Wkrótce wyrok w sprawie byłego ministra skarbu Emila Wąsacza
Za tydzień, 14 grudnia br., stołeczny sąd rejonowy ogłosi wyrok ws. b. ministra skarbu w rządzie AWS Emila Wąsacza oskarżonego o niedopełnienie w 1999 r. obowiązków przy prywatyzacji PZU.
Sprawą zajmował się też Trybunał Stanu, który w ubiegłym roku orzekł o jej przedawnieniu.
Proces karny, w którym b. ministrowi grozi do 10 lat więzienia, rozpoczął się w lutym 2017 r., a zakończył w listopadzie tego roku.
Wyrok w sprawie ma zapaść 14 grudnia przed Sądem Rejonowym Warszawa-Śródmieście. Prokuratura zawnioskowała w listopadzie o karę pozbawienia wolności w zawieszeniu i wysoką grzywnę. Wąsacz odpiera zarzuty, obrona chce uniewinnienia swego klienta.
Postępowanie ma 15-letnią historię: prokuratura badała prywatyzację PZU od stycznia 2005 r. Gdy proces się rozpoczynał, sąd zapewniał, że będzie się starał, aby postępowanie toczyło się szybko - "jeśli takiego określenia można używać do sprawy, która ma 500 tomów akt".
W 2010 r. ówczesna Prokuratura Apelacyjna w Gdańsku oskarżyła Wąsacza o niedopełnienie obowiązków ochrony interesów Skarbu Państwa przy prywatyzacji PZU w 1999 r. - w celu osiągnięcia korzyści majątkowej lub osobistej. Zdaniem śledczych, Wąsacz akceptował działania w celu osiągnięcia korzyści majątkowej przez Eureko oraz BIG Bank Gdański, co miało przynieść szkodę interesowi publicznemu.
Wąsacz m.in. miał odstąpić od "negocjacji równoległych z drugim oferentem", nie podjąć działań, które dawałyby możliwość uzyskania wyższej ceny za sprzedawane akcje PZU i doprowadzić do wyboru w procesie prywatyzacji oferty, która "nie była najkorzystniejsza" oraz do przyjęcia umowy sprzedaży niekorzystnej dla Skarbu Państwa.
- Czuję się niewinny, prywatyzację przeprowadziłem w sposób absolutnie na korzyść Skarbu Państwa - mówił Wąsacz w 2017 r. po odczytaniu aktu oskarżenia.
Zdaniem obrońców b. ministra, w akcie oskarżenia prokuratura dokonała nieprawidłowej kwalifikacji zarzucanego czynu oraz nie wykazała "znamion działania oskarżonego w celu osiągnięcia korzyści majątkowej". Jak argumentowali, prokuratura nie wykazała m.in., że ich klient działał na szkodę państwa.
"Pomimo długości sprawy i obszerności materiału prokuratura nie przedstawiła żadnych dowodów na swoje twierdzenia" - ocenił w rozmowie z PAP obrońca b. ministra mec. Grzegorz Długi.
Zarzuty Wąsaczowi postawiono we wrześniu 2006 r. B. minister został zatrzymany przez policję na zlecenie prokuratury; nie przyznawał się do winy i mówił o politycznym tle sprawy.
Powodem zatrzymania miała być informacja o próbie jego rzekomej ucieczki za granicę. Wąsacz przyznawał, że miał zamiar opuścić kraj: chciał jechać na wycieczkę z wnukiem i synem do Tybetu. Później sąd uznał jego zatrzymanie za bezzasadne, a Wąsacz wywalczył odszkodowanie z tego tytułu.
Akt oskarżenia Prokuratura Apelacyjna w Gdańsku sporządziła w 2010 r. Zdaniem prokuratury Wąsacz m.in. nie podjął działań, które dawałyby możliwość uzyskania wyższej ceny za sprzedawane akcje PZU i doprowadził do wyboru w procesie prywatyzacji oferty, która "nie była najkorzystniejsza i która nie spełniała najpełniej celów i oczekiwań Skarbu Państwa oraz potrzeb spółki PZU, a także doprowadził do przyjęcia niekorzystnych dla Skarbu Państwa postanowień umowy sprzedaży".
W lutym 2012 r. Sąd Apelacyjny w Warszawie zdecydował o zwrocie gdańskiej prokuraturze aktu oskarżenia. Sąd uznał, że materiał zgromadzony przez prokuraturę ma "rażące braki" i został "zachwaszczony". Akt oskarżenia ponownie trafił do sądu w grudniu 2013 r. Jak wówczas informowała prokuratura, akta zostały uzupełnione i uporządkowane.
Niezależnie toczyło się również postępowanie przed Trybunałem Stanu. Wstępny wniosek o pociągnięcie Wąsacza do odpowiedzialności konstytucyjnej trafił do Marszałka Sejmu w kwietniu 2002 r. Uchwałę o pociągnięciu go do odpowiedzialności konstytucyjnej za domniemane nieprawidłowości przy prywatyzacji PZU, TP SA i Domów Towarowych "Centrum" podjął w 2005 r. Sejm IV kadencji.
Wobec wygaśnięcia ówczesnej kadencji Sejmu proces Wąsacza przed TS formalnie się nie zaczął, a Sejm przez wiele lat nie wyłaniał swojego oskarżyciela. W sprawie kierowane były ponaglenia do Sejmu przez I prezesa SN. W końcu w lipcu 2016 r. na oskarżyciela Wąsacza wybrano posłankę Halinę Szydełko.
W uchwale z maja 2019 r. Trybunał Stanu na kanwie sprawy Wąsacza stwierdził w pełnym składzie, że po przerwaniu biegu przedawnienia "przedawnienie biegnie na nowo".
Zgodnie z ustawą ściganie przed Trybunałem Stanu w takich przypadkach jak ten jest dopuszczalne w okresie 10 lat od popełnienia czynu. Z kolei złożenie wstępnego wniosku do marszałka Sejmu o pociągnięcie danej osoby do odpowiedzialności konstytucyjnej "przerywa bieg przedawnienia". TS uznał w uchwale, że po tym "przerwaniu biegu przedawnienia" należy liczyć ponownie czas do momentu przedawnienia.
Z uchwały tej wynikało tym samym, że ściganie b. ministra przed TS w zakresie wszystkich przedstawionych mu zarzutów przedawniło się w kwietniu 2012 r. Termin ten liczony był od momentu złożenia przez grupę posłów wstępnego wniosku o pociągnięcie do odpowiedzialności konstytucyjnej.
Ostatecznie w lipcu 2019 r. - w związku z wcześniejszą uchwałą - TS w składzie pięciorga sędziów postanowił o umorzeniu sprawy Wąsacza.
Biznes INTERIA.PL na Twitterze. Dołącz do nas i czytaj informacje gospodarcze