Złoto - pora na nowy hit
Osoby, które mimo trudnej sytuacji na rynkach finansowych, wciąż posiadają nadwyżki kapitału, z pewnością stoją przed nie lada dylematem. Co zrobić z pieniędzmi, skoro z jednej strony najprostsze metody, takie jak strategia "kup i trzymaj" w przypadku rynku akcji i funduszy inwestycyjnych po ostatniej przecenie nie prezentują już zachwycających stóp zwrotu, a z drugiej lokaty bankowe z dwucyfrowym oprocentowaniem odeszły do historii i zapewne prędko nie powrócą?
W tej sytuacji kuszące mogą wydać się perspektywy stojące przed rynkiem złota, które prezentuje się często jako klasę aktywów na ciężkie czasy. Zanim jednak ulegniemy marketingowym sloganom powinniśmy zrozumieć, jakie ryzyko wiąże się z inwestowaniem w złoto.
Pierwsza zasada Buffeta
Powoływanie się na Warrena Buffeta w momencie, gdy jego firma ubezpieczeniowa wpada w coraz poważniejsze tarapaty, być może nie jest w tej chwili najlepsze, ale podstawowa zasada, którą kierował się przez wiele lat ten znakomity inwestor pozostaje uniwersalna. Buffet nigdy nie inwestował w coś czego nie rozumiał do końca i tak samo i my powinniśmy postępować ze swoimi pieniędzmi.
Łatwo dać się namówić na kupno złotych monet czy ulokowanie kilku tysięcy w fundusz złota, a następnie w przypadku niepowodzenia zrzucać odpowiedzialność na ekonomistów i doradców, którzy rysowali perspektyw wysokich zysków. Buffet nie rozumiał modeli biznesowych spółek internetowych i gdy całe Wall Street lokowało miliardy dolarów w "dotcomy" (np. sprzedające karmę dla psów przez Internet), on ze swoimi konserwatywnymi zasadami stał z boku, lecz dzięki temu uniknął ogromnych strat.
Nie ulegajmy więc krótkotrwałym modom, a jeśli już jakiś nowy rynek wydaje się atrakcyjny, przed zainwestowaniem na nim pieniędzy poświęćmy swój cenny czas i poznajmy dokładnie zasady gry.
Kto z nami gra
Rynek złota jest bardzo płytki. Co roku na całym świecie wydobywa się kruszec wart około 100 mld USD. Po stronie kupujących złoto w fizycznej formie, trzeba wyróżnić trzy rodzaje podmiotów. Pierwszy, to inwestorzy finansowi oraz banki centralne lokujące część rezerw walutowych w tzw. "twarde aktywa", pozwalające uniezależnić się od ryzyka kursowego.
Ponadto olbrzymi wpływ na kształtowanie się rynkowej ceny złota mają fundusze hedgingowe, niekoniecznie zainteresowane posiadaniem złotych sztabek we własnym sejfie, ale np. wykorzystaniem niewielkiej korelacji cen złota z innymi rynkami do zabezpieczenia innych pozycji w portfelu. Popyt inwestycyjny jest najdynamiczniej rosnącym źródłem kapitału napływającego na rynek złota. Od 2003 r. do 2007 r. zwiększył się o 280 proc., ale stanowił w tym czasie zaledwie 19 proc. ogółu popytu.
Drugą i jednocześnie największą część popytowej strony rynku stanowi branża jubilerska. Pod względem wartości największym graczem są Stany Zjednoczone, ale biorąc pod uwagę wolumen sprzedaży liderem są Indie, które w 2007 r. odpowiadały aż za jedną czwartą popytu. Łącznie w latach 2003-2007 producenci biżuterii kupili prawie 2500 ton złota, co odpowiadało 68 proc. całego zapotrzebowania na kruszec.
Jeśli dodamy do tego popyt zgłaszany przez przemysł, który stanowi ok. 13 proc. ogółu, otrzymamy jasny obraz sił wpływających na cenę metalu. Skoro wiemy już, kto rozdaje karty na interesującym nas rynku, spróbujmy wychwycić najważniejsze tendencje, które w perspektywie kilku miesięcy będą wpływać na cenę kruszcu.
Może jednak kupić
Głównym argumentem przemawiającym za kupnem złota są ostatnie inicjatywy podejmowane przez największe banki centralne usiłujące pobudzić gospodarki do wyjścia z recesji. Rosnące w zawrotnym tempie zadłużenie USA oraz niewyobrażalna ilość pieniędzy trafiająca w krótkim czasie do obiegu poprzez liczne programy pomocowe, niosą ze sobą ryzyko wystąpienia w przyszłości wysokiej inflacji czy wręcz hiperinflacji.
Historia pokazuje, że w warunkach rosnących cen złoto było najczęściej znakomitą inwestycją, ponieważ w przeciwieństwie do akcji czy obligacji, metale szlachetne mają pokrycie w fizycznej formie. Z drugiej strony zanim miałby zrealizować się taki scenariusz, może upłynąć kilka kwartałów, bo póki co we wszystkich największych gospodarkach obserwujemy przeciwne zjawisko (odlewarowania), czyli spadek cen wynikający ze spłacania kredytów, które wcześniej przez kilkanaście lat pompowały wartość aktywów.
Tym, czego niestety historia nie ujawnia, jest wpływ eksperymentów dokonywanych aktualnie przez banki centralne na rzeczywistą wartość pieniędzy.
Spada popyt, rośnie podaż
Kilka tygodniu temu za jedną uncję złota płacono okrągłe 1000 dolarów, ale mało kto zachęcając do inwestowania w ten metal szlachetny przypomina, że wzrosty na tym rynku trwają już prawie 7 lat i w tym czasie ceny zwiększyły się czterokrotnie. Przewaga kupujących nad sprzedającymi w najbliższych miesiącach zostanie wyraźnie zachwiana na skutek decyzji podjętej podczas kwietniowego szczytu G20.
Postanowiono bowiem, że Międzynarodowy Fundusz Walutowy (MFW), który jest jednym z największych posiadacz złota w fizycznej formie, sprzeda około 400 ton metalu (równowartość ok. 12,5 mld USD licząc po dzisiejszych cenach), aby pozyskać środki na ratowanie rynków wschodzących. Rośnie zatem rozmiar dostępnego towaru i to niemal skokowo, bo dodatkowa podaż metalu ze strony MFW zdołałaby zaspokoić cały popyt przemysłowy na złoto zgłoszony w latach 2003-2007.
A co dzieje się po drugiej stronie rynku? Otóż okazuje się, że w tym przypadku również perspektywy nie są świetlane, ponieważ na skutek strat poniesionych w związku z kryzysem finansowym przez najzamożniejszych klientów kupujących biżuterię, w ubiegłym roku załamał się rynek jubilerski.
Globalna sprzedaż złotej biżuterii spadła o ponad 10 proc. i była w 2008 r. najniższa od dwudziestu lat. Nie trzeba specjalnie interesować się inwestycjami, żeby wiedzieć, że konsumenci - zarówno najzamożniejsi, jak i najubożsi - zaciskają pasa nie tylko w USA i Indiach, które są największymi rynkami jubilerskimi. Lista miliarderów Fobresa skurczyła się w tym roku o ponad 300 pozycji (do ok. 800 miejsc), a ci, którzy na niej się utrzymali, dysponują o kilkadziesiąt procent mniejszym majątkiem niż rok wcześniej.
Biżuteria nie będzie raczej dobrem pierwszej potrzeby. W tym kontekście wzrost ceny złota wydaje się być niemal wyłącznie zasługą funduszy hedgingowych, których strategia może ulec szybkiej zmianie.
Warto gonić króliczka?
Nabywając w tym momencie złoto po cenie z okolicy 900 USD za uncję może się okazać, że na atrakcyjną stopę zwrotu przyjdzie nam czekać znacznie dłużej, niż gdybyśmy ten sam kapitał ulokowali w mocno przecenione akcje spółek giełdowych. Jeśli chcemy już teraz zabezpieczyć się przed nieoczekiwanym wzrostem cen, lepszą decyzją może być kupno jednostek funduszy surowcowych inwestujących w ropę, produkty rolne czy metale przemysłowe.
Rozważając nabycie takich funduszy, w tym również funduszy dedykowanych tylko rynkowi złota, pamiętajmy, że o stopie zwrotu decyduje jeszcze jeden czynnik działający w tle, czyli kurs dolara. Nie można wykluczyć scenariusza, w którym złoto podrożeje o 20 proc., a złoty umocni się względem amerykańskiej waluty o jedną trzecią i w rezultacie poniesiemy straty.
Podsumowując: inwestowanie w złoto jest znacznie bardziej skomplikowane niż mogłoby się wydawać i jednocześnie na cenę kruszcu wpływa tak wiele czynników, że dla spokoju ducha lepiej pozostać przy znanych i dobrze rozumianych formach inwestowania. Pogoń za kolejnym hitem sezonu najczęściej kończy się dołączeniem do trendu tuż przed jego załamaniem.
Zamiast poszukiwać okazji do szybkiego zarobku na egzotycznych rynkach, pozostańmy przy znanych metodach pomnażania kapitału. A pytanie "Co nowego kupić?" zamieńmy na "Kiedy kupić już znane aktywa?".
Łukasz Wróbel