniejszych sygnałów słabnięcia gospodarczego ożywienia, ostatecznie pogrzebało nadzieje byków.
Bilans pięciu ostatnich sesji nie jest druzgocący. Indeks największych spółek stracił bowiem jedynie 0,3 proc. a WIG zwyżkował o niecałe 0,1 proc. Nieco lepiej poradziły sobie wskaźniki małych i średnich firm, których wartość zwiększyła się po 0,7 proc. Był to jednak już drugi słaby tydzień z rzędu i obraz rynku z punktu widzenia analizy technicznej uległ znacznemu pogorszeniu. Jedynym pocieszeniem może być to, że spadkom towarzyszyły wyraźnie malejące obroty.
Aktywność inwestorów zmniejsza się od czterech tygodni. W pierwszej połowie sierpnia barierą nie do przejścia w przypadku indeksu największych spółek okazały się okolice 2550 punktów. W minionym tygodniu takie ograniczenie znajdowało się już 50 punktów niżej. W końcu pękło wsparcie na poziomie 2450 punktów. To zaś otwiera drogę do dalszego ruchu indeksów w dół. Następnego potencjalnego poziomu obrony przed dalszą przeceną można upatrywać w okolicach 2400 punktów. Z jego testowaniem możemy mieć do czynienia już w najbliższych dniach. Nie stanowi on zbyt silnej przeszkody dla niedźwiedzi i jeśli sytuacja na głównych giełdach zagranicznych nie ulegnie poprawie, spadki mogą być głębsze. W każdym razie, nawet w najbardziej optymistycznym scenariuszu, trudno spodziewać się, by sierpień zapisał się w pamięci posiadaczy akcji jako miesiąc sukcesów.
Po ubiegłotygodniowych pokaźnych spadkach, indeksy na Wall Street od poniedziałku próbowały odrabiać straty. Szło to jednak dość opornie. Jedynie we wtorek zanotowano bardziej dynamiczny wzrost. Sesja czwartkowa pogrzebała nadzieje byków na poprawę sytuacji i bardziej trwały ruch w górę. Trzydniowy dorobek stopniał w trakcie jednej sesji. Bilans minionych pięciu sesji (od czwartku do czwartku) nie jest jednak zbyt dotkliwy dla posiadaczy akcji. Dow Jones stracił łącznie zaledwie 0,5 proc., podobnie jak Nasdaq. S&P500 zniżkował o 0,7 proc.
Trzeba jednak przyznać, że jak na natłok kiepskich danych, potwierdzających to, co wiadomo było już tydzień wcześniej, to wynik nie taki wcale zły. Inne rzecz, że mimo niewielkiej skali spadku, techniczny obraz rynku znacznie się pogorszył. S&P500 jest na najlepszej drodze do dolnego ograniczenia trwającej od kilku tygodni konsolidacji, znajdującego się w okolicach 1060 punktów. A dystans, jaki ma do przebycia jest już bardzo niewielki, zaledwie kilkanaście punktów. Można się więc spodziewać, że w ciągu najbliższych dni może dojść do poważniejszych rozstrzygnięć w kwestii dalszych losów rynku. Gdyby to wsparcie zostało przełamane w dół, a inwestorzy nie dostaliby poważnych argumentów prowzrostowych ze sfery makroekonomicznej, można by spodziewać się spadku indeksu w okolice poprzedniego dołka z przełomu czerwca i lipca, znajdującego się na wysokości 1020 punktów. Droga do niego to zaledwie około 50 punktów. Też całkiem blisko.
Standardowy, czyli wynikający z kalendarza zestaw danych, jakie napłyną w najbliższych dniach nie jest może specjalnie priorytetowy, ale na nerwowym rynku niewiele potrzeba do wywołania bardziej gwałtownej reakcji. Może to nastąpić w piątek, gdy publikowane będą dane o dynamice amerykańskiej gospodarki w drugim kwartale. Choć często są one traktowane jako dane historyczne i nie wywołują większej reakcji na rynkach, to tym razem może być inaczej. Przypomnijmy, że w poprzednim tygodniu informacje o słabnięciu tempa ożywienia napłynęły z trzech największych gospodarek świata: Stanów Zjednoczonych, Chin i Japonii. Te z ostatnich dni przyniosły potwierdzenie wcześniejszych obaw. Brytyjski instytut Economist Intelligence Unit obniżył prognozę wzrostu amerykańskiej gospodarki na ten rok z 3,3 do 2,8 proc. a na przyszły z 2 do 1,5 proc., podając dość oczywiste powody: słaby rynek pracy i kiepską kondycję sektora nieruchomości. Zdaniem ekspertów, na tle ogólnie słabych perspektyw globalnej gospodarki, największe obawy budzi amerykańska. Prawdopodobieństwo nawrotu recesji szacują na 30 proc. Ostatnie dni to cała seria kiepskich danych. Indeks aktywności gospodarczej w rejonie Filadelfii spadł do minus 7,7 punktu, choć spodziewano się, że osiągnie plus 7 punktów. Przed miesiącem osiągnął wartość 5 punktów. Indeks wskaźników wyprzedzających wyniósł 0,1 punktu, wobec oczekiwań sięgających 0,2 punktu. Liczba wniosków o zasiłek dla bezrobotnych sięgnęła dawno nie widzianego poziomu 500 tys. i była mocno rozczarowująca, w porównaniu do oczekiwań. Mniejsza niż się spodziewano była zarówno liczba rozpoczętych budów domów, jak i wydanych zezwoleń na budowę. Biorąc pod uwagę tę listę, można podziwiać odporność nerwową inwestorów.
Na głównych europejskich parkietach spadki nie były zbyt wielkie, jednak wyraźnie wyższe, niż na Wall Street. Tradycyjnie już najsłabiej zachowywał się indeks w Paryżu, który w ciągu ostatnich pięciu sesji stracił łącznie 2,3 proc. DAX zniżkował o 1,5 proc. Najlepiej radził sobie londyński FTSE, gdzie zniżka była zupełnie symboliczna i sięgnęła 0,1 proc. Największa była skala spadków na parkietach krajów, uznawanych za bardziej ryzykowne. W Madrycie i Atenach wskaźniki zniżkowały po 2 proc. Spośród giełd naszego regionu wśród spadkowiczów prym wiodły Sofia, gdzie indeks tracił 2 proc. i Moskwa, ze spadkiem o ponad 1 proc. Nieźle poradził sobie węgierski BUX, ale głównie dlatego, że w piątek tamtejsza giełda była nieczynna.
Po niedawnych bardzo dobrych danych, dotyczących tempa wzrostu niemieckiej gospodarki, przyszedł czas i na nieco gorsze informacje. Indeks nastrojów niemieckich inwestorów instytucjonalnych i analityków ZEW okazał się dużo gorszy, niż się spodziewano. Co prawda jego składowa, odnosząca się do oceny bieżącej sytuacji była bardzo optymistyczna, to jednak te, które dotyczą przyszłości napawały niepokojem. Wartość indeksu była najniższa od prawie półtora roku. Dobre zachowanie się londyńskiego FTSE miało swoje uzasadnienie w lepszych publikacjach, dotyczących tamtejszej gospodarki. Sprzedaż detaliczna w lipcu niespodziewanie zwiększyła się i to bardzo dynamicznie. Jeśli sięgający nieco ponad 1 proc. wzrost można tak nazwać. Inwestorów ucieszył także znacznie niższy, niż się spodziewano deficyt budżetowy. W lipcu zanotował on nieoczekiwanie sporą nadwyżkę, zamiast planowanego deficytu. Zmniejszyło się więc też zadłużenie budżetu. Bardzo dobrze radzi sobie też Grecja w kwestii redukowania deficytu. Cieszy się z tego Komisja Europejska i jest gotowa uruchomić kolejną transzę z pakietu pomocowego. Z drugiej strony jednak pojawiają się opinie, że grecka gospodarka jest już nieźle przyduszona tak ostrym zaciskaniem pasa.
Po znaczącym osłabieniu euro wobec dolara w poprzednim tygodniu, ostatnie dni przyniosły zahamowanie tej tendencji i względne uspokojenie się sytuacji. Co prawda, z krótkoterminowego punktu widzenia w trakcie kolejnych dni można było obserwować kilka silniejszych zmian, sięgających około centa, jednak były one dość szybko korygowane. Pierwsza połowa tygodnia przyniosła umocnienie się wspólnej waluty do nieco ponad 1,29 dolara, zakończone w środowe popołudnie, końcówka znów stała pod znakiem przewagi dolara. Efekt tych zmagań był w sumie remisowy, wahania przebiegały w przedziale między 1,273 a 1,292 dolara za euro. Klasyczne czynniki makroekonomiczne znów miały mniejszą rolę w kształtowaniu się sytuacji na światowym rynku walutowym. Pierwszorzędne znaczenie miało zaś postrzeganie dolara jako bezpiecznej waluty w niepewnych czasach. Widać było, że publikacje gorszych danych o gospodarce Stanów Zjednoczonych powodowały umocnienie się dolara. Gdyby takie nastroje się utrzymały, na co się najwyraźniej zanosi, trudno liczyć na umocnienie się wspólnej waluty. Niechęć inwestorów do ryzyka widać też było w umacnianiu się jena i franka oraz rosnących notowaniach złota. Obecne działania Fed, mające na celu ilościowe luzowanie polityki pieniężnej, czyli dalsze kupowanie papierów skarbowych oraz oddalająca się w coraz bardziej mglistą przyszłość perspektywa podwyżek stóp procentowych teoretycznie powinny działać przeciw umocnieniu się dolara. Na razie nie działają.
Pierwsze dni minionego tygodnia przyniosły wyraźne umocnienie się naszej waluty. Tendencja ta utrzymała się jednak tylko do czwartkowego popołudnia. W jej kontynuacji przeszkodziło zdecydowane pogorszenie się sytuacji na giełdach, po serii niekorzystnych informacji, dotyczących amerykańskiej gospodarki. Wcześniejsze osłabienie złotego z poprzedniego tygodnia, doprowadziło kurs dolara do 3,148 zł w piątek, 13 sierpnia. Z tego poziomu złoty przystąpił do odrabiania strat. Szło to całkiem nieźle. W środę przed południem dolara można było kupić już za 3,04 zł, a więc ponad 10 groszy taniej, niż kilka dni wcześniej. Dalsza część środowego handlu i połowa czwartku przebiegały pod znakiem załamywania się tej tendencji i walki o jej utrzymanie. Złoty musiał jednak ustąpić pod naporem negatywnych nastrojów na światowych rynkach finansowych i ucieczki inwestorów od ryzyka. W piątek w południe za dolara znów trzeba było płacić ponad 3,12 zł. Podobny scenariusz miał miejsce w przypadku euro, choć tu dynamika zmian była nieco mniejsza. Z ceną wspólnej waluty wynoszącą nieco ponad 4 zł pożegnaliśmy się w poprzedni czwartek, 12 sierpnia, a równo tydzień później można było kupić ją na rynku międzybankowym 8 groszy taniej. W piątkowe południe trzeba było na to wydać 3,98 zł. Spory zawód posiadaczom kredytów sprawił frank. Ulgę odczuli oni tylko w środku tygodnia. W piątek kurs "szwajcara" znów przebił poziom 3 zł. Nie zanosi się na to, by miał bardziej zdecydowanie stanieć. Ponownie stał się on bowiem ulubieńcem inwestorów, poszukujących bezpiecznej lokaty kapitału, co winduje jego kurs na rynkach światowych. Piątkowe popołudnie przyniosło dynamiczne osłabienie się euro i przecenę naszej waluty o 1-2 grosze.
Rekomendacja T zaczyna działać
W poniedziałek 23 sierpnia, wchodzi w życie część zapisów wydanej przez Komisję Nadzoru Finansowego rekomendacji T, regulującej zasady związane z udzielaniem kredytów. Według nich łączne obciążenia, związane ze zobowiązaniami kredytowymi kredytobiorcy nie mogą przekraczać połowy jego dochodów i 65 proc. jeśli jego zarobki przekraczają średnią krajową. Kredytowanie 100 proc. wartości nieruchomości wiązać się będzie z koniecznością wykupienia ubezpieczenia niskiego wkładu własnego, co wpłynie na wzrost kosztów związanych z kredytem.
Solidne zyski PKO
PKO wypracował w pierwszym półroczu zysk netto w wysokości 1,5 mld zł, o 30 proc. wyższy, niż w tym samym czasie przed rokiem. Aktywa lidera polskiej bankowości sięgnęły 165,7 mld zł. i wzrosły o 16,5 proc.
Ubywa chętnych na zakup BZ WBK
Sytuacja wokół transakcji sprzedaży przez AIB pakietu akcji Banku Zachodniego WBK zmienia się jak w kalejdoskopie. Ostatnio pojawiły się informacje, że z zamiaru kupna wycofał się Intesa Sanpaolo i prawdopodobnie BNP Paribas. Tym samym na placu boju pozostałby Santander i PKO. Zdaniem prezesa AIB, wiążących ofert można się spodziewać pod koniec sierpnia.
Halina Kochalska, Roman Przasnyski